Walka była zakontraktowana na zasadach boksu - na limicie 15 minut bez podziału na rundy! To absolutna nowość na polskiej scenie sportów walki. Dodatkowo obaj wojownicy założyli mniejsze rękawice, co miało zapewnić większą widowiskowość ich pojedynku.
Dla Borysa Mańkowskiego sobotnia walka była szansą na rewanż za przegraną walkę MMA w marcu 2019 roku, podczas gali KSW 47. Po trzech emocjonujących rundach sędziowie punktowi jednomyślnie wskazali zwycięstwo północnoirlandzkiego zawodnika. Z werdyktem nie mógł pogodzić się były mistrz Konfrontacji Sztuk Walki w wadze półśredniej.
Zdecydowanym faworytem bukmacherów był "Diabeł Tasmański". W ich ocenie wielce prawdopodobne było zakończenie walki przed czasem, ale Norman Parke niejednokrotnie wygrywał już starcia, w których uchodził za underdoga i wydawał się nie przejmować taką rolą i w tym wypadku.
Dla Borysa Mańkowskiego była to pierwsza walka dla Fame MMA. Z kolei Norman Parke miał już na swoim koncie jeden pojedynek w organizacji. 15 maja w głównym starciu Fame MMA 10 pokonał Kasjusza "Don Kasja" Życińskiego.
Pojedynek potrwał pełen dystans. Poznaniak zaprezentował się lepiej, ale starcie było bardzo wyrównane. Pomimo tego był liczony pod koniec starcia, po jednym z ciosów "Stormina". W żaden sposób nie wpłynęło to jednak na rezultat konfrontacji.
Po piętnastu minutach sędziowie byli jednogłośni. Ich zdaniem lepszy był reprezentant Polski, były mistrz KSW, Borys "Diabeł Tasmański" Mańkowski.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: niecodzienny moment na sparingu Chalidowa! "Coś poszło nie tak"
Zobacz także:
-> Głośny rewanż na gali Bellator 267 w Londynie. Ważenie było formalnością
-> Fame MMA 11. Nic bardziej widowiskowego nie zobaczycie! Zapowiedź walki Mańkowski - Parke [WIDEO]
-> Przeszła wielką metamorfozę. Gwiazda show TVN powalczy na Fame MMA 11