Jeden z najsłynniejszych szachistów w historii od lat stara się popularyzować królewską grę na całym świecie. Szkoły swojego imienia otworzył na wszystkich kontynentach poza Australią. Ma ich 32, w tym jedną w Polsce, w Olkuszu. Szczyci się, że w Rosji jego akademie można znaleźć od Kamczatki po Smoleńsk i od Bieguna Północnego po Dagestan.
Mistrz świata z lat 1975-1985 chętnie bierze też udział w imprezach okolicznościowych. Do Polski przyjechał właśnie na dwa takie wydarzenia - festiwal szachowy w Ustroniu, i symultanę z udziałem gwiazd show biznesu w Warszawie. W symultanie nie dał szans dwunastu z trzynastu przeciwników, wśród nich Jarosławowi Kretowi i Tadeuszowi Droździe. Jednej osobie udało się zremisować.
W rozmowie z WP Sportowefakty 69-letni dziś Karpow mówił m.in. o tym, dlaczego szachy zwiększają szansę na sukces w życiu i ocenił możliwości utalentowanego polskiego gracza Jana Krzysztofa Dudy, który niedawno pokonał mistrza świata Magnusa Carlsena.
ZOBACZ WIDEO: Liga Mistrzów. Wielki sukces Roberta Lewandowskiego. "To kapitalny ambasador Polski"
Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty: Czy żeby zostać szachowym arcymistrzem, trzeba być w jakimś sensie geniuszem?
Anatolij Karpow, były mistrz świata w szachach: Do osiągnięcia takiego poziomu na pewno potrzebny jest duży talent. A geniusz? Może do zdobycia mistrzostwa świata.
Można się tego geniuszu wyuczyć?
Nie, genialnym trzeba się urodzić. To jednak wciąż za mało. Nawet genialna osoba musi włożyć ogrom pracy, jeśli chce zdobywać najważniejsze szachowe trofea.
Mówi się, że po tym jak człowiek gra w szachy można poznać jego charakter. Czy pana zdaniem to prawda?
Prawda. Nie we wszystkich partiach można ten charakter zobaczyć, ale w niektórych na pewno tak. Poza tym to nie jest tak, że szachy odzwierciedlają charakter, one go też kreują. Widać to na przykład po dzieciach, które są szachistami. Gra uczy je jak się zachowywać w nieoczekiwanych sytuacjach. Ale nie tylko tego. Pedagogowie zauważyli, że jest związek między szachami a dyscypliną u dzieci. Dzięki nim młodzi ludzie szybciej dorastają i stają się samodzielni. Uczą się także logicznego myślenia, strategii i konsekwencji w działaniu. A to pozwala im w lepszym przyswajaniu wiedzy chociażby z zakresu matematyki i fizyki. Osoby, które grają w szachy, odnoszą sukcesy także w innych dziedzinach życia.
A kto odnosi sukcesy w szachach?
Ten, kto potrafi kontrolować swoje emocje. Samokontrola jest kluczem, bo jeśli ktoś zaczyna się denerwować, rośnie prawdopodobieństwo, że popełni błąd. Odporność psychiczna jest bardzo potrzebna w szachach na najwyższym poziomie.
Jak pan myśli, dlaczego przez długie lata to głównie gracze ze Związku Radzieckiego tworzyli historię szachów? Pan był mistrzem świata przez 10 lat, potem królował Garri Kasparow, z kolei wcześniej wielkie sukcesy osiągali wspomniany Botwinnik, Tigran Petrosian czy Borys Spasski.
Myślę, że to wzięło się między innymi z wielkich tradycji. Szachy już w Imperium Rosyjskim były bardzo popularną grą wśród elit. Prawie wszyscy słynni XIX-wieczni rosyjscy pisarze grywali w klubie szachowym w Sankt Petersburgu. W czasach komunizmu szachy znajdowały się w programie edukacji. Miały służyć wychowaniu nowych elit, bo te poprzednie wyemigrowały z kraju po rewolucji październikowej. W ten sposób stały się sportem powszechnym. I to chyba główny powód, dla którego Związek Radziecki miał tylu znakomitych szachistów.
Pod względem szachowych sukcesów Polacy nie mogą się równać z zawodnikami pochodzącymi z ZSRR, ale pewnie przez tyle lat swojej kariery poznał pan kilku naszych arcymistrzów.
I to bardzo wielu. Pierwszym był Jerzy Lewi, który niestety zginął w młodym wieku w wypadku drogowym w Szwecji. Andrzeja Filipowicza znam od kilkudziesięciu lat. W latach 60. i 70. wasze szachy nie stały na wysokim poziomie, ale potem uruchomiono duży program, skierowany zarówno do chłopców, jak i do dziewcząt. To spowodowało, że pojawiło się wielu znakomitych szachistów z Polski, także wasza kobieca drużyna dużo osiągnęła. Teraz macie chociażby Jana Krzysztofa Dudę i Radosława Wojtaszka, którzy są na tyle dobrzy, że mogą wygrać każdy turniej.
W maju Duda sprawił sensację, pokonując w jednym z turniejów mistrza świata Magnusa Carlsena. Pana zdaniem to był przypadek, zrządzenie losu, czy też świadectwo wielkich możliwości młodego Polaka?
Trudno wyrokować po jednej grze. Jednak pokonanie mistrza świata to bez wątpienia wielkie osiągnięcie. Cały mecz Dudy z Carlsenem na pewno byłby bardzo interesujący. Po takim spotkaniu mógłbym powiedzieć więcej.
A oceniając po tym, co Duda do tej pory pokazał, jest pana zdaniem materiałem na mistrza świata?
Na pewno jest szachistą wysokiego szczebla, który wszedł do światowej elity. Dla zawodników tego formatu bardzo ważne jest to, ile meczów i ile turniejów rozegrają w swoim kraju. Droga do mistrzostwa jest trudniejsza, jeśli nie ma się dużego doświadczenia w turniejach kołowych (rozgrywanych systemem każdy z każdym - przyp. WP SportoweFakty). To chyba pierwsza rzecz, za jaką należałoby się zabrać, jeśli chcielibyście doczekać się polskiego mistrza świata. Teraz takich turniejów w ogóle rozgrywa się mało, biorą w nich udział tylko najlepsi.
Na koniec spytam jeszcze o politykę, ponieważ uważa pan, że ma ona dużo wspólnego z szachami. Którego z najważniejszych światowych polityków uważa pan za najlepszego szachistę?
Obecnie nie widzę takiej osoby. Moim zdaniem świat zmierza w złym kierunku. Kiedyś, nawet w czasach "zimnej wojny", liderzy mieli do siebie szacunek. Stany Zjednoczone i Związek Radziecki nie miały dobrych relacji, ale przywódcy tych krajów się szanowali i słuchali siebie nawzajem. Teraz ludzie u władzy się nie szanują, do tego nie są zbyt dobrze przygotowani do ról liderów i uparci. Nie potrafią wysłuchać drugiej strony. Liczy się tylko to, czego oni chcą. Z takim nastawieniem nie da się współpracować, znajdować rozwiązań akceptowalnych dla wszystkich stron. Można się spotykać i sto razy, ale to i tak nic nie da.
Czytaj także:
Sensacyjne zwycięstwo Jana Krzysztofa Dudy! Pokonał aktualnego mistrza świata
"Mam szanse na poziomie Roberta Lewandowskiego". Mistrz świata w szachach porównuje się do "Lewego"