Dyrektor w Polskim Związku Narciarskim nie ukrywa, że cała polska ekipa była niezwykle zestresowana przed sobotnim konkursem indywidualnym. Mieliśmy aktualnego mistrza świata w kadrze, a skoki podczas treningów były, delikatnie mówiąc, różne.
- Nie pokazywały, że możemy wywalczyć podium. Wiedzieliśmy, że wystarczy, jak chłopaki oddadzą swoje zwykłe skoki i każdy z nich mógłby stanąć na podium. Ale Granerud, Eisenbichler i Lanisek byli bardzo mocni. Trzeba było zrobić naprawdę bardzo dużo, żeby stanąć na podium - przyznaje Małysz.
I dodaje, że Żyła zaskoczył nawet sam siebie. Z trójki Kamil, Dawid i Piotr, on skakał najsłabiej.
- Potem była rozmowa z Michalem Doleżalem i uświadomienie Piotrkowi, że jest za bardzo spięty, że musi wyluzować i skoncentrować się na samym skoku. Ale Piotrkowi wytłumaczyć konieczność koncentracji jest trudno. Sami widzicie, jak się zachowuje. Jego koncentracja to nie jest siedzenie w kącie, spacer czy słuchawki w uszach. On musi odreagować. Przecież po pierwszym skoku w zasadzie fruwał na dole. A potem fruwał na górze. Widać było, że ma wręcz za dużo energii - nie ukrywa Małysz.