Adam Małysz: Kamil? Wydaje mi się, że nie pała do mnie sympatią

- To mnie bardzo zabolało - tak Adam Małysz komentuje wypowiedzi polskich skoczków w Planicy. Po burzy, jaka rozpętała się w polskich skokach, dyrektor w PZN twierdzi, że jeszcze nigdy nie czuł się tak źle.

Dawid Góra
Dawid Góra
Adam Małysz Newspix / Rafal Oleksiewicz / PressFocus / Na zdjęciu: Adam Małysz
Nieprzedłużenie umowy z Michalem Doleżalem, głównym trenerem polskiej kadry, wywołało wstrząs. Ale skoczków najbardziej zdenerwował fakt, że o niczym wcześniej nie wiedzieli. Mieli porozmawiać z Polskim Związkiem Narciarskim po konkursach w Planicy, tymczasem o końcu współpracy z Czechem dowiedzieli się jeszcze podczas trwania zawodów. Jak twierdzi Adam Małysz, to dlatego, że Doleżal poprosił o informację wcześniej niż zakładano.

Dawid Góra, WP SportoweFakty: Jak wyglądają twoje stosunki z Kamilem Stochem?

Adam Małysz, dyrektor w Polskim Związku Narciarskim: Trudno powiedzieć. Wydaje mi się, że nie pała do mnie sympatią. Wcześniej było okej, pomagałem skoczkom, wszystko było dobrze. W Planicy jednak było widać, że traktuje mnie z dystansem.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: niespodziewana scena na treningu Nadala. Co za gest!
Wasze relacje się zmieniły ze względu na decyzję odnośnie Michala Doleżala?

Nie wiem. Może wcześniej to były tylko pozory? Kamil miał do mnie pretensje już w Trondheim. Twierdził, że publicznie mówimy o poszukiwaniach nowego trenera, co nie powinno mieć miejsca. Ja mu wtedy tłumaczyłem, że ani ja, ani związek, nie rozmawiamy o nowym trenerze. To media podgrzewały atmosferę. A kiedy mnie ktoś pyta, to muszę odpowiadać. Kamil jest zawodnikiem, więc nie ma obowiązku odpowiadania na pytania, ma nieco ułatwioną sprawę. Powiedziałem, że nie będę decydował, kto będzie trenerem - decyzja będzie podana po zawodach w Planicy. Wcześniej skoczkowie powinni koncentrować się na skakaniu. I na tym nasza rozmowa się zakończyła.

Ale później Michał wymógł na nas informację, bo miał inne propozycje, i chciał wcześniej znać postanowienie związku. Zadzwoniłem więc do Wojciecha Gumnego, wiceprezesa PZN i powiedziałem, jaką prośbę ma Michał. On skonsultował sprawę z prezydium związku i przekazaliśmy Michałowi decyzję, że współpraca nie będzie kontynuowana. Nie chcieliśmy konfliktu. Z Michałem podaliśmy sobie ręce, wytłumaczyliśmy sytuację. Michał się cieszył, że wcześniej go poinformowaliśmy, bo teraz ma możliwość rozmawiania o propozycjach, jakie do niego napłynęły. Zaprosiliśmy go też na oficjalne pożegnanie. Zapewniliśmy, że wszystko, co mu się należy, łącznie z premiami, oczywiście będzie wypłacone, bo jeszcze miał zaplanowaną podróż do Warszawy, aby odebrać nagrodę za igrzyska. Uzgodniliśmy też, że to on podejmie decyzję, jak to przekazać zawodnikom. Stwierdził, że planuje im to powiedzieć po konkursie w Planicy, bo nie chce zamieszania.

Chyba zmienił zdanie, bo przekazał decyzję zawodnikom i całemu sztabowi znacznie wcześniej. Skoczkowie stwierdzili, że natychmiast chcą się spotkać z wiceprezesem Gumnym. Były różne pytania, swego rodzaju atak. Ale nie odebraliśmy tego źle, odpowiadaliśmy na każde pytanie. Na koniec Kamil, Dawid i Piotrek podziękowali i wyszli. Potem jeszcze byłem kolejny dzień na zawodach. Przyszedł do mnie Michał i powiedział, że jeszcze dziś chce ogłosić oficjalnie decyzję związku. Powiedziałem, że nie ma problemu, pójdziemy i wszystko powiemy. Stwierdził jednak, że woli sam.

Potem zostaliśmy obrzuceni błotem. Czułem się bardzo źle. Jak intruz. Po wszystkich latach, w których pomagałem skoczkom, dostałem mocno po obu policzkach. Nie wytrzymałem tego, więc pożegnałem się z chłopakami i trenerami, i wyjechałem z Planicy. Szczególnie, że oni w sobotę mieli jeszcze imprezę, więc przypuszczałem, że ataki na mnie będą tym większe. Wolałem się ewakuować i nie brać tego na barki w pojedynkę.

Poza tym, przecież wszyscy wiemy, że nie do zawodników należy wybór trenera. Myślę, że dojdą do tego samego wniosku, jak sobie to przemyślą.

Może mogłeś porozmawiać ze skoczkami jeszcze przed konkursami w Planicy i powiedzieć, że szykuje się zmiana trenera, że pozycja Michala jest mocno zagrożona?

Mogłem. I to, że tego nie zrobiłem, biorę na klatę. Ale widziałem też, jak Kamil się męczył, jaki miał nastrój cały czas. Trudno mi było nagle podjąć decyzję i iść do niego porozmawiać. Może to jest mój błąd, mogłem się przełamać. Blokował mnie też fakt, że w Willingen powiedział, że nie chce teraz rozmawiać na takie tematy. Byłem więc przekonany, że jak skończy się sezon, w Planicy usiądę z nimi na chwilę i porozmawiam. Ale nie było takiej opcji, bo Michał wywarł na nas presję wcześniej.

Kamil na drugi dzień po swoich mocnych słowach, w których mówił nawet o zakończeniu kariery, stwierdził, że ma kaca moralnego. Miałeś z nim potem kontakt?

Nie, jeszcze przed rozmową z Michałem wysłałem mu SMS, czy moglibyśmy się spotkać, ale nie dostałem odpowiedzi. Uznałem więc, że nie chce.

Mnie to wszystko kosztowało bardzo dużo zdrowia. Już w grudniu było widać, że nie ma wyników. Przeżywali to nie tylko zawodnicy i trenerzy, ale my w związku też. Jedziemy na tym samym wózku. Każdy z nas chce, żebyśmy dobrze skakali. Dlatego trochę dziwi mnie reakcja zawodników. Bo gdybyśmy mieli dobre wyniki, a związek by stwierdził, że nie przedłuża współpracy z trenerem, który nadal odnosi sukcesy, to byłoby inaczej. Ale wyników nie było.

W trakcie sezonu wysyłaliśmy sygnały, że jesteśmy zaniepokojeni sytuacją w polskich skokach, ale nie za bardzo dostawaliśmy odpowiedzi na nasze pytania. Tylko, że będzie dobrze i żeby zaufać sztabowi. Dlatego to nie jest tak, że nie dawaliśmy szans. Te szanse sztab dostawał od lat i przez całą zimę. Z tego powodu wypowiedzi zawodników są krzywdzące.

Mówiliśmy o mocnych słowach Kamila. Ale przecież jeszcze mocniej wypowiadał się Piotr Żyła, który z trudem powstrzymał się przed użyciem wulgaryzmów. Mówił też coś o leśnych dziadkach w związku.

To mnie bardzo zabolało. Z Piotrkiem rozmawiałem przed konkursami w Planicy i przed Oberstdorfem. Naświetlałem mu mniej więcej, jakie będą plany związku, choć nic jeszcze nie było przesądzone. I wtedy nie było takiej reakcji, jak przed kamerami w Planicy. To mnie strasznie zabolało.

Jak wyobrażasz sobie dalszą współpracę w polskich skokach?

We wtorek mamy spotkanie w związku. Dostałem zaproszenie na prezydium. Zobaczę, jak to będzie wyglądać. Ale proszę zrozumieć jedno - związek to jest organizacja, która tych zawodników wychowuje i daje im pieniądze, powierzchnię reklamową, szanse startów. Jeśli mają jakikolwiek problem, mogą do nas przyjść i porozmawiać. Dlatego jestem zawiedziony tym, co się wydarzyło. Czekam na to, jak cała sprawa się rozwinie.

Często, jako osoba, która przejęła inicjatywę w sztabie trenerskim, był podawany Grzegorz Sobczyk.

Wszyscy doskonale zdają sobie sprawę z tego, że Grzesiek ma duży wpływ na całą kadrę. I widziałem informację w mediach, jakobym miał z nim konflikt. Ale myślę, że tak nie jest. Funkcjonowaliśmy normalnie. Może nasze stosunki trochę się pogorszyły, ale nie było tak, żebyśmy się wobec siebie negatywnie odnosili.

Zapytałem wcześniej ogólnie o sytuację w polskich skokach. Zapytam teraz nieco bardziej szczegółowo. Wyobrażasz sobie współpracę z tymi samymi ludźmi w przyszłości?

Mówisz o sztabie?

Tak.

Patrząc na to, jak cała sytuacja wyglądała w Planicy, na pewno nie.

Kibicuj polskim skoczkom w Pilocie WP (link sponsorowany)

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×