Byłem załamany, różne myśli przychodziły do głowy - rozmowa z Maciejem Kotem

Maciej Kot nie ukrywa, że po konkursie drużynowym w Soczi był załamany wynikiem zespołu. Na szczęście, szybko udało mu się pozbyć negatywnych emocji.

W tym artykule dowiesz się o:

Dawid Góra: Czuje pan zmęczenie po igrzyskach?

Maciej Kot: Na pewno lekkie zmęczenie odczuwam, ale nie tyle samymi startami, bo między nimi były przerwy, co podróżą i tym, co działo się poza skocznią. Wiele odpoczynku nie było.

Dziennikarze rozdzwonili się po powrocie?

- Nie, to mój pierwszy wywiad. Jest spokój, przynajmniej u mnie. Domyślam się, że wszyscy są skoncentrowani na Kamilu.

Jak po upływie kilku dni ocenia pan swój występ podczas igrzysk?

- Emocje opadły, zaczynam patrzeć na to z innej strony. Dopływają do mnie informacje choćby od znajomych, którzy są zadowoleni z mojego występu - to bardzo budujące. Oczywiście kiedy wspominam swoje starty pojawia się niedosyt, bo byłem blisko osiągnięcia wyznaczonych celów, ale teraz trzeba się skupić przede wszystkim na wyciągnięciu pozytywnych wniosków. Przede mną jeszcze sporo występów, muszę się odpowiednio zmotywować. Podsumowując Soczi - na skoczni normalnej zaliczyłem bardzo dobry start. Można zastanawiać się co by było gdyby, ale 7. lokata mnie cieszy - to są igrzyska olimpijskie, nie przegrałem z byle kim, a pokonałem kilka wielkich nazwisk. Na dużej skoczni oddałem dobre skoki, szczególnie w odniesieniu do warunków, ale nie ukrywam, że liczyłem na pierwszą dziesiątkę. Po konkursie drużynowym natomiast było wielkie rozczarowanie i niedosyt. Liczyliśmy na medal i było nas na niego stać. Z drugiej strony, 4. miejsce na igrzyskach jest najlepszym w historii. Nie mamy powodu do wstydu, bo nie odpuszczaliśmy i walczyliśmy do końca. Druga seria w naszym wykonaniu była naprawdę zadowalająca. Pokazaliśmy chęć walki i za to należą się brawa dla chłopaków, a że się nie udało... żałujemy. Sprawdziliśmy się jednak jako drużyna, należy wyciągać z naszego startu pozytywne wnioski. Potrafiliśmy razem przetrwać ten trudny moment. Chcemy walczyć nadal - w tym roku przed nami jeszcze trzy konkursy drużynowe.

[b]

Razem z Kamilem Stochem i Janem Ziobro był pan najrówniej skaczącym zawodnikiem w polskiej kadrze.[/b]

- Patrząc na wyniki na wszystkich skoczniach, to tak było. Byliśmy trzema zawodnikami, którzy startowali w każdym konkursie. Dawid i Piotrek musieli walczyć o miejsce. Na podstawie choćby wyników z treningów zapewne nie są do końca zadowoleni ze swoich startów, bo forma nie była odpowiednia, nie oddawali takich skoków, na jakie ich stać. Jeśli chodzi natomiast o naszą trójkę - warto zaznaczyć, że dla Jaśka to jest właściwie pierwszy pełny sezon. Świetnie zaprezentował się choćby w zawodach drużynowych. Wiadomo, że Kamil zdobył najwięcej punktów, ale Jasiek naprawdę skakał na sto procent swoich możliwości. 

Jan Ziobro stwierdził, że trudno będzie "przełknąć" czwarte miejsce w konkursie drużynowym. Pan również rozpamiętuje te zawody?

- Zaraz po konkursie, kiedy jeszcze emocje nie opadły, byłem załamany. Walczyliśmy o medal do końca, a potem okazało się, że zajęliśmy 4. pozycję. W takich sytuacjach czuć negatywne emocje, różne myśli przychodzą do głowy. Po powrocie do szatni uświadomiłem sobie jednak, że przecież nie da się cofnąć czasu. Doświadczałem rozczarowań również w przeszłości i wiedziałem doskonale, że negatywne emocje w niczym nie pomogą. 

Podczas igrzysk olimpijskich wziął pan udział w trzech najważniejszych zawodach w sezonie. Nie zabraknie motywacji na kolejne starty?

- Nie, motywacja nawet wzrosła. W każdym razie, na pewno nie zmalała. To jest coś fajnego, że nie kończymy sezonu igrzyskami. Udało się wypracować dobrą dyspozycję, więc szkoda byłoby teraz tego nie wykorzystać. Szczególnie, że startów jeszcze jest sporo.

Prawdopodobnie znowu nie będzie czasu na spokojne treningi. To może przeszkodzić w walce o wysokie pozycje w Pucharze Świata czy mistrzostwach świata w lotach narciarskich?

- W razie potrzeby trenowania skocznia w Szczyrku jest gotowa. Sporo skoków oddaliśmy jednak na igrzyskach. Praktycznie codziennie organizowano treningi. Stąd teraz bardziej potrzebny jest odpoczynek, nabranie świeżości.

Na koniec pytanie z nieco innej beczki. Niedawno w Internecie pojawiły się pana zdjęcia wykonane przez profesjonalnego fotografa w zimowych okolicznościach i... niepełnym ubiorze. To była jednorazowa akcja czy teraz częściej chce się pan promować również w nieco bardziej popkulturowy sposób?

- To było jednorazowe. Dostałem propozycję od dziennikarzy i reportera, a jestem znany z otwartości - zgodziłem się. Do momentu przyjazdu ekipy nie wiedziałem, jak to będzie wyglądać. W takim wydaniu dotychczas nie można było mnie oglądać. Czasami jednak mam dość postrzegania mnie, jako grzecznego nastolatka. W końcu mam już swoje lata. Zdjęcia wyszły chyba całkiem fajnie. Jeśli chodzi o takie działania w przyszłości - sam się nie będę promował, ale jeśli jakaś gazeta czy inne medium wyrażą zainteresowanie to raczej nie odmówię. Takie sesje zdjęciowe są dobrą zabawą.

Sporty zimowe na SportoweFakty.pl - Jesteśmy na Facebooku, dołącz do nas.

Źródło artykułu: