Tajemnicza śmierć "Beckenbauera NRD". To Stasi poleciła go zlikwidować?

AFP / Fot. DPA AFP / Lutz Eigendorf w barwach 1. FC Kaiserslautern
AFP / Fot. DPA AFP / Lutz Eigendorf w barwach 1. FC Kaiserslautern

Lutz Eigendorf był jednym z największych talentów w NRD. Grał w Dynamie Berlin - ukochanym klubie szefa Stasi. Erich Mielke miał potraktować ucieczkę sportowca do RFN jako osobistą zniewagę. Cztery lata później piłkarz zginął w tajemniczym wypadku.

20 marca 1979 roku. Dynamo Berlin - jeden z najlepszych klubów NRD w tamtym okresie - zostało zaproszone na mecz towarzyski do RFN. 1.FC Kaiserslautern udzielił mu srogiej lekcji futbolu, wygrywając 4:1. Na drugi dzień piłkarze i sztab szkoleniowy Dynama wracali do Berlina. W Giessen mieli zaplanowany postój.

W pewnym momencie Lutz Eigendorf - gwiazda zespołu i reprezentacji NRD - odłączył się od ekipy. Zamówił taksówkę, a kierowcę poprosił o kurs do Kaiserslautern. Podjął decyzję o pozostaniu na Zachodzie.

Nie był ani pierwszym, ani ostatnim sportowcem z byłej NRD, który się na to odważył. W sumie taką drogę obrało ok. 600 przedstawicieli świata sportu. Jednak Eigendorf z pewnych względów był dla władz NRD postacią szczególną. Postacią, której nie mogły wybaczyć zdrady ojczyzny.

Został zdrajcą i wrogiem publicznym

Po pierwsze, ze względu na talent. Jako nastolatek Eigendorf związał się z Dynamem Berlin, w wieku 18 lat zadebiutował w Oberlidze (najwyższej klasie rozgrywek), szybko stał się ważnym ogniwem zespołu. Występował w linii pomocy, ale zabezpieczał także tyły, dlatego nadano mu przydomek "Beckenbauer Wschodu" (albo "Beckenbauer NRD"). Z kadrą do lat 21 wywalczył wicemistrzostwo Europy. Zanotował także wejście z przytupem do seniorskiej reprezentacji. W debiucie strzelił dwa gole Bułgarii, w kolejnym meczu - z Czechosłowacją - zdobył jedną bramkę.

Po drugie, ze względu na to, kto był jego wielkim fanem. To Erich Mielke, szef Stasi (Ministerstwo Bezpieczeństwa Państwowego NRD) w latach 1957-1989. Był on zakochany w futbolu, a zwłaszcza w Dynamie Berlin. Swojej ulubionej drużynie chciał zapewnić jak najlepsze warunki do odnoszenia sukcesów. Jak informują niemieckie media, uwielbiał grę Eigendorfa. Był jego wielkim fanem. A tu taki numer... - Zdrajca! Wróg publiczny! - miał wściekać się Mielke po ucieczce Eigendorfa. Szef Stasi tak tego nie zostawił.

"Beckenbauer NRD" po przyjeździe do Kaiserslautern początkowo się ukrywał. Pierwsze dni spędził w pensjonacie pod fałszywym nazwiskiem. Później jednak zgłosił się do władz 1. FC Kaiserslautern. Dyrektor klubu Norbert Thines zaprosił go do własnego mieszkania. Tymczasem w NRD rozpętało się piekło.

Wolność w RFN. Z... 50 agentami "na karku"

Agenci Stasi wkroczyli do mieszkania żony Eigendorfa - Gabriele (para miała małą córeczkę). Przeprowadzili rewizję, koniecznie chcieli znaleźć materiały świadczące o tym, że Lutz planował ucieczkę. Niczego nie znaleźli, ale rodzina od tego momentu pozostawała pod ścisłą obserwacją. Media początkowo nie poruszały tematu, jedynie w "Neue Deutschland" ukazała się króciutka informacja o Eigendorfie, zatytułowana "Kupiony i zdradzony". Wiadomości szybko jednak rozchodziły się pocztą pantoflową. Gdy Dynamo rozgrywało mecze, kibice drużyn przeciwnych skandowali z ironią "Gdzie jest Eigendorf?".

Zawodnik nie mógł rozgrywać oficjalnych spotkań. Dynamo, z którym miał przecież ważną umowę, zgłosiło sprawę do FIFA. Międzynarodowa federacja piłkarska zawiesiła Niemca na rok. Władze Kaiserslautern były jednak cierpliwe. Postanowiły poczekać, a w okresie karencji zaproponowały Eigendorfowi rolę trenera grup młodzieżowych. We wrześniu 1979 r. podpisał kontrakt z "Czerwonymi Diabłami", a zadebiutował w ich barwach w Bundeslidze w kwietniu 1980 r.
[nextpage]Lutz rozkoszował się wolnością, ale była to wolność pozorna. Szef Stasi nakazał bowiem stałą obserwację zawodnika. Zajmowało się tym ok. 50 agentów przebywających na terenie RFN. Śledzili oni każdy krok Eigendorfa. Notowali wszystko. Także to, dokąd jedzie i jaki ma styl prowadzenia samochodu. Kilka lat później okazało się to bardzo ważną informacją.

"Romeo" rozkochał żonę

Równocześnie w Berlinie prowadzona była operacja pt. "Róża". Na polecenie Stasi jeden z tajnych współpracowników miał "zaopiekować" się żoną piłkarza Gabriele. Po to, by kobiecie nie udało się dołączyć do męża. Agentem był przyjaciel Gabriele z dzieciństwa, noszący pseudonim "Peter", który później występował w aktach także jako "Romeo". Działał skutecznie, owijał sobie kobietę wokół palca. Gabriele zapomniała o Lutzu. Już w lipcu 1979 r. przeprowadzona została sprawa rozwodowa. Agent Stasi następnie poślubił żonę Eigendorfa i miał z nią dziecko.

Lutz także ułożył sobie życie prywatne. W Kaiserslautern poznał Josephine, która została jego drugą żoną, a następnie urodziła mu syna. W 1982 r. piłkarz-uciekinier zmienił klub - przeniósł się do innego zespołu Bundesligi, Eintrachtu Brunszwik. W nim nie wiodło mu się już tak dobrze. Zdążył zagrać tylko dziewięć spotkań.

5 marca 1983 r. mógł rozegrać dziesiąte, ale trener Eintrachtu Uli Maslo - niezadowolony z jego postawy we wcześniejszych spotkaniach - posadził go na ławce w meczu z VfL Bochum. Zespół z Brunszwiku przegrał go 0:2. Lutz Eigendorf miał prawo być sfrustrowany.

2,2 promila. Po dwóch małych piwach?

26-letni piłkarz wrócił po spotkaniu do domu, ale wieczorem pojechał do knajpy "Cockpit", w której umówił się ze swoim instruktorem pilotażu. Według relacji świadków Eigendorf wypił dwa małe piwa (o pojemności 0,2 l), po czym - ok. godz. 22.00 - opuścił lokal. Wsiadł do Alfa Romeo GTV 6 i odjechał w kierunku Querum, gdzie mieszkał. Godzinę później doszło do tragedii. Na mokrej jezdni stracił panowanie nad samochodem, zjechał z drogi i z dużą prędkością uderzył w drzewo. Doznał bardzo poważnych obrażeń głowy i klatki piersiowej.

Juergen Stumm był wówczas lekarzem klubowym Eintrachtu Brunszwik, a tego wieczoru miał dyżur w klinice w Brunszwiku. - Na tym zakręcie rosło wiele grubych drzew, niestety w tym miejscu dochodziło do trzech-czterech ciężkich wypadków rocznie. Gdy przywieziono Lutza do szpitala, było dla mnie jasne, że nie przeżyje z tak poważnymi obrażeniami głowy - wspominał Stumm. Lekarze stoczyli walkę o życie piłkarza, niestety zakończoną niepowodzeniem. 7 marca, o godz. 9.15, Eigendorf zmarł.

Tak wyglądał rozbity samochód Eigendorfa.

Fot. WOLFGANG WEIHS / DPA / AFP
Fot. WOLFGANG WEIHS / DPA / AFP

Tragiczny wypadek - tak początkowo przedstawiano to zdarzenie w mediach. Aż wyszła na jaw szokująca informacja. W szpitalu okazało się, że piłkarz miał we krwi... 2,2 promila! - Było kilku świadków, którzy zeznali, że widzieli go, jak wypił jedno, najwyżej dwa małe piwa. Był całkowicie trzeźwy, gdy opuszczał bar przed wypadkiem - mówił w rozmowie z "Deutsche Welle" Andreas Holy, historyk badający sprawę śmierci Eigendorfa. Jest on jednym z tych, którzy powiązali fakty i doszukują się udziału w tej tragedii tajnej policji NRD.

Podali mu alkohol, a potem oślepili?

Po odtajnieniu akt Stasi Holy spędził wiele godzin na poszukiwaniu śladów, które mogłyby świadczyć o tym, że Eigendorf został zamordowany. Znalazł kilka tzw. planów działania. Jego uwagę przykuła ręcznie sporządzona notatka. Ze słowami "Verblitzen, Eigendorf". "Verblitzen" to słowo, którego miała używać Stasi. Oznaczające to samo co czasownik "blenden", czyli "oślepić".
[nextpage]Historyk przedstawia następującą sekwencję zdarzeń. Po opuszczeniu knajpy Eigendorf miał zostać uprowadzony przez agentów Stasi, którzy go otruli. Prawdopodobnie - pod groźbą utraty życia - podali mu alkohol dożylnie. Następnie wypuścili go, ale w dalszym ciągu za nim podążali. Gdy przerażony piłkarz Eintrachtu Brunszwik pędził w stronę domu (miał w zwyczaju prowadzić samochód z dużą prędkością), z przeciwnej strony nadjechała ciężarówka. Oczywiście z agentem Stasi za kierownicą, który w decydującym momencie oślepił Eigendorfa.

W teorię o zamachu na życie piłkarza wpisują się także inne okoliczności. Eigendorf był człowiekiem dość niepokornym. Udzielił kilku wywiadów, w których otwarcie krytykował władze NRD. Najbardziej miał rozwścieczyć Ericha Mielke występem przed... Murem Berlińskim. Dwa tygodnie przed śmiercią piłkarz rozmawiał z zachodnioniemieckim reporterem, a w tle widać było stadion jego byłego klubu - Dynama. Władze Niemiec Wschodnich odebrały to jako zniewagę. Czy wówczas zapadła decyzja o zamordowaniu sportowca?

Szereg błędów w śledztwie

Joerg Berger, nieżyjący już trener wielu niemieckich ekip - m.in. Freiburga, Eintrachtu Frankfurt, FC Koeln czy Schalke 04, w wywiadzie z 2000 r. zdradził, że ostrzegał Eigendorfa. On sam także uciekł w 1979 r. do RFN. - Zauważyłem, że byłem później obserwowany przez Stasi. Stawiano mnie pod presją, były momenty, w których bałem się o życie - mówił Berger, który w tamtym okresie nie chciał wypowiadać się na temat NRD. Nie zamierzał ryzykować. Co innego Eigendorf. - Lutz wolał nazywać rzeczy po imieniu. Ostrzegałem go, że oni nie zniosą takiego zachowania. To nie był wypadek - dodał Berger pytany o wydarzenia z 1983 r.

Do innego wniosku doszedł prokurator, który zajmował się tą sprawą. Nadspodziewanie szybko zakończył śledztwo. Alkohol, nadmierna prędkość, wypadek - na pierwszy rzut oka wydawało się to oczywiste. Zignorowano jednak całkowicie polityczne tło.

Do tego popełnione zostały poważne błędy w śledztwie. Dziennikarz Heribert Schwan, który napisał książkę, na podstawie której nakręcił dokument pt. "Śmierć zdrajcy". Zwrócił uwagę na fakt, że nie przeprowadzono sekcji zwłok Eigendorfa (mogłaby potwierdzić ewentualne otrucie). Nie zlecono także szczegółowych badań kryminalistycznych rozbitego pojazdu. Krążyła bowiem także wersja, że w Alfie Romeo uszkodzono hamulce.

Sensacyjne zeznania byłego agenta

Po latach, w dość przypadkowych okolicznościach, sprawa Eigendorfa powróciła na czołówki gazet. W 2010 r. przed sądem w Duesseldorfie toczyła się sprawa przeciwko Karlowi-Heinzowi F., byłemu współpracownikowi Stasi, działającemu pod pseudonimem "Klaus Schlosser". Był on oskarżony o napad na drogerię (za co został skazany na 6,5 roku więzienia). F. niespodziewanie zabrał głos w sprawie wydarzeń sprzed lat. - Miałem zamordować Lutza Eigendorfa. Uciekł nielegalnie, grał w ukochanym klubie Ericha Mielke. Przyjąłem zlecenie morderstwa, ale go nie wykonałem - zeznał w sądzie. Faktem jest, że F. zaprzyjaźnił się z byłym reprezentantem NRD. Zdobył także zaufanie jego drugiej żony, nocował w ich domu.

W 2011 r. prokuratura w Berlinie próbowała wznowić śledztwo, ale okazało się, że część istotnych dokumentów zniknęła z archiwów Stasi. Brak twardych dowodów - to właśnie dlatego trudno jednoznacznie stwierdzić, że piłkarz zginął w wyniku działania tajnej policji NRD.

W dyskusji pojawiają się także argumenty przeciwko zamachowi na "zdrajcę". Oślepienie piłkarza byłoby dość ryzykownym zabiegiem. Eigendorf nie musiał przecież uderzyć w drzewo, mógł wjechać w pole. A gdyby próba morderstwa się nie powiodła, doszłoby do międzynarodowego skandalu. Dla NRD, która akurat w tamtym okresie wystąpiła do RFN o wysoki kredyt, mogłoby to być fatalne w skutkach.

17 marca 1983 r. Eigendorf spoczął na cmentarzu w Kaiserslautern. Rodzice piłkarza dostali zgodę na wyjazd na pogrzeb. Do NRD już nie wrócili.

Źródło artykułu: