Piłkarski szaleniec i geniusz, groził trenerowi śmiercią. Był ulubieńcem Leo Beenhakkera

Jego boiskowe dokonania pozwoliły pozostać w pamięci wiernych fanów piłki. Bardziej znany stał się przez swój wybuchowy charakter, który nie przeszkodził mu w politycznej karierze.

Krzysztof Gieszczyk
Krzysztof Gieszczyk
East News

Jego arogancja rywalizowała z piłkarskimi umiejętnościami, przez co wiele mu wybaczano. Cuauhtemoc Blanco - legenda południowoamerykańskiego futbolu - postarał się, żeby kibice o nim nie zapomnieli. Fani klubowi w Meksyku byli podzieleni na tych, którzy go kochają i którzy go nienawidzą. Zmieniało się to podczas meczów kadry. Tam słynny awanturnik zdobył 39 goli, z czego 21 w oficjalnych spotkaniach o punkty. Piłkarz był na trzech mundialach - w 1998, 2002 i 2010 roku. Dwa razy wygrywał z kadrą Złoty Puchar CONCACAF. Najbardziej jednak został zapamiętany przez wyczyny pozasportowe.

Aktorki i piosenkarka

Kiedy był mały, nie stać go było na bilet autobusowy. Prosił kierowcę, żeby pozwolił mu jechać, a w zamian śpiewał podróżującym. To wspomnienie zostało mu na całe życie - chciał zarobić tyle, żeby spokojnie pójść na emeryturę.

Większość kariery spędził w Ameryce Południowej i swoim rodzinnym Meksyku. Był gwiazdą Club America, gdzie zdobył 135 goli przez piętnaście lat występów. Zaczynał jako obrońca, czego nienawidził. Do tego stopnia, że zastanawiał się nad rzuceniem piłki. Szczęśliwie Angel Gonzalez, skaut klubu America, widział go w akcji, kiedy Blanco zdobył dwie bramki w jednym ze spotkań. W nowym zespole Meksykanin był już ustawiany na coraz bardziej ofensywnych pozycjach.

Miał mocną psychikę - w karierze wykonywał 58 rzutów karnych, z czego przestrzelił tylko dwa. Znany był z niekonwencjonalnych zagrań, a jego "hop Blanco" (kiedy miał przed sobą dwóch rywali, chwytał piłkę obiema nogami, podrzucał ją i wpychał się między przeciwników) przeszło do historii. Eksperci kpili z tych popisów, bo raczej spowalniał akcję, ale kibice podczas każdego spotkania czekali na "Cuauhteminhę".

Ciągnęła się za nim reputację niezbyt zrównoważonego, ale nie wzięła się znikąd. W 1990 roku podczas rozgrywek w Chiapas - kiedy grał jeszcze w jednej z mało znanych zespołów - koledzy nie potrafili go uspokoić. Wywołał awanturę, bo nie został wpuszczony przez trenera na boisko. Do pani sędzi potrafił krzyknąć podczas meczu, żeby wróciła do mycia naczyń, obrażał rywali, kpił z samego Rafaela Marquez.

W życiu prywatnym też nie postępował szablonowo. W 2005 roku został pozwany do sądu przez żonę, Mariselę Santoyo. Oskarżyła go o przemoc i grożenie śmiercią. Po rozwodzie związany był z aktorką, Lilianą Lago (wówczas była żoną sportowego komentatora, Enrique'a Garaya. Miał z nią córkę, Barbarę Lilian. Spotykał się z innymi znanymi w Meksyku kobietami: aktorkami - Galileą Montijo, Lili Brillanti, Gladys Gallardo czy Rossaną Najerą, a także piosenkarką Sandrą Montoya. O tylu było wiadomo, ale meksykańskie portale podają, że związków na pewno było dużo więcej.

Zemsta po latach

Miał na pieńku z Ricardo La Volpe, trenerem Club America w 1996 roku. Po latach koledzy opowiadali, że z Blanco kłócili się głównie w sprawach piłkarskich, ale to było coś więcej. Piłkarz oskarżał szkoleniowca, że nie dawał mu szansy, a młodych zawodników traktował niesprawiedliwie.

- Po jednym ze spotkań trener zebrał wszystkich zawodników. Zarzucił nam, że niektórzy chcą jego odejścia i podburzają zespół do buntu, choć jeszcze wiele muszą się nauczyć. Potem mieli wypowiedzieć się zawodnicy. Pierwszy wstał Blanco i wypalił, że to właśnie trenerowi brakuje pokory. La Volpe wiedział, że zaraz odejdzie i powiedział mu, żeby się cieszył, póki może. Bo przyjdzie dzień, że znowu się spotkają, a wtedy mu się odpłaci - wspominał Victor Salas, jeden z byłych zawodników Club America.

Rzeczywiście spotkali się po latach, a konflikt między nimi nie wygasł nigdy. Kiedy America grała z Atlasem (ten klub prowadził La Volpe), Blanco po zdobyciu gola podbiegł do niego i cynicznie się uśmiechał w stronę szkoleniowca. Okazja do zemsty wreszcie się nadarzyła w 2002 roku, kiedy La Volpe został selekcjonerem Meksyku.
Blanco często prowokował rywali (fot. PAP/EPA) Blanco często prowokował rywali (fot. PAP/EPA)
Blanco był regularnie pomijany przy powołaniach na mecze. Przez cztery lata wystąpił w kadrze dziewięć razy. Kiedy nie pojechał na MŚ w 2006 roku, to piłkarz groził mu śmiercią. Sugerował, że coś złego może stać zarówno trenerowi, jak i jego rodzinie.

- Te zarzuty to głupoty, które wpuszczam jednym uchem, a wypuszczam drugim. Moje relacje z Blanco były żadne. Miałem swoją wizję kadry, w której nie było dla niego miejsca i tyle. Mieliśmy wyniki, a Blanco to nie Maradona. Według mnie nie mieści się nawet w dziesiątce najlepszych zawodników w historii Meksyku - powiedział La Volpe.

Sam Blanco przyznał po latach, że brak powołania na MŚ w 2002 roku mocno go zabolał. Miał może w przeszłości już lepsze okresy, ale na pewno grał wtedy na poziomie wystarczającym, aby pojechać na Mundial. - Starał się mnie upokorzyć w przeszłości i tak mu już zostało na zawsze - opowiadał Blanco.

Bijatyka i policja

Na boisku prowokował rywali, kiedy po strzeleniu gola robił między nimi rajd jak między tyczkami narciarskimi. W meczu z Celayą udawał psa sikającego na linię bramkową. Po meczu z Chivas Guadalajara - zamiast tradycyjnego podania sobie rąk - Blanco uderzył Felipe Roblesa. Podczas meczu w Copa Libertadores z America Cali w 2000 roku kibice kolumbijskiej ekipy życzyli mu śmierci, a na trybunach znalazły się trumny dla Blanco.

NA DRUGIEJ STRONIE DOWIESZ SIĘ, Z KIM PORÓWNYWAŁ GO LEO BEENHAKKER, KOGO PUBLICZNIE UDERZYŁ I ILE MIAŁ PRZYJĄĆ ŁAPÓWKI.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×