Kazimierz Marcinkiewicz: Trafiłem w wulkan hejtu, ale mnie to nie rusza

- Boks to szlachetny sport, więc nie mam się czego wstydzić. W przeciwieństwie do tych, którzy nie promują zdrowego stylu życia. Takich wstydów po polskiej scenie politycznej chodzi całkiem sporo - mówi Kazimierz Marcinkiewicz, były premier.

Jarosław Galewski
Jarosław Galewski
Kazimierz Marcinkiewicz Newspix / PIOTR KUCZA / Na zdjęciu: Kazimierz Marcinkiewicz
Kazimierz Marcinkiewicz ma w czerwcu zadebiutować w MMA. Były premier weźmie udział w charytatywnej gali organizowanej przez braci Collins. Stoczy walkę bokserską z Rafałem Collinsem, a dochód z tego wydarzenia ma być przeznaczony na pomoc dzieciom w trudnej sytuacji materialnej.

Gala odbędzie się 2 czerwca w Warszawie. Udział w niej wezmą m.in. gwiazdy MMA Joanna Jędrzejczyk i Marcin Wrzosek, ale także celebryci. Swoje umiejętności w klatce pokażą były członek grupy Ascetoholic Liber, kabareciarz Michał Paszczyk, influencer znany z duetu "Fit Lovers" Mateusz Janusz czy były piłkarz reprezentacji Polski Piotr Świerczewski.

Jarosław Galewski, WP SportoweFakty: Czy pan się kiedyś bił?

Kazimierz Marcinkiewicz, Prezes Rady Ministrów w latach 2005 - 2006: Niespecjalnie pamiętam jakieś bijatyki z mojego życia, ale bardzo możliwe, że gdzieś w młodości coś takiego się zdarzyło. Szczegółów nie pamiętam. Poza tym do rozbójników nie należałem.

Boks będzie dla mnie ogromnym wyzwaniem. Trudno to porównać z czymkolwiek innym. Lubię jednak sport i takie sprawdziany. Uważam zresztą, że całe moje życie to masa wyzwań, a to traktuję jako jedno z trudniejszych. Nie miałem jednak oporów i wątpliwości, że warto podjąć rękawicę, bo w ten sposób pomogę przecież innym. Decyzja zapadła szybko, bo tak trzeba działać. Tego w Polsce czasami mi brakuje. Polacy boją się odważnych ruchów, a one przecież otwierają przed nami coś nowego.

Dlaczego w sumie się pan zdecydował?

Mam wielki szacunek do braci Collins, którzy tyle robią, a nie są najbogatszymi ludźmi w Polsce. Odnieśli wielki sukces, bo powstali z bardzo trudnego dzieciństwa. Gdy zarobili parę groszy, od razu powołali fundację, żeby pomagać tym, którzy tego naprawdę potrzebują. Za to wielki szacun. Znam wiele bogatych osób w tym kraju. Dziesiątki z nich mogłyby takie cele realizować, ale tego nie robią.

I naprawdę nie znalazł pan żadnych argumentów na "nie"?

Wiedziałem, że znów trafię w wulkan hejtu. Zastanawiałem się, czy sobie z tym poradzę, ale doszedłem do wniosku, że zrobię to bez problemu, bo mnie to już nie rusza.

ZOBACZ WIDEO: Karolina Kowalkiewicz wraca do klatki UFC po fatalnej kontuzji. "To nie będzie pożegnalna walka"

A zadał pan sobie pytanie: czy byłemu premierowi wypada się bić?

Nie traktuję siebie w kategoriach byłego premiera. Poza tym uważam, że boksować wypada każdemu. To piękny sport, w dodatku olimpijski. Nie widzę zatem w tym nic zdrożnego. Niepojęte jest dla mnie za to coś innego.

Co dokładnie?

To, że politycy nie uprawiają sportu i nie promują zdrowego stylu życia oraz ekologii. To jest dopiero wstyd. Takich wstydów na polskiej scenie politycznej chodzi zresztą cała masa. Jeśli chodzi o sport, to niczego nie można mi zarzucić. A boks może i jest okładaniem się po twarzach i ciele, ale naprawdę szlachetnym. Do tego trzeba naprawdę sporo techniki.

A jak jest z tym hejtem po ogłoszeniu, że będzie pan walczyć?

Ludzie mówią mi, że hejt na pewno jest. Różne tytuły różne rzeczy robią. Jeden z poważnych tygodników zaatakował mnie zupełnie bezpardonowo i bez przyczyny. Moje szczęście polega jednak na tym, że tego nie czytam. Dzięki temu jestem zdrowszy. Z kolei w swoich mediach społecznościowych sobie na to nie pozwalam. Mam tam tysiące przyjaznych mi ludzi, więc jest fajnie.

Nie martwi się pan o komentarze, które pojawią się, jeśli pan przegra?

Nie, bo ja wygram. Nie chodzi nawet o to, że pokonam przeciwnika, ale o to, że zwyciężymy wszyscy. Walczymy o to, żeby zebrać jak najwięcej środków na pomoc dla dzieciaków, które potrzebują pomocy. Jak już panu powiedziałem, złośliwość ludzka mnie kompletnie nie interesuje. Co mnie to obchodzi, że ktoś napisze, że Marcinkiewicz jest łysy, chudy albo przegrany? Jestem szczęśliwym, radosnym człowiekiem. Mam udane życie, a przede mną jeszcze cała masa wyzwań. Kompletnie mnie nie rusza, że będą mnie wyzywać ludzie, którzy mnie nie znają.

Ma pan już trenera?

Najlepszego w Polsce. To trener boksu i kick boxingu. Moim zdaniem trudno o większego fachowca. To Robert Złotkowski, który jest mistrzem świata i niesamowitym profesjonalistą. Będę pod okiem kapitalnego człowieka i bardzo mnie to cieszy.

Zaczął już pan treningi?

Trenuję dwa razy w tygodniu po godzinie. Zajęcia są bardzo intensywne, ale mi to nie przeszkadza, bo uprawiam triathlon. Dzięki temu mam już w sobie cechy, które przydają się w boksie. Kondycji na pewno mi nie zabraknie, ale muszę nauczyć się chodzić po ringu, zadawać ciosy, trzymać gardę czy robić uniki w każdą stronę. To podstawy, których nie mam. Nie ukrywam, że to wszystko bardzo mi się podoba. Głównie za sprawą trenera, który jest dla mnie inspiracją. Kiedy widzę, że porusza się jak mistrz i robi to z taką łatwością, to wtedy też mi się chce stawać lepszym. Przyznam szczerze, że na początku byłem kompletnie niezdarny, ale z każdą minutą i powtórką było coraz lepiej. To jest naprawdę fajne.

To może nie skończy się na jednej walce?

To na pewno będzie jednorazowy strzał. Uważam, że nie można wchodzić drugi raz w te same buty, jeśli mówimy o pokazówce. Nie wykluczam jednak, że będę sobie na boku boksować, bo zaczyna mi się to podobać. Mam ochotę robić to dla zdrowia i pasji.

Pana przeciwnikiem będzie Rafał Collins. Co pan wie o rywalu?

Jest dwa razy młodszy ode mnie, bardzo sprawny i świetnie zbudowany, ale za to trochę niższy. To oznacza, że mam nieco dłuższe ręce i na pewno postaram się to wykorzystać. Z drugiej strony Rafał ma jeden niezaprzeczalny atut. Boksuje od dłuższego czasu. To nie jest dla niego dziewiczy teren jak dla mnie. Nie można powiedzieć, że jesteśmy podobni, ale to dobrze. W takich walkach nie chodzi o pieniądze dla tych, którzy będą rywalizować, ale o przyciągnięcie widowni, która przeznaczy je dla innych. Przeciwieństwa są zatem dobrym pomysłem, bo dzięki nim ludzie włączą stream, będą oglądać, a pieniądze dla dzieci będą kapać.

A dużo znajomych pyta, czy załatwi pan bilety?

Jest takich pytań naprawdę sporo. Poza tym mam wielu kibiców, którzy trzymają za mnie kciuki. Regularnie dają mi o tym znać w mediach społecznościowych. Widzę, że zainteresowanie jest naprawdę duże. W sumie mnie to nie dziwi, bo takie przedsięwzięcie powinno przyciągać uwagę ludzi. Z jednej strony młody chłopak, który odniósł sukces, bo jest zawzięty i stanowi przyszłość tego kraju. Przy okazji powiem panu, że ta walka ma dla mnie wymiar symboliczny, bo właśnie takiej Polski bym chciał.

Jakiej?

Takiej zawziętej i harującej, a przy okazji uśmiechniętej i solidarnej z tymi, którzy tego potrzebują. To powinna być prawdziwa Polska, a nie ta nienawistna, brunatna, zakłamana i pełna złodziejstwa, w której teraz żyjemy. Rafał Collins to człowiek teraźniejszości i przyszłości. Na gali zmierzy się z byłym premierem. To chyba przyciągnie widownię. Mogę też zdradzić, że na pewno zadbam o specjalny przekaz.

Czyli?

Coś pewnie sobie namaluję, żeby wyraźnie dać znać ludziom, którzy będą nas oglądać, jakie mam poglądy, co uważam za istotne lub co mi się w tym kraju nie podoba.

Zobacz także:
Zbigniew Boniek został doceniony

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×