W tym artykule dowiesz się o:
We wtorek poznamy pierwszego finalistę Ligi Mistrzów. Bayern Monachium na własnym stadionie chce odrobić stratę z pierwszego meczu. Atletico Madryt przed sześcioma dniami wygrało na Estadio Vicente Calderon 1:0.
Robert Lewandowski i spółka staną zatem przed trudnym zadaniem, aby zapewnić sobie występ w finałowej potyczce na stadionie Giuseppe Meazza w Mediolanie.
Z tej okazji przedstawiamy wam inne mecze półfinałowe LM, w których wystąpili Polacy. Począwszy od spotkań Juventusu ze Zbigniewem Bońkiem aż do 2013 roku z polskim trio w Borussii Dortmund.
Francuzi postraszyli Bońka
W 1985 roku Juventus Turyn, ze Zbigniewem Bońkiem w składzie, trafił w półfinale na Girondins Bordeaux. W pierwszym meczu "Stara Dama" wygrała 3:0 na własnym stadionie, a "Zibi" strzelił jednego z goli. Wydawało się, że finał Pucharu Europy Mistrzów Klubowych (tak wtedy nazywała się Liga Mistrzów) jest formalnością.
Rewanż pokazał, że wszyscy zbyt pochopnie skreślili "Żyrondystów". W pierwszej połowie gola dla Francuzów strzelił Niemiec Dieter Mueller. Bordeaux wciąż potrzebowało dwóch bramek. Udało się zdobyć jedną, na dziesięć minut przed końcem. Atomowym strzałem z ponad 20 metrów popisał się Patrick Battiston, a piłka odbiła się od słupka i wpadła do siatki.
Bordeaux miało świetną sytuację na trzeciego gola i wyrównanie stanu dwumeczu. Jean Tigana z kilku metrów strzelił jednak prosto w bramkarza. Bońkowi i jego kolegom kamień spadł z serca. Później Juventus wygrał w finale z Liverpoolem 1:0.
Porto bez nerwów do finału
Dwa lata później o finał walczył Józef Młynarczyk, który grał w drużynie FC Porto. Ostatnią przeszkodą na drodze do finału w Wiedniu było Dynamo Kijów, które wcześniej rozbiło w dwumeczu Besiktas Stambuł 7:0.
Przedstawiciel Związku Radzieckiego w pierwszym spotkaniu przegrał w Porto 1:2. Przed rewanżem w Kijowie ukraińska ekipa miała nadzieję na odrobienie strat, ale losy awansu rozstrzygnęły się bardzo szybko. Nie minął jeszcze pierwszy kwadrans, a już padły trzy gole, w tym dwa dla Porto. Mieliśmy więc powtórkę wyniku z pierwszego spotkania i pewny awans ekipy z polskim bramkarzem.
Ponad miesiąc później Portugalczycy zagrali w finale z Bayernem Monachium, po którym Młynarczyk mógł wznieść puchar. Porto zwyciężyło 2:1.
Gol-widmo w angielskim szlagierze
Na kolejny emocjonujący półfinał z udziałem Polaka musieliśmy czekać aż do 2005 roku. Wszyscy pamiętają mecz o trofeum w Stambule i niesamowitą pogoń Liverpoolu za Milanem, a także "Dudek Dance" w konkursie rzutów karnych. Wcześniej jednak był zacięty bój z Chelsea Londyn.
W pierwszym meczu na Stamford Bridge nie zobaczyliśmy bramek. W rewanżu doszło do bardzo kontrowersyjnej sytuacji. W czwartej minucie gola strzelił Luis Garcia - tak uznali sędziowie. Powtórki nie rozstrzygają sprawy jednoznacznie, wydaje się jednak, że William Gallas wybił piłkę jeszcze z linii bramkowej. Arbiter prawdopodobnie podjął błędną decyzję.
- Lepsza drużyna przegrała. Po tym golu-widmo, którego "strzelił" sędzia liniowy, do końca meczu grał już tylko jeden zespół. Nasi rywale jedynie się bronili - mówił wtedy Jose Mourinho.
Jerzy Dudek ma na koncie jeszcze jeden zwycięski półfinał LM. W 2007 roku znowu spotkały się obie angielskie drużyny i znowu awansowali "The Reds" (w rewanżu decydowały o tym rzuty karne), ale Polak był wówczas rezerwowym i oglądał w akcji Pepe Reinę.
Trzy razy awansował, ale nigdy nie zagrał
Trzy półfinały Ligi Mistrzów przeżywał Tomasz Kuszczak. Polski bramkarz jednak w żadnym z nich nie odegrał ważnej roli. Za każdym razem nasz rodak był jedynie rezerwowym lub siedział na trybunach.
W 2008 roku Manchester United wyeliminował Barcelonę. W pierwszym spotkaniu było 0:0, a rewanżu gola na wagę awansu do finału strzelił Paul Scholes. Rok później :"Czerwone Diabły" wygrały oba mecze - 1:0 i 3:1 - z Arsenalem Londyn.
Natomiast w 2011 roku Man Utd gładko wyeliminował Schalke 04 Gelsenkirchen. W pierwszym spotkaniu Anglicy zwyciężyli 2:0, a w rewanżu 4:1.
Zupełnie inne emocje towarzyszyły Polakom dwa lata później.
Polacy najedli się strachu
Każdy pamięta kapitalny mecz Roberta Lewandowskiego w pierwszym półfinale Ligi Mistrzów sprzed trzech lat. Polski napastnik strzelił Realowi Madryt cztery gole i oczarował cały świat. Wydawało się, że po zwycięstwie 4:1 Borussia Dortmund jest jedną nogą w finale. Rewanż dostarczył jednak ogromnych emocji.
Na tablicy wyników długo było 0:0. Real w końcu jednak przełamał opór gości. W 83. minucie gola strzelił Karim Benzema. To obudziło w "Królewskich" bestię. Trener Juergen Klopp zaczął grać na czas i cztery minuty później ściągnął "Lewego". Polak opuścił boisko, a sześćdziesiąt sekund później Sergio Ramos trafił na 2:0. Zaczęła się wielka nerwówka!
Real "zamknął" Borussię na jej polu karnym, a jeszcze jeden gol dawał madrytczykom finał. Lewandowski, a później także Jakub Błaszczykowski, zmieniony w 91. minucie, oglądali wydarzenia zza linii bocznej (na boisku z Polaków pozostał Łukasz Piszczek).
Na twarzach "Lewego" i Kuby widać było wielkie zdenerwowanie, a nawet strach. Emocje opadły tuż po ostatnim gwizdku sędziego. Lewandowski skakał z radości. Później przyznał, że końcówka była horrorem.
- Było bardzo dużo nerwowości. Wszystko mogło się zdarzyć - komentował po meczu polski napastnik.
Po tym dwumeczu zaczęły się plotki o przejściu Roberta do Realu. Wszyscy zwracali uwagę na wymowny gest Jose Mourinho, który poklepał po plecach schodzącego z boiska Lewandowskiego. Teraz nasz napastnik może zagrać po raz drugi w karierze w finale LM - o ile Bayern zdoła we wtorkowy wieczór wyeliminować Atletico.
Opracował CYK