Podczas lipcowych mistrzostw świata w Mediolanie Olha Charłan pokonała Annę Smirnową 15:7, ale po zakończeniu starcia nie zdecydowała się podać ręki rywalce, co jest uregulowana odpowiednimi zapisami. Rosjanka wykorzystała przepisy Międzynarodowej Federacji Szermierczej (FIE) i doprowadziła do dyskwalifikacji Ukrainki (więcej tutaj).
Mistrzynię olimpijską z Pekinu poparł ukraiński rząd, która zażądał od FIE cofnięcia dyskwalifikacji swojej sportsmenki, a także ukarania Smirnowej. W sprawę zaangażował się również MKOl, który zaapelował o "zachowanie delikatności podczas zawodów między ukraińskimi sportowcami a Rosjanami występującymi jako strona neutralna" (więcej tutaj).
Tymczasem Charłan udzieliła wywiadu ukraińskiemu portalowi Trybuna. Opowiedziała w nim, co działo się po jej dyskwalifikacji z mistrzostw świata. Ukrainka doświadczyła ataku ze strony rosyjskich hakerów. Starali się oni przejąć dostęp do jej kont w mediach społecznościowych, a także numeru telefonu.
- Potem zaczęli dzwonić. Zablokowałam dostęp osobom, których nie mam w kontaktach. Ale potem zaczęły się wiadomości. Myślę, że to nieodłączna część tego, co się dzieje - stwierdziła utytułowana szablistka.
W trudnym momencie pomógł Charłan jej chłopak, który pracuje w branży IT. To on doprowadził do zablokowania ataku hakerskiego, dzięki czemu sytuacja nieco się uspokoiła.
Zamiast agresywnych działań ze strony Rosjan ukraińska sportsmenka doświadcza teraz innej formy prowokacji. - Zaczęli wysyłać zdjęcia, których nie otworzyłam, ale zrozumiałam, o co chodzi. Myślę, że to zdjęcia trupów - wyznała 32-latka.