"Nad Gołotą pastwiło się pięciu bramkarzy". Znany dziennikarz przypomniał aferę sprzed lat

Newspix / RADOSLAW JOZWIAK / CYFRASPORT/NEWSPIX.PL / Na zdjęciu: Andrzej Gołota
Newspix / RADOSLAW JOZWIAK / CYFRASPORT/NEWSPIX.PL / Na zdjęciu: Andrzej Gołota

Po bójce z ochroniarzami w klubie studenckim Andrzej Gołota był mocno poturbowany. - Wyglądał, jakby przejechał po nim czołg - zdradził Janusz Pindera.

Ekspert boksu i komentator sportowy Janusz Pindera udzielił obszernego wywiadu portalowi weszlo.com, w którym opowiedział kilka anegdot o gwiazdach boksu i wielkich walkach. 61-latek zajmuje się pięściarstwem od czterech dekad. Jak sam twierdzi, w swojej karierze skomentował już ponad 10 tys. pojedynków.

Najciekawsze fragmenty wywiadu dotyczą kariery i potyczek z udziałem Andrzeja Gołoty. Pindera przypomniał m.in. aferę z sierpnia 1988 roku, kiedy to w warszawskim klubie studenckim "Park" Gołota wdał się w bójkę z pięcioma bramkarzami. W jej efekcie wszyscy - zarówno bokser, jak i ochroniarze - trafili na pogotowie. Dziennikarz był jednym z nielicznych, którzy widzieli rozmiar obrażeń, jakie odniósł wtedy "Andrew".

- Jak przyjechał na zgrupowanie, wyglądał, jakby przejechał po nim czołg. Andrzej miał jednak to do siebie, że błyskawicznie się regenerował, wszystko goiło się na nim jak na psie. Zaraz zaczął biegać, trenować i nie było obaw, że nie poleci do Seulu (na igrzyska olimpijskie w 1988 roku, gdzie zdobył brązowy medal - przyp. red.) - powiedział Pindera dla weszlo.com.

Ekspert boksu wyjawił też, że Gołocie pomógł wówczas komentator TVP Włodzimierz Szaranowicz, który był świadkiem rozróby. - To była potężna awantura. Gdyby nie interwencja Włodka Szaranowicza, który tam był, mogłoby się to różnie skończyć. Nad Andrzejem pastwiło się pięciu potężnych bramkarzy. Mieli mordercze zapędy - dodał Pindera.

Inny fragment wywiadu dotyczy walki o pas WBC pomiędzy Gołotą i Lennoxem Lewisem w 1997 roku, którą Polak przegrał przez nokaut po zaledwie 95 sekundach pierwszej rundy. Pindera oglądał tę walkę w towarzystwie Dariusza Michalczewskiego. "Tiger" jednak tuż przed pierwszym gongiem odszedł od telewizora i...

- Samej walki Andrzeja Darek nie zobaczył. Przed pierwszym gongiem poszedł po piwo i jak wrócił, było po wszystkim. Tak jak w skeczu Dańca - zdradził rozmówca weszlo.com.

Pindera przyznał, że najbardziej dramatyczną walką w jego karierze komentatorskiej był głośny pojedynek rewanżowy Gołota - Riddick Bowe w grudniu 1996 roku. Polski pięściarz posyłał rywala na deski, prowadził na punkty i... znowu - podobnie jak w pierwszej walce z Amerykaninem - bił poniżej pasa, za co został zdyskwalifikowany.

- Spotykam dziennikarzy z polonijnych gazet. Kilku pyta mnie, czy pojedynek był sprzedany. Ależ mnie to uderzyło! Siedząc tuż przy linach, widziałem walkę na śmierć i życie, gdzie nie było mowy o żadnych kalkulacjach, liczył się tylko instynkt przetrwania. Gołotę zaraz po walce odwieźli do szpitala, a Bowe’a na konferencji prasowej nie rozumieli nawet amerykańscy dziennikarze. Całował Lou Duvę, który był przecież trenerem Gołoty - ocenił Pindera.

ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: tym uderzeniem 17-latek ośmieszył bramkarza

Źródło artykułu: