W tym artykule dowiesz się o:
13 grudnia Andrew Lewis zapomniał kluczy do willi, którą wynajmował. Aby nie tracić czasu, postanowił przeskoczyć mur. Wtedy wydarzył się dramat.
Na szczycie ściany żeglarz stracił równowagę i upadł z dużej wysokości. Na domiar złego przewrócił się na niego jeszcze wielki element betonowego płotu.
Życie 26-latka było poważnie zagrożone. Pomogli mu przyjaciele.
- Na szczęście w pobliżu czekali na mnie przyjaciele. Widzieli, co się stało i zabrali mnie do szpitala. Wszystko trwało jakieś 45 minut - opowiada Lewis.
Lista jego urazów była długa. Lekarze stwierdzili złamanie obu bioder, pęknięcie kości piszczelowej, przebite płuca i pękniętą w dziewięciu miejscach kość jarzmową. Gdyby nie błyskawiczna interwencja znajomych, nie przeżyłby.
W tych trudnych chwilach sportowiec z Trynidadu i Tobago zapomniał o wyjeździe na igrzyska w Rio.
- W tym czasie myślałem tylko o przetrwaniu. Chciałem normalnie chodzić, jeść i oddychać - wyjaśnia Lewis.
Jego rodzice byli załamani. Spodziewali się najgorszego. Ale żeglarz nie zamierzał się poddawać bez walki.
- Mówiłem tacie, żeby się nie martwił, że dam radę. Po kilku tygodniach bólu nie do zniesienia w końcu poczułem się lepiej - zdradza.
Lekarze mieli sporo pracy. Najpierw musieli doprowadzić do porządku płuca Lewisa. Potem zajęli się kośćmi.
- Wstawili mi tytanową blaszkę pomiędzy kolanem a kostką - wyjawia.
Półtora miesiąca po wypadku żeglarz z Trynidadu i Tobago dostał zgodę na poważniejszy wysiłek. Już wtedy wiedział, że wróci do pływania i poleci do Rio.
Dziś Lewis czuje się mocny jak nigdy. Wierzy, że ta historia pomoże mu spełnić marzenia o olimpijskim medalu.
- Nie ma dla mnie czegoś takiego jak "nie da się" - twierdzi.
Pierwszy start 26-letniego żeglarza w klasie Laser odbędzie się 8 sierpnia.
Opracował PS