W pierwszym skoku Piotr Żyła poszybował na 124. metr. W drugiej próbie uzyskał dwa metry mniej. Takie próby to z pewnością nie jest to, czego oczekują od niego kibice. Bez wątpienia sam skoczek chciałby osiągać lepsze rezultaty.
- Nie był, nie był to mój dzień - mówił Żyła przed kamerami Eurosportu. Czy od rana czuł, że mu nie pójdzie?
- Właśnie wszystko grało - wyjawił. Po chwili postanowił nieco zmienić kierunek rozmowy. - Ale fajnie, kibice przyszli, może pogadamy o czymś innym - kontynuował.
ZOBACZ WIDEO: Ekstremalna sytuacja w Zakopanem. "Było niebezpiecznie"
W końcu padło nawiązanie do wozów strażackich, które pojawiły się w Bischofshofen. Tam kibiców nie było, więc służby próbowały zagrzewać skoczków do dalekich skoków przy użyciu... syren.
- Wydaje mi się, że za bardzo przyzwyczaiłem się do tego Bischofshofen - spostrzegł Żyła.
Tym razem wozów pod skocznią nie było. - To chyba był problem - zażartował polski skoczek.
- Nie no, bardziej rozbieg, ale jak wóz będzie, to może będzie podobnie - podsumował.
Czytaj także:
> Europejskie media skomentowały to, co zrobili Polacy
> Kompromitacja polskich skoczków w Oberstdorfie