Był pijany, broń wystrzeliła, jego kierowca zmarł. Dramatyczna historia koszykarza NBA
Wystąpił w Meczu Gwiazd z Michaelem Jordanem, wielka kariera stała przed nim otworem. Wszystko poszło nie tak. Najpierw ciężka kontuzja, a potem śmierć kierowcy.
Jayson Williams grał w NBA w latach 1990-1999 w zespołach: Philadelphia 76ers i New Jersey Nets. Początkowo uznawany był za mało znaczącego zmiennika, ale poprawiał się z każdym rokiem. W sezonie 1997/98 notował średnio 12,9 pkt i 13,6 zb. na spotkanie. Był jednym z najlepszych zawodników całej ligi.
Wystąpił w Meczu Gwiazd (w jednym składzie z m.in. Michaelem Jordanem), a działacze z New Jersey zaoferowali mu porządny kontrakt. Williams za 6 lat gry miał dostać 90 mln dolarów. W kolejnym sezonie wszystko się posypało. 1 kwietnia 1999 roku zderzył się z kolegą podczas meczu i wylądował na stole operacyjnym. Uszkodzone kolano trzeba było "naprawić" za pomocą śrub i metalowej płytki. To był początek końca.
Był mocno pijany
Nie zagrał przez cały kolejny sezon i w czerwcu 2000 roku oficjalnie zakończył karierę. Przez osiem lat w NBA zarobił nieco ponad 63 mln dolarów. Za blisko 8 mln kupił rezydencję, w której w 2002 roku doszło do tragedii.
Williams był wtedy nie tylko spokojnym emerytem NBA, ale też ekspertem stacji NBC. Oficjalnie żadnych większych skandali. Zawodnik był dwukrotnie żonaty, adoptował córkę i syna swoich przyrodnich sióstr, które zmarły w latach osiemdziesiątych na AIDS.
Zobacz Mistrz świata idzie do więzienia. Bokser zrobił awanturę o samochód
14 lutego zaprosił grupkę znajomych i prowadzał po swojej ogromnej posiadłości w Alexandria Township. Kiedy zabrał się do pokazywania kolekcji broni (zawodnik NBA słynął z tego, że miał mały arsenał), był już mocno pijany. 55-letni Costas Cristofi, osobisty kierowca koszykarza, był jedną z osób, której Williams prezentował broń.
W pewnym momencie strzelba wystrzeliła. Kula trafiła Christofiego w klatkę piersiową. Ciężko ranny zmarł chwilę później.
Drugi O.J. Simpson
Jak wykazywali potem obrońcy koszykarza, doszło wtedy do nieszczęśliwego wypadku. Żadna brawura, szaleństwo czy popisy - po prostu wypadek, jaki mógł zdarzyć się każdemu, nie tylko osobie pod wpływem alkoholu. Nastąpił samoistny wystrzał, po którym śmierć poniósł Christofi - taką przyjęto wersję.
Jak wykazało śledztwo, Williams od razu po tragedii wytrzeźwiał i to na tyle, że zaczął zacierać ślady przestępstwa. Najpierw włożył broń w ręce szofera, co miało sugerować samobójstwo. Prosił wszystkich gości, żeby kłamali i potwierdzali taką właśnie wersję wydarzeń. Potem spalił ubranie, w którym doszło do wypadku, wreszcie wziął kąpiel, żeby tylko usunąć ślady zabójstwa. Adwokaci byłego koszykarza tłumaczyli to szokiem.Opinia publiczna była wstrząśnięta. Wymiarowi sprawiedliwości zarzucano, że próbuje - wskutek politycznej poprawności - uratować czarnoskórego Williamsa za wszelką cenę. Przypominano w tym kontekście, że nie wszyscy są równi wobec prawa, a za przykład podawano proces O.J. Simpsona.
Z nożem pod poduszką
Wyrok w sprawie śmierci kierowcy zapadł po ośmiu latach. W 2010 roku Williams został skazany na pięć lat, ale - zgodnie z wyrokiem - mógł wyjść z więzienia po osiemnastu miesiącach za dobre sprawowanie. Tak też się stało. Za kratkami nawrócił się, a po odbyciu kary zaangażował w życie lokalnego kościoła.
NA DRUGIEJ STRONIE DOWIESZ SIĘ, DLACZEGO POLICJA MUSIAŁA UŻYĆ WOBEC WILLIAMSA PARALIZATORA I KIEDY KRZYCZAŁ, ŻE ZNOWU KOGOŚ ZABIJE.