Małysz jest wściekły. Mówi o wyborze trenera Polaków

WP SportoweFakty / Na zdjęciu: Adam Małysz
WP SportoweFakty / Na zdjęciu: Adam Małysz

Mimo wielu doniesień medialnych, w Planicy nie poznamy nazwiska nowego trenera polskich skoczków. Tak przynajmniej twierdzi Adam Małysz. - Decyzja zapadnie po sezonie - przekonuje dyrektor w Polskim Związku Narciarskim.

Adam Małysz jest już po rozmowie z Michalem Doleżalem, obecnym trenerem głównym polskiej kadry. Wcześniej wielokrotnie powtarzał, że chce poznać odpowiedzi na pytania, co jest przyczyną niemocy polskich skoczków i jakie są pomysły na to, aby tę niemoc przezwyciężyć.

Czy takie odpowiedzi padły? - Nie do końca. Ale tutaj i tak bardziej chodzi o związek i jego zarząd. Michał będzie zaproszony po sezonie na rozmowę. Nie tylko w tej sprawie, ale też ogólnie, aby porozmawiać o przyszłości - twierdzi dyrektor w PZN w rozmowie z WP SportoweFakty.

Małysz nie chce rozmawiać na temat wyboru szkoleniowca na kolejne sezony, ale jedno jest pewne: - Chcemy ten sezon spokojnie dokończyć. Decyzja zapadnie po sezonie. Nie ogłosimy jej w Planicy, jak podają media. Najpierw trzeba zakończyć sezon, a potem podjąć ostateczną decyzję. Decyzję, która nie należy do mnie, ale do związku. Ja dostałem zlecenie prowadzenia rozmów w trenerami.

ZOBACZ WIDEO: Była gwiazda sportu próbuje sił w tanecznym show. Tak sobie radzi

Związek ma ogłosić decyzję niedługo po Planicy. Nie ma na co czekać, bo wszyscy, na czele z reprezentantami Polski, muszą wiedzieć, co robić, z kim i jak pracować.

Małysz nie podaje nazwisk trenerów, z którymi rozmawia. Wiadomo jednak, że wśród nich nie ma już Aleksandra Pointnera, który nie dogadał się z PZN w kwestiach finansowych. Nadal jednak mówi się o Thomasie Thurnbichlerze, asystencie Andreasa Widhoelzla w austriackiej kadrze.

Jeśli Doleżal nie zostanie na stanowisku, szybko może zmienić kraj zatrudnienia. Dostał bowiem propozycje z zagranicy.

- Co prawda wiem to nie od niego, ale z mediów. Ma propozycje z czterech krajów, również od Stefana Horngachera. Od Michala wiem tylko, że dostał oferty. Ale skąd - nie mówił - podkreśla Małysz. - Jestem na to wszystko zły. Bo żeby to miało ręce i nogi, cała sprawa potrzebuje spokoju. I ciszy. A w tym momencie trwają spekulacje, dowiadywanie się informacji na boku. To nie służy naszym staraniom. Nie wiem, kto udziela mediom konkretnych informacji. O pewnych rozmowach wiedziały dwie, może trzy osoby. A ja potem dowiaduję się o nich z mediów.

PZN wciąż nie zdecydował, kto zostanie ewentualnym następcą Czecha. Rozmowy wciąż trwają.

- Osoby, z którymi rozmawiam, są bardzo różne. Każda z nich ma wiele do zaoferowania. Ale nie wiem, czy każda pasowałaby do naszej kadry. Kiedy proponowałem Stefana Horngachera, byłem przekonany w 100 procentach, że to jest osoba, której potrzebujemy. Wśród tych, z którymi rozmawiam, część faktycznie jest takich. Jednak co do pozostałej części nie jestem przekonany. Ale to tylko moja opinia, którą przekazuję związkowi. Decyzja będzie należeć do zarządu i prezesa - twierdzi Małysz.

Dodaje też, że polskie skoki potrzebują przede wszystkim jednoznacznego efektu. I spokoju.

- Przede wszystkim chcemy podciągnąć młodych zawodników, a to może nam zapewnić osoba mocno zaangażowana, która przyniesie do Polski dobry system - zaznacza Małysz.

Dalsze losy byłych trenerów Biało-Czerwonych. Stefan Horngacher z największymi sukcesami >>
Przed skoczkami ostatni akt sezonu. Kto wyjedzie z Planicy najszczęśliwszy? >>

Źródło artykułu: