Podczas igrzysk olimpijskich w Calgary - w 1988 roku - tytuł mistrzyni olimpijskiej w łyżwiarstwie figurowym obroniła Katarina Witt. Solistka z NRD zwyciężyła, wykonując program dowolny do opery "Carmen" Georgesa Bizeta. Gdy zjeżdżała z lodu, kibice zgotowali jej owację na stojąco. Nagle pojawił się przed nią mocno zbudowany mężczyzna z kruczoczarnymi włosami. Z kwiatami w rękach.
- Katarina - zawiesił głos. - Jestem Alberto Tomba. Ja też jestem mistrzem olimpijskim. - Naprawdę? - podniosła brwi Witt. - A niby w jakiej dyscyplinie? - miała odpowiedzieć łyżwiarka z NRD. Tak ich pierwsze spotkanie opisywał "The Telegraph". Witt prawdopodobnie przekomarzała się z podwójnym mistrzem olimpijskim z Calgary, bo Włoch robił wokół siebie wiele szumu i wszędzie było go pełno na kanadyjskich igrzyskach. Kilka godzin przed programem dowolnym solistek zdobył swoje drugie złoto. Nie ukrywał, że jest oczarowany Katariną. W wywiadzie dla włoskiej telewizji powiedział, że jeśli Witt nie wygra, to on odda jej swój drugi złoty krążek.
Co było dalej? - Krąży legenda, że świeżo upieczonemu mistrzowi olimpijskiemu w slalomie i slalomie gigancie udało się stopić lód w sercu "Księżniczki lodu", a następnie oboje spotykali się na romantycznych schadzkach. Niewiele bowiem było kobiet, które potrafiły się oprzeć "Tombie la Bombie" - pisała angielska gazeta.
Miss Włoch poderwał w hotelu
Akurat w tym przypadku pojawiają się pewne wątpliwości. Według niektórych źródeł Niemka na igrzyskach w Calgary podziękowała za kwiaty, ale była niewzruszona zalotami alpejczyka. Kilka miesięcy później miała do niego zadzwonić, gdy pojechała do Włoch. Zapytała, czy pokazałby jej Mediolan. Alberto rzekomo ją zbył. - Teraz jesteśmy kwita - miał powiedzieć. Faktem jest, że podczas rozmaitych gal i ceremonii spotykali się kilkakrotnie. Witt po latach w rozmowach z niemieckimi mediami przyznała, że gest Tomby w Calgary był bardzo sympatyczny.
O ile relacje Tomby z Witt owiane są mgiełką tajemnicy, o tyle kolejna znana kobieta - Miss Włoch 1991 - zagościła w życiu Alberto na dłużej. Mowa o Martinie Colombari, długowłosej blondynce z niebieskimi oczami. Gdy zdobywała koronę miss, miała zaledwie 16 lat. Wpadła w oko gwiazdorowi narciarstwa. Spotkali się w hotelu Washington w Mediolanie.
Colombari tak wspominała po latach początki ich znajomości. - Alberto był już wtedy sławny. Miał pokój w hotelu obok mnie. Moja mama pozwoliła mi iść do niego po kolacji, ale zaznaczyła "nie zostawaj tam zbyt długo" - mówiła Miss Włoch 1991. Martina nie posłuchała. W swojej książce napisała o Tombie, że był bardzo dobrym kochankiem. Ich związek trwał trzy lata. Obecnie Colombari - aktorka, modelka i prezenterka telewizyjna - jest żoną innego sportowca Alessandro Costacurty, byłego piłkarza AC Milan i reprezentacji Włoch.
Witt i Colombari to tylko wierzchołek góry lodowej. Tomba miał romanse z kilkoma innymi celebrytkami - fińską piosenkarką i modelką Janiną Frostell, modelką Letizią Filippi, a także aktorką i prezenterką telewizyjną Flavią Vento.
Strasznie pewny siebie singiel
Choć uwodzenie kobiet przychodziło mu z wielką łatwością, nigdy się nie ustatkował. Kończący 50 lat Tomba nadal jest singlem. - Nigdy się nie ożeniłem. Były tysiące kobiet? Były. Właśnie dlatego nie mogę być tylko z jedną! - żartował w jednym z wywiadów (w 2014 r.). Jednocześnie dawał do zrozumienia, że taki stan nie będzie trwać wiecznie. - Moje marzenie na przyszłość? Mieć rodzinę i małego super Tombę. Moja mama czeka na to od dłuższego czasu - dodał.
NA DRUGIEJ STRONIE PRZECZYTASZ M.IN., JAK BARDZO PEWNY SIEBIE BYŁ TOMBA I JAK ODPOWIEDZIAŁ NA PYTANIE O IMPREZY PRZED ZAWODAMI
[nextpage]
Nie byłoby takiego rozgłosu wokół Alberto i zainteresowania jego życiem prywatnym, gdyby nie wielkie sukcesy, które odnosił na stokach. Tomba różnił się od innych w wielu kwestiach. Po pierwsze, nie pochodził z gór, lecz z dużego miasta - Bolonii. Po drugie, sport nie był dla niego szansą na dostatnie życie, bo takowe zapewniłaby mu bardzo bogata rodzina (ojciec prowadził ekskluzywny sklep). Po trzecie, "Tomba la Bomba" był szalenie pewny siebie i zarozumiały. Praktycznie od samego początku wielkiej kariery.
Gdy 27 listopada 1987 r. - niespełna miesiąc przed 21. urodzinami - triumfował w pierwszych zawodach Pucharu Świata (slalomie w Sestriere), zapowiedział "za dwa dni znowu wygram". Rzeczywiście, 29 listopada okazał się najlepszy w slalomie gigancie. To były dwa pierwsze zwycięstwa na liście 50 triumfów w Pucharze Świata. Więcej zwycięstw mają tylko Ingemar Stenmark (86) i Hermann Maier (54).
Tomba jest także podwójnym mistrzem świata (z 1996 r. w Sierra Nevada), zdobywcą Kryształowej Kuli za zwycięstwo w klasyfikacji generalnej PŚ oraz ośmiu Małych Kryształowych Kul (cztery razy w slalomie i cztery razy w gigancie). Najbardziej jednak utkwiły w pamięci kibiców jego popisy na igrzyskach olimpijskich.
Król Alberty i Alberto-ville
Wspomniane na początku tekstu Calgary było jego drzwiami do wielkiej sławy. W Kanadzie Tomba zdobył złoto w gigancie i w slalomie. Przed drugim przejazdem slalomu (po pierwszym Włoch był trzeci) miał powiedzieć jednemu z rywali. - Nie martw się. Nie masz powodu, bo tylko ja mogę się martwić, skoro jestem jedynym, który może wygrać. Nie ma opcji, żebyś ty zwyciężył - powiedział sportowiec, który lubił mówić o sobie, że jest "mesjaszem narciarstwa".
Tomba wiedział, jak zadbać o popularność. Jego hasła znakomicie sprzedawały się w mediach. Calgary położone jest w prowincji Alberta. Włoch szybko więc podchwycił temat: - Jestem Alberto I, król Alberty - wypalił. Podobnie było cztery lata później, na igrzyskach we Francji. - Skoro igrzyska są w Albertville, to myślę, że będą wyjątkowe. A jak wygram, zmienimy nazwę na Alberto-ville. Czuję, że to przeznaczenie, żebym zwyciężał w tych miejscach - żartował.
W Albertville - jako pierwszy alpejczyk w historii - obronił tytuł mistrza olimpijskiego. Wygrał, podobnie jak w Calgary, slalom gigant. W slalomie po pierwszej części rywalizacji zajmował szóste miejsce. Później postawił wszystko na jedną kartę, pojechał doskonale, miał szanse na złoto, ale prowadzący po pierwszym przejeździe Finn Christian Jagge odparł jego atak (Norweg pokonał Włocha o 0,28 s). Tomba do trzech tytułów mistrzowskich dołożył olimpijskie srebro.
Z pięcioma do trzeciej
To w Albertville "La Bomba" miał wypowiedzieć słowa, które powtarzane są do dziś i bodaj najlepiej oddają jego naturę playboya. Gdy zapytano go, jak przygotowywał się do igrzysk i czy zrezygnował z imprezowania, odparł: - Przyznaję, że bywałem w łóżku z trzema kobietami do piątej nad ranem. Teraz musiałem to zmienić. W wiosce olimpijskiej byłem z pięcioma kobietami do trzeciej nad ranem - odparł z szelmowskim uśmiechem.
Tomba - choć uchodził za playboya i imprezowego zwierza - w tej sytuacji akurat żartował. Po latach wyjaśnił to w jednym z wywiadów. - To niemożliwe, by wychodzić co noc, tańczyć, bawić się z dziewczynami, a potem budzić się o szóstej rano, wjeżdżać na górę i brać udział w rywalizacji, która wymaga od ciebie całej twojej energii i koncentracji w ciągu jednej minuty. To prawda, że gdy startowałem, zdarzało mi się chodzić spać trochę później niż innym narciarzom, ale przed zawodami nie imprezowałem - mówił.
NA TRZECIEJ STRONIE PRZECZYTASZ M.IN. O FENOMENALNYM ATAKU TOMBY W SLALOMIE W LILLEHAMMER ORAZ O SKANDALU Z FOTOGRAFEM, W KTÓREGO RZUCIŁ PUCHAREM
[nextpage]Dwa lata po Albertville odbyły się kolejne zimowe igrzyska - w norweskim Lillehammer. Tomba chciał sięgnąć po trzecie z rzędu złoto w gigancie, ale po fatalnym pierwszym przejeździe (13. miejsce) nie zaliczył drugiego, omijając jedną z bramek. W slalomie zanosiło się na powtórkę. Po pierwszej części Alberto był dwunasty, z ogromną stratą (1,84 s) do prowadzącego Thomasa Stangassingera. To, co wydarzyło się w drugim przejeździe, zaskoczyło wszystkich. Sportowiec z Bolonii nie miał nic do stracenia. Ryzyko się opłaciło, drugi przejazd w jego wykonaniu był kapitalny.
Tomba nie przypuszczał jednak, że da mu on olimpijski medal. Gdy udzielał wywiadu dla włoskiej telewizji, kolejni rywale uzyskiwali gorsze rezultaty, bądź też wypadali z trasy. Na górze pozostał jedynie Stangassinger, a Włoch nadal prowadził! Austriak udźwignął jednak presję i zachował niewielką (0,15 s) przewagę. "Tomba la Bomba" zdobył w ten sposób drugie olimpijskie srebro.
Na tamtych igrzyskach ponownie miał okazję podziwiać w akcji Katarinę Witt (Niemka, będąc u schyłku kariery, zajęła 7. miejsce). Jeden z dziennikarzy zapytał go, która z łyżwiarek podoba mu się najbardziej: Witt czy może jej amerykańskie rywalki Nancy Kerrigan lub Tonya Harding. "Tomba la Bomba" odpowiedział w swoim stylu. "Wszystkie trzy naraz".
Rzut pucharem w dziennikarza
W 1995 roku wygrał - jedyny raz w karierze - klasyfikację generalną Pucharu Świata, sięgając po Kryształową Kulę. W tym samym roku wywołał skandal po zawodach w Alta Badia. Tomba zajął trzecie miejsce w gigancie, w nagrodę otrzymał trofeum z kryształu i butelkę szampana. Jednym i drugim przedmiotem cisnął w dziennikarza Aldo Martinuzziego. Butelka ominęła żurnalistę, puchar już nie. Martinuzzi został trafiony w bark, a odłamki zraniły go w palec. To miała być zemsta Tomby za opublikowanie jego nagich zdjęć (pochodzących z 1988 r.).
Mistrz slalomu wytłumaczył się w osobliwy sposób. Stwierdził, że był to wypadek. - Próbowałem rzucić puchar mojej siostrze, żeby nikt mi go nie skradł. Ktoś jednak mnie popchnął i to dlatego trofeum upadło na fotografa. Przepraszam, ale chcę też dodać, że przypadkowo został on ukarany za swoje złe zachowanie - powiedział
- Do Nagano pojadę jako turysta - zapowiadał Tomba przed igrzyskami Lillehammer, które miały być jego ostatnimi. Później jednak zmienił zdanie. Po raz czwarty wystartował w olimpijskich zmaganiach w 1998 r. W Japonii jednak niczego nie osiągnął. Upadł na trasie slalomu giganta i doznał kontuzji. Do slalomu już nie przystąpił. W marcu 1998 r. wygrał jeszcze zawody Pucharu Świata (slalom w Crans-Montana, jego 50. sukces pucharowy w karierze), po czym - w wieku 31 lat - ogłosił zakończenie kariery.
- Pod koniec kariery skupiałem na sobie zbyt dużą uwagę. Media koncentrowały się bardziej na moim życiu prywatnym niż na zwycięstwach i porażkach. Ciężko było wyjść gdzieś wieczorem, bo paparazzi zawsze na mnie czekali. W ciągu 12 lat wygrałem wszystko, więc był to najlepszy czas, by odejść - powiedział.
Na sportowej emeryturze początkowo nie zerwał ze sportem. Przez kilka lat jeździł po Europie i promował akcję "Tomba Tour" mającą na celu rozwój narciarstwa wśród najmłodszych. Później próbował swoich sił na planie filmowym, napisał książkę. Podczas igrzysk w Soczi był ekspertem telewizji Sky Italia. W poniedziałek stuknęła mu "pięćdziesiątka", ale Alberto zdaje się tym nie przejmować. - Obecnie 50 lat to tak jak kiedyś 40 - śmieje się w rozmowie z "La Gazzetta dello Sport".
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: rugbista brutalnie zaatakował sędzię! Kobieta trafiła do szpitala