Kiedy w 2001 roku Adam Małysz zwyciężył w 49. Turnieju Czterech Skoczni, a "małyszomania" zaczęła ogarniać cały kraj, w kalendarzu Pucharu Świata nie było ani jednego konkursu w Polsce. Zmieniło się to w kolejnym sezonie i na Wielkiej Krokwi rozegrały się niezwykłe sceny.
Wszyscy do Zakopanego
Kibice, którzy w każdy weekend zasiadali przed telewizorami, aby śledzić poczynania "Orła z Wisły", nie mogli się doczekać konkursu w Polsce i zwycięstwa polskiego zawodnika. Fani nie zawiedli - bilety wyprzedano nawet na treningi i kwalifikacje. Był to jednak dopiero wstęp.
Zakopane zalało morze kibiców, na co - jak się okazało - organizatorzy nie byli całkiem przygotowani. - To były czasy, gdy na skoczni nie było ogrodzenia. Nie było mowy, żeby zapanować nad tłumem - mówił w rozmowie z "Polska The Times" Andrzej Kozak, prezes Tatrzańskiego Związku Narciarskiego.
Na skoczni jeszcze w nocy
Przed pierwszym konkursem pierwsi kibice pojawili się na skoczni w środku nocy. Nad ranem było ich już 10 tysięcy, a gdy ruszała seria próbna - 40 tys. Tłum cały czas się powiększał i można było odnieść wrażenie, że ludzie są dosłownie wszędzie.
ZOBACZ WIDEO: Ekstremalna sytuacja w Zakopanem. "Było niebezpiecznie"
Pod kasami dochodziło do dantejskich scen, były bójki, omdlenia, przepychanki. Część osób weszła na skocznię z fałszywymi biletami. Inni zdołali kupić prawdziwe, ale mimo to nie dostali się na skocznię.
Szacuje się, że konkursy w Zakopanem mogło obejrzeć nawet 100 tys. osób., co jest wynikiem wręcz niewyobrażalnym. Mówi się, że to największy najazd na stolicę polskich Tatr w historii.
Wściekłość Hofera
Przerażony całą sytuacją był Walter Hofer, ówczesny szef Pucharu Świata. - Baliśmy się, że skończy się klapą, że wszystko runie. Pamiętam, jak ludzie mówili mi: "proszę się przestać stresować, my tylko chcemy zobaczyć Adama" - tłumaczył "Gazecie Wyborczej".
Przerodziło się to we wściekłość, gdy ludzie zaczęli siadać przy zeskoku, wchodzić na drzewa i zajmować miejsca pod progiem skoczni. Walter Hofer zaczął machać rękami, zagroził odwołaniem zawodów. Dopiero wtedy sytuacja zaczęła się uspokajać.
Dochodziło także do nieprzyjemnych sytuacji. Największym rywalem Małysza był wtedy Sven Hannawald. Podobnie jak w Harrahovie, także i w Zakopanem kibice rzucali w niego śnieżkami. A gdy niemal zwyciężył w sobotnim konkursie, został potężnie wygwizdany.
Sytuacja diametralnie zmieniła się rok później, kiedy reprezentant Niemiec został ciepło przyjęty przez fanów Biało-Czerwonych.
"Jest pierwszy!"
Małysz był rozczarowany zajęciem dopiero 7. miejsca. Co więcej, w nocy z soboty na niedzielę został obudzony przez polskich kibiców, którzy zgromadzili się pod oknami Centralnego Ośrodka Sportu, aby głośno zaśpiewać "nic się nie stało".
- Poczułem głębokie wzruszenie, wdzięczność dla tych rodaków, którzy może ledwo co wyszli z knajpy i ruszyli pod skocznię, żeby tam czekać godzinami na mrozie, a potem dmuchnąć nam pod narty - mówił Adam Małysz po latach.
Rywalizacja była niezwykle emocjonująca. Znów stoczył pasjonujący bój ze Svenem Hannawaldem. Tym razem zwycięski, choć do końca nie było to przesądzone. W drugiej serii skoczył bowiem o 1,5 metra krócej od Niemca. - Jest! Adam pierwszy! - mógł w końcu wykrzyczeć w niebogłosy spiker.
Adam Małysz zwyciężył na własnej ziemi po raz pierwszy w karierze. Co ciekawe, tym, który na samym początku pośpieszył z gratulacjami był właśnie Sven Hannawald.
Ucałował śnieg
Wielu kibiców do dziś pamięta te obrazki - Adam Małysz w euforii, całuje śnieg. W euforii była także ówczesna para prezydencka - Aleksander i Jolanta Kwaśniewscy. Małysz zwyciężył różnicą zaledwie 0,6 pkt, ale to nie miało znaczenia.
Około 100 tys. osób ryknęło z radości. Emocje udzieliły się także Apoloniuszowi Tajnerowi, który... rzucił się w dół zeskoku. - Nawet tacy starsi ludzie jak ja tracą głowę w takich chwilach - mówił po latach.
To było istne szaleństwo, ale i przełamanie. Od tamtej pory starty w Zakopanem nie wywoływały u Małysza takiego stresu. Zwyciężał tam jeszcze w 2005 i 2011 roku. Organizatorzy również odebrali cenną lekcję i obecnie spora część skoczków nie może doczekać się, aby poczuć atmosferę Zakopanego.
Z powodu restrykcji trybuny nie wypełnią się jednak w całości. Na oba dni przygotowano po 9 tys. wejściówek. Na sobotę zaplanowano zmagania drużynowe, natomiast w niedzielę przeprowadzona zostanie rywalizacja indywidualna. Oba konkursy wystartują o godz. 16:00, a transmisję pokażą stacje TVP 1, TVP Sport i Eurosport 1, a także platformy WP Pilot, Player i Eurosport Player. Tekstowe relacje live przeprowadzi portal WP SportoweFakty.
Czytaj także:
- Piątkowe skoki w Zakopanem storpedowane. Niespodziewany lider Polaków w przerwanym treningu
- "To przez ciebie przegrał Małysz". Zdradził, co pisali do niego Polacy