Tragiczna wyprawa
Charlie Merritt, 38-latek z Kantucky, był żołnierzem i strongmanem. Przed wypadkiem przez dziesięć lat służył w Marines. Po skończeniu służby zajął się tym, co pasjonowało go już podczas pobytu w wojsku - zawodami siłaczy. Potrafił przenosić przedmiot przypominający piłkarską bramkę, którą zarzucał na barki, o wadze 315 kg. Startował na zawodach w USA i poza granicami kraju.
Prawie trzy lata temu wypłynął łodzią z narzeczoną i trzema córkami. Pływali po Zatoce Meksykańskiej, widoczność była doskonała, woda krystalicznie czysta.
Wcześniej skakał z motorówki wiele razy, tamtego dnia w sierpniu 2014 roku również. Miał ogromnego pecha - nie przyjrzał się dokładnie, gdzie się znajduje i znowu wyskoczył do wody. Nie zauważył, że ich łódź znajdowała się nad wyjątkowo płytkim fragmentem zatoki, gdzie do dna było ok. 120 cm głębokości.
Krzyczał o pomoc
Uderzył głową w dno z ogromną siłą. Dzień wcześniej konkurował w zawodach siłaczy, gdzie podnosił ponad głowę wielką stalową belę o wadze ponad 140 kg. Teraz nie był w stanie się poruszyć.
Nie pamiętał uderzenia głową. Leżał na wodzie i krzyczał, żeby mu pomóc. - Wiedziałem, że jest źle. Od razu zostałem sparaliżowany - opowiadał dla news-journalonline.com. Znajomi wyciągnęli go do motorówki, co proste nie było, bowiem ważył 118 kg.
W szpitalu przestraszony spytał się lekarza, czy będzie jeszcze w stanie ruszyć rękami i nogami.
Wyrok
Od razu usłyszał, że nigdy już nie będzie chodził i spędzi resztę życia na wózku. Merritt doznał uszkodzenia rdzenia kręgowego w odcinku szyjnym. Oznaczało to wyrok, został sparaliżowany od ramion w dół.
Strongman kilka miesięcy przebywał w szpitalu. Musiał być podpięty do kroplówki i całej aparatury podtrzymującej życie. Nie mógł samodzielnie oddychać, pomagał mu respirator.
Lekarze byli zdziwieni, kiedy spróbowali wreszcie odłączyć go od aparatury. - W przypadku wypadku jak mój niezwykle rzadko zdarza się, aby ktoś oddychał bez tego całego sprzętu. Udało mi się, choć nauka zajęła miesiące - mówił.
Do szpitala - kiedy wreszcie trafił do domu - wracał jeszcze w trybie pilnym osiem razy, bowiem jego stan pogarszał się na tyle, że groziła mu śmierć (miał m.in. problemy z oddychaniem).
Myśli o samobójstwie
- Spotkało to doświadczonego żołnierza, więc płacz i załamanie nie były w moim stylu. Pewnie, że były dramatyczne chwile, nawet myśli o samobójstwie, ale trwało to bardzo krótko. Trzeba było zmierzyć się z nową rzeczywistością - wspomina Merritt. - Szybko musiałem się pozbierać. Do tej pory odpowiadałem za rodzinę, także finansowo. Teraz musiałem poradzić sobie z samym sobą.
Zarabia na życie pracując w domu. Ma przystosowany komputer do używania przez osoby niepełnosprawne.
Jego narzeczona, Tina Kendrick, ciągle wierzy, że uda mu się ponownie stanąć na nogi. Szuka wiadomości po uniwersytetach, wysyła maila do ośrodków badawczych i klinik. Na Uniwersytecie Kalifornijskim w Los Angeles prowadzone są badania związane z wszczepieniem implantów reagujących na impulsy elektryczne. Podobno w Indiach trwają prace badawcze odnośnie wykorzystania komórek macierzystych w takich urazach, na jakie cierpi Merritt.
Pomoc internautów
Merritt "wrócił" do sportów siłowych. Na siłowni ma przygotowaną ławeczkę, która utrzymuje go w odpowiedniej pozycji, żeby nie spadł. Ma podpięte ręce do sztangi (jej ciężar regulowany jest za pomocą pasa) i tak ćwiczy. - Pomagają mi inni, muszę uważać, jednak to chociaż próbka tego, co robiłem - mówił były żołnierz.
Największym kłopotem Merritta było łóżko. Nie stać go było na kupno rozkładanego, które byłoby przystosowane do sparaliżowanego mężczyzny. Udało mu się dopiero po ponad dwóch latach, kiedy internauci wspomogli go wpłacając pieniądze. Ma zainstalowaną w domu także platformę do przewożenia po schodach i podnośnik nad łóżkiem przymocowany do sufitu. Wszystko zakupił z pieniędzy darczyńców.