Zdobycie pierwszego tytułu na normalnym obiekcie wcale nie zmniejszyło presji. Kamil Stoch przyznał, że tak naprawdę tym razem było nawet trudniej. - Nie było spokoju przed zawodami, denerwowałem się dużo bardziej niż przed konkursem na normalnej skoczni. Na szczęście wszystko się złożyło dla mnie dobrze. Starałem się skakać normalnie, tak jak potrafię najlepiej. Popełniłem kilka błędów, zwłaszcza w drugim skoku, ale udało się, wygrałem zawody, wolno mi (śmiech) - powiedział Stoch dla TVP.
Polak jest od soboty trzecim w historii skoczkiem, który wygrał na jednych igrzyskach obydwa konkursy indywidualne. Przed nim takim wyczynem pochwalić się mogli tylko Matti Nykanen i Simon Ammann. - Mam trochę dziwne myśli. Zastanawiam się, czy to się dzieje naprawdę czy mi się tylko śni. To jest coś niesamowitego, co się tutaj dzieje. Nie myślę o tym, że jestem trzeci w historii, który wygrał oba konkursy indywidualne. Dzisiaj przy tych skokach, które oddałem, to jest dla mnie szok, że w ogóle udało się wygrać. Drugi skok to była katastrofa. Na wyniki czekaliśmy bardzo długo. Nie powinno się tak robić. Chyba chcą nam skrócić trochę życie (śmiech).
Stoch nie krył, że dużo radości sprawiło mu zwycięstwo Zbigniewa Bródki w łyżwiarskim biegu na 1500 metrów. W niedzielę obydwaj Polacy spotkają się na dekoracji medalowej. Nasz skoczek dodał również, że swój sukces dedykuje żonie Ewie. - Mega gratulacje dla Zbyszka. Fajnie będzie się z nim jutro spotkać. To co zrobił to też jest wyczyn historyczny. Jak najbardziej mnie to napędziło i pokazało, że trzeba walczyć o swoje. Wygraną zadedykuję żonie, za to że nie ma mnie wtedy, kiedy ona mnie potrzebuje, nie ma mnie kiedy chciała żebym był, i że nie ma mnie wtedy, kiedy ja sam bym sobie tego życzył.
Źródło: TVP
Czytaj całość