W sobotę informowaliśmy o tragicznym w skutkach zdarzeniu, do którego doszło w Rosji. Dwóch wędkarzy zaatakował niedźwiedź. Jeden z nich nie przeżył, natomiast drugi, 23-letni bokser, uporał się ze zwierzęciem własnymi rękoma.
Jak poinformowały rosyjskie media, najpierw próbował zastrzelić niedźwiedzia, ale nie udało mu się tego dokonać. Stanął w końcu do walki wręcz i zabił go przy użyciu noża. Następnie Ilja Miedwiediew trafił do szpitala z ranami szarpanymi całego ciała, a w szczególności głowy (więcej na ten temat przeczytasz TUTAJ).
Teraz na jaw wyszły nowe wątki w sprawie, które ujawnił portal sputniknews.com. Okazuje się, że postawa pięściarza nie była tak bohaterska, jak to początkowo zostało przedstawione. Znaleziono dowody na to, że on i jego zmarły kolega mogli być… kłusownikami, którzy natknęli się na niedźwiedzia.
Policja przeszukała miejsce zdarzenia, które położne jest w rezerwacie przyrody. Około 30 metrów od miejsca, w którym znalezione zostało ciało 48-letniego mężczyzny, natrafiono na legowisko zwierzęcia. Odkryto tam ślady krwi i łuski po nabojach.
Służby dokonały także przeszukania łodzi, którą poruszali się wcześniej Miedwiediew i Dudnik. Na pokładzie znaleziono niezarejestrowaną broń. Stąd też podejrzenia, że obaj byli kłusownikami.
- Każdy uzbrojony, który wejdzie do rezerwatu przyrody, jest automatycznie uważany za kłusownika - powiedział Aleksandr Czusowlianow w rozmowie z "Moskowskim Kosmomołcem". - Jedynymi winowajcami tej sytuacji są ludzie. Konsekwencje są smutne, jeden z nich zmarł, a drugi prawdopodobnie będzie niepełnosprawny do końca życia - dodał szef lokalnego wydziału ochrony przyrody.
Czytaj także:
- Lewandowski wycelował w... swojego szefa! Niemcy piszą o "szalonym uderzeniu"
- Prof. Konrad Rejdak o tragicznych wydarzeniach na gali w Polsce