W tym artykule dowiesz się o:
Asseco Resovia Rzeszów w sobotę rozpoczęła rywalizację w final four Ligi Mistrzów. Wielu kibiców po cichu liczyło, że polski klub sprawi niespodziankę i w końcu wygra te prestiżowe rozgrywki. Polska drużyna przegrała jednak w półfinale z Zenitem Kazań (szczegóły tutaj).
Rzeszowianie już drugi raz z rzędu znaleźli się w najlepszej czwórce LM. Rok temu zajęli drugie miejsce. To pokazuje, jak wielką potęgą stała się polska siatkówka. Dzisiaj w naszej lidze grają gwiazdy, a jeszcze kilka lat temu najlepsi wybierali inne kraje.
Jednym z pierwszych wielkich siatkarzy, którzy zapoczątkowali modę na PlusLigę, był Stephane Antiga, dzisiejszy trener Biało-Czerwonych.
Antiga karierę zaczynał w zespole Paris UC. Francję opuścił w 2004 roku, gdy został zawodnikiem włoskiego Bre Banca Lannutti Cuneo. Spędził tam jedynie rok, aby przenieść się do Hiszpanii, do klubu Palma de Mallorca.
W międzyczasie francuski przyjmujący brylował nie tylko w rozgrywkach klubowych, ale także reprezentacji swojego kraju. Pierwszym sukcesem był brąz na mistrzostwach świata, potem było wicemistrzostwo Europy (zdjęcie z tej imprezy), a także srebro w Lidze Światowej.
W 2007 roku PGE Skra Bełchatów ogłosiła pozyskanie Antigi. Kibice byli zaskoczeni, bo do naszej ligi przychodziła wielka postać. Wcześniej żaden klub z Polski nie mógł pochwalić się takim transferem.
- Przyleciałem bez rodziny, czułem się niczym odkrywca. Wylądowałem w Warszawie z niewielkim bagażem, byłem przygotowany na trudne warunki. Wziąłem ciepłe rzeczy, najcięższe buty, a gdy wysiadłem z samolotu, poraziło mnie. Było chyba 30 stopni - wspominał Antiga w "Przeglądzie Sportowym".
Niewiele brakowało, a Stephane nie pojawiłby się w naszym kraju. Francuz dostał propozycję o wiele korzystniejszą finansowo. Kusili go Rosjanie, ale postawił na Polskę. Dzisiaj nie żałuje.
Na parkiecie sukcesy przyszły bardzo szybko. Już po roku pobytu w Polsce Antiga mógł pochwalić się mistrzostwem Polski, a także brązowym medalem siatkarskiej Ligi Mistrzów. Poza boiskiem było jednak o wiele trudniej.
Największym wyzwaniem była nauka języka polskiego. Stephane uparł się, że od początku będzie starał się mówić w naszym języku. Szybko jednak do tego się zniechęcił.
- Uparłem się, by w restauracjach koniecznie zamawiać jedzenie po polsku. I używałem tych wszystkich słów z "cz", "dż". Dla mnie one wszystkie brzmiały tak samo. Trenowałem na przykład słowo "surówka", lecz kiedy próbowałem je wymówić, za każdym razem kelnerzy patrzyli na mnie jak na kosmitę. Z czasem poczułem się zawiedziony i odpuściłem. Miałem dość sytuacji, gdy dostawałem nie to, co chciałem zamówić. Zjadałem, ale byłem na siebie zły.
Pierwszy udany sezon był zapowiedzią kolejnych sukcesów. W barwach Skry Antiga jeszcze cztery razy zdobył mistrzostwo Polski. Krajowy puchar padł jego łupem trzy razy. W europejskich pucharach również było udanie. Drugi brąz w LM, dwa srebra w Klubowych Mistrzostwach Świata. Sukcesy godne pozazdroszczenia.
Francuski przyjmujący przyszedł do Polski jako gwiazda i potrafił utrzymać ten status przez cały okres gry w naszej lidze. Nie zmienił tego nawet transfer do Delecty Bydgoszcz, gdzie spędził dwa lata. Pokochał Polskę w całej jej okazałości, a największą miłością obdarzył naszą kuchnię.
- U was polubiłem zupy, wszystkie. My straciliśmy tradycję ich jedzenia. Uwielbiam cebulową, grzybową, flaczki i gulaszową. Nie narzekamy z rodziną na jedzenie w Polsce, polubiliśmy pierogi, sernik i szarlotkę - mówił w "Przeglądzie Sportowym".
Do Skry wrócił w 2013 roku, ale tylko na jeden sezon. W międzyczasie dostał propozycję nie do odrzucenia. PZPS zwolnił dotychczasowego trenera reprezentacji Polski (był nim Andrea Anastasi). W jego miejsce zatrudniono właśnie Antigę. Zanim jednak objął drużynę narodową, zdobył ostatni krajowy tytuł.
- Czy marzyłem o takim zakończeniu kariery? Nawet tego nie oczekiwałem, a wyszło idealnie. W Bełchatowie zdobyłem wcześniej cztery tytuły, ale nigdy nie było ostatniego meczu tutaj - takie słowa można było przeczytać na oficjalnej stronie bełchatowian.
W roli trenera od razu został rzucony na głęboką wodę. Nie wszyscy wierzyli, że Francuz podoła zadaniu.
- Jak się macie do mnie zwracać? Trenerze, to znaczy: panie trenerze (śmiech). A poważnie - wiadomo tylko jedno: że już nie będę grał. To jedyna zmiana, poza tym zostanę sobą - mówił w "PS".
Dwa lata temu oficjalnie rozpoczął pracę selekcjonera. Nikt chyba nie spodziewał się, że tak szybko osiągnie wielki sukces. Kilka miesięcy później, w krakowskiej hali, zdobył z Biało-Czerwonymi mistrzostwo świata. W finale Polacy ograli Brazylię 3:1.
Bohaterem okrzyknięto właśnie Antigę. Francuski trener stał się wielką gwiazdą w naszym kraju. Znali i kochali go wszyscy. Takiej sławy wcześniej nie zaznał.
- Złote medale dotarły niemal do wszystkich polskich domów, sprawiły, że ludzie czuli się dumni z naszego sukcesu, dumni z tego, że są Polakami. Wielu dziękowało mi wprost nie za medal, lecz za przyjemność, którą im sprawiliśmy. Za emocje i momenty wzruszenia. Dla mnie to coś niebywałego, bo nie do końca zdawałem sobie sprawę, że Polacy będą dla nas tak wspaniali - mówił po sukcesie.
Wydawało się, że Polacy pod jego wodzą zaczną osiągać sukces za sukcesem. Przyszły jednak gorzkie porażki. Trzecie miejsce w Pucharze Świata, odpadnięcie w ćwierćfinale mistrzostw Europy oraz porażka w półfinale Ligi Światowej. Antiga ma za sobą bardzo trudny miniony rok.
PZPS jednak nadal ufa francuskiemu szkoleniowcowi. W maju Biało-Czerwoni rozpoczną walkę o igrzyska olimpijskie. W turnieju kwalifikacyjnym w Tokio nasi siatkarze będą rywalizować z Japonią, Iranem, Australią, Chinami, Wenezuelą, Francją oraz Kanadą. Trzy najlepsze drużyny zapewnią sobie przepustki do Rio de Janeiro.
Trzymamy kciuki, aby Polacy pod jego wodzą znowu byli postrachem dla każdego rywala. Jednego Antidze nikt nie odbierze. To m.in. on walnie przyczynił się do tego, że nasza siatkówka rozwinęła się w ostatnich latach.
Opracował CYK