Zdobywał medale z Grubbą i Kucharskim. "Indywidualizacja szkolenia to podstawa"

Materiały prasowe / Tenis stołowy
Materiały prasowe / Tenis stołowy

Jak wyglądało szkolenie młodych tenisistów stołowych w latach 70. XX wieku i co zrobić, aby osiągać sukcesy w obecnie? O tym w wywiadzie opowiada Stefan Dryszel, dyrektor sportowy PZTS, partner deblowy Andrzeja Grubby.

W tym artykule dowiesz się o:

Redakcja PZTS: Zna pan niemal wszystkich kadrowiczów, od skrzatów i młodzików do seniorów. Czy wśród dzieci i młodzieży są talenty na miarę mistrzów sprzed lat?

Stefan Dryszel: W młodym wieku trudno stwierdzić jednoznacznie, czy ktoś ma talent na miarę najlepszych polskich zawodników. Pamiętam, że talent Grubby i Kucharskiego ujawnił się w późniejszym wieku. Z tej grupy zawodników tylko Leszek był mistrzem Europy juniorów. Inni takich sukcesów w kategoriach młodzieżowych nie osiągnęli. Andrzej zdobył złoty medal ME seniorów w mikście w wieku 24 lat. Srebrne medale w singlu przyszły jeszcze później, Andrzej miał 26 lat, a Leszek 27.

Istniejąca Grand Prix Polski pomaga wyszukać najzdolniejszych? Takich, którzy już mając np. 12 lat przerastają rówieśników o klasę?

Cykl Grand Prix pomaga w rywalizacji na arenie ogólnopolskiej. Jest to okazja do zaprezentowania swoich możliwości technicznych, taktycznych i mentalnych. Rywalizacja na treningach nie pokazuje do końca wszystkich umiejętności zawodników i zawodniczek. Lepszym rozwiązaniem jest gra w zawodach, gdzie pojawia się stres związany z chęcią osiągnięcia sukcesu. To dużo lepsza metoda na wyłapywanie najzdolniejszych.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: takie sceny możemy zobaczyć bardzo rzadko. Co tam się działo!

W tym wieku bardzo rzadko zdarza się wyraźna przewaga w umiejętnościach nad rówieśnikami, chociaż w przeszłości tak bywało. Nie zawsze jednak ta przewaga utrzymywała się w kolejnych latach. Składa się na to wiele czynników i wystarczy, że jeden z nich zostanie zaniedbany, by nastąpił zastój, a później brak oczekiwanej progresji wynikowej.

Talenty powinny pójść indywidualną ścieżką przygotowań do dorosłej kariery? To wybór rodziców, trenerów w klubie i w reprezentacji?

Indywidualna ścieżka przygotowań do dorosłej kariery jest dzisiaj wymogiem. Każdy z zawodników musi mieć przygotowany indywidualny plan szkolenia uwzględniający proporcje treningu technicznego, taktycznego, wszechstronnego i mentalnego. Bez tego we współczesnym sporcie nic wielkiego się nie osiągnie. To pole do popisu przede wszystkim dla trenerów klubowych i w ośrodkach szkolenia. Trenerzy reprezentacji pracują z zawodnikami akcyjnie i z tego powodu nie mają tak wielkiego wpływu na ich rozwój jak trenerzy klubowi. Rolą selekcjonerów kadry jest współpraca ze szkoleniowcami, którzy zawodników mają na co dzień na treningach. Wiąże się to z wymianą uwag i rad szkoleniowych oraz wspólnym ustalaniu kalendarza startów krajowych i międzynarodowych.

Jak ta kwestia wyglądała z wami w latach siedemdziesiątych?

Wtedy główna praca treningowa była wykonywana w klubach. Nie mieliśmy jeszcze centralnych ośrodków szkolenia. W każdym klubie ekstraklasy mężczyzn pracowali jednak etatowi trenerzy, którzy koncentrowali się głównie na szkoleniu, a nie na pracy zawodowej poza sportem. Trzeba jednak pamiętać, że ze względu na brak możliwości uzyskania indywidualnego toku nauczania w szkołach, treningi 2 razy dziennie były możliwe dopiero po zakończeniu edukacji szkolnej na szczeblu średnim, a więc dość późno. W tamtych czasach ten model funkcjonował jednak w większości krajów na całym świecie.

Pół roku temu Samuel Kulczycki został wicemistrzem świata w juniorach, a Miłosz Redzimski w kadetach. Nigdy nie mieliśmy takich wyników, choć z drugiej strony młodzieżowe MŚ są rozgrywane od 20 lat.

Nie mam zamiaru umniejszać sukcesów obydwu, bo osiągnęli wspaniałe wyniki, ale po zmianie systemu kwalifikacji do MŚ juniorów i kadetów niektóre kraje, szczególnie azjatyckie, nie spełniły pewnych norm i nie wszyscy najlepsi przyjechali na zawody do Portugalii. We wcześniejszych latach było dużo trudniej o medale na tych imprezach. Jednak nawet w zeszłym roku nasi reprezentanci nie zaliczali się do faworytów, dlatego należy się cieszyć z tego, że szansę wykorzystali.

Miłosz Redzimski (fot. PZTS)
Miłosz Redzimski (fot. PZTS)

Większe szanse na sukcesy mają tenisiści stołowi pracujący od najmłodszych lat z ojcem-trenerem, że wspomnę nazwiska: Kulczycki, Redzimski, Kubik, Wróbel?

Moim zdaniem najważniejszą rzeczą jest fakt, że dzieci wymienionych rodziców miały od początku bardzo dobrą i fachową opiekę trenerską. Wszystkie wymienione osoby są doświadczonymi trenerami i mają dużo pasji w tym co robią. To na pewno duży handicap. Koncentracja na jednej prowadzonej osobie daje więcej niż zajmowanie się dużą grupą. Wtedy czas na indywidualne treningi jest znacznie mniejszy i efekty nie przychodzą tak szybko. W późniejszym okresie trzeba jednak szukać innych rozwiązań i rozszerzonych grup treningowych, aby rozwój sportowy przebiegał w sposób prawidłowy.

Prawdziwym wyzwaniem dla medalistów MŚ i ME juniorów i kadetów będzie przejście do seniorów. Powinniśmy dać im czas i cierpliwie czekać na sukcesy?

Sukcesy medalowe w kategoriach młodzieżowych nie są gwarancją sukcesów w seniorach. Przekonało się o tym bardzo dużo tenisistów stołowych. Na tym etapie "poległo" wielu medalistów ME i MŚ juniorów. Co innego rywalizacja w wybranym przedziale wiekowym, a co innego rywalizacja, gdzie nie ma ograniczeń wiekowych i trzeba się przebić przez wielu zawodników z ogromnym doświadczeniem wyniesionym z licznych imprez międzynarodowych na najwyższym szczeblu. Tylko najbardziej ambitni i pracowici, a do tego posiadający wybitnych trenerów są w stanie się przebić przez tą barierę.

Jeśli wyjeżdżać za granicę i tam się szkolić, to gdzie? Czy lepiej zostać w polskich klubach i ośrodkach?

Jeśli chcemy się przebić, należy przede wszystkim szukać takich ośrodków szkoleniowych, w których znajdziemy odpowiedniej klasy sparingpartnerów i trenerów. Niektórzy nasi zawodnicy szukają możliwości podniesienia swojego poziomu za granicą, najczęściej w Niemczech, bo nie znajdują równie silnych grup treningowych w Polsce. Zdecydowana większość klubów Superligi skupia się na wyniku, a nie na szkoleniu. Sprowadzane do klubów gwiazdy europejskiego czy światowego tenisa stołowego przyjeżdżają do Polski głównie w celach zarobkowych i nie trenują na co dzień w Polsce.

W jaki sposób funkcjonuje Centrum Szkolenia PZTS im. Andrzeja Grubby, ile osób tam trenuje i jak się dostać do tej grupy?

Wszystko rozpoczęło się w latach dziewięćdziesiątych. W tym roku w ramach Ośrodka Szkolenia Sportowego Młodzieży trenuje 21 zawodników i zawodniczek. Wszyscy mają tak ustawione zajęcia lekcyjne, żeby trenować 2 razy dziennie. W momencie jego utworzenia trenowali tam wszyscy najlepsi polscy zawodnicy z kategorii młodzieżowych wybrani przez trenerów ośrodka. To był najlepszy okres w dziejach młodzieżowego tenisa stołowego w Polsce. Potrafiliśmy skutecznie rywalizować z najlepszymi w Europie, tj. Francją, Niemcami, Szwecją i Rosją.

W późniejszym okresie coraz mniej zawodników z polskiej czołówki podejmowało decyzję o przenosinach do Gdańska i poziom szkolenia się obniżył. To jest złożona sytuacja i nie decyduje o tym jeden czynnik. Trenerzy Centrum Szkolenia podejmują co roku próby rozmów z rodzicami i klubami zawodników, ale nie zawsze udaje im się przekonać tych, na których najbardziej im zależy. Jestem w stanie zrozumieć argumenty rodziców bardzo obawiających o swoje pociechy. Mając 14 lat zamieszkałem w internacie i nie było mi łatwo. Różnica polega jednak na tym, że miałem do domu tylko 20 km i gdy nachodziła mnie nostalgia, wsiadałem do autobusu i za pół godziny byłem w domu. To jest niemożliwe w przypadku dzieci mający czasem kilkaset kilometrów do swoich rodzin.

Będąc w wieku juniorskim, znów wracam do lat 70., mieliście okazję rywalizować z Azjatami? Była możliwość podejrzeć jak trenują, jakimi rakietkami grają?

Nie, nie mieliśmy kontaktów z Azjatami. Nie rozgrywano wtedy MŚ juniorów. Skupialiśmy się na rywalizacji w Europie. Nie było także rozbudowanego cyklu turniejów międzynarodowych. Główną imprezą były ME, a za granicę wyjeżdżaliśmy głównie do krajów obozu socjalistycznego.

Jako seniorzy wybieraliście kierunek niemiecki? Czy panu lepiej się wiodło w Niemczech czy Francji?

Należy pamiętać o tym, że w tamtych latach nie mogliśmy wyjechać na zachód bez zgody klubu, Okręgu, PZTS i GKKFiS, żeby reprezentować kluby niemieckie czy francuskie. Trzeba było także osiągnąć odpowiedni wiek. Z naszej grupy najwcześniej do Niemiec wyjechał Andrzej Grubba. To było w 1985 roku po MŚ w Szwecji, gdzie zdobyliśmy brązowy medal w turnieju drużynowym. Klub z niemieckiego Grenzau musiał wpłacić do państwowej kasy sporo pieniędzy. Leszek, Andrzej Jakubowicz i ja wyjechaliśmy 2 lata później. Leszek do Szwecji, a my do Francji. Grałem tam przez 4 lata i raz zdobyłem z klubem ULJAP Roncq brązowy medal. Potem grałem jeszcze przez sezon w Grenzau, także wywalczyliśmy brąz, a następnie 3 sezony w Berlinie i sezon w Wurzburgu.

Z Herthą 06 Berlin awansowałem do Bundesligi. Grałem w drużynie z indywidualnymi mistrzami świata Guo Yaohua i Joergenem Perssonem. Ze Szwedem występowałem w grze podwójnej. To były wspaniałe lata, ale już schyłek mojej kariery zawodniczej. Z występów w reprezentacji Polski zrezygnowałem w 1988 roku po ME w Paryżu. Bardzo dobrze, z pozytywnym bilansem zwycięstw grał także we Francji Andrzej Jakubowicz, któremu nawet udało się pokonać Gatiena. Leszek po występach w Szwecji także trafił do Bundesligi. Zarówno on, jak i my z Jakubowiczem, wyjechaliśmy na zachód w okresie kiedy najlepsze lata kariery sportowej mieliśmy już za sobą. Decydowały o tym sprawy finansowe. W tamtym okresie zarobki w Niemczech, Francji czy Szwecji były znacznie wyższe od tego, co zarabialiśmy w Polsce.

Kiedy był pan selekcjonerem niemal wszyscy grali poza Polską, Lucjan Błaszczyk, Tomasz Krzeszewski, Daniel Górak, Bartosz Such, Jakub Kosowski. Dlaczego nigdy nie wyjechał Wang Zeng Yi?

Myślę, że bardzo dobrze czuł się w Polsce, był zadowolony z zarobków i poziomu życia i nie szukał na siłę klubu za granicą. Opanował dobrze język polski i być może nie chciał być znowu w sytuacji, kiedy bariera językowa bardzo utrudnia codzienną egzystencję. Wiem, że klub z Grenzau w pewnym momencie chciał go do siebie sprowadzić, ale ostatecznie nic z tego nie wyszło.

Dziś Jakub Dyjas, Marek Badowski, Artur Grela, Miłosz Redzimski grają w Polsce, a Samuel Kulczycki i Maciej Kubik w Niemczech. Lotto Superliga jest bardzo dobrym miejscem do rozwoju karier?

Badowski i Redzimski trenują na co dzień w Grodzisku Mazowieckim. To jest dla mnie najlepiej zorganizowany klub, posiadający także bardzo ambitnego trenera i urozmaiconą grupę treningową. Po ich wynikach widać, że to dobry wybór. Dyjas był szkolony przez kilka lat w Niemczech. Jego powrót do Polski bardziej kojarzę z chęcią zmiany środowiska i statusu finansowego niż polepszeniem warunków treningowych. Trenuje jednak między innymi z Arturem Grelą w Gdańsku. To jednak większa korzyść szkoleniowa dla Greli niż Kuby Dyjasa.

Od tego sezonu pracę w Dekorglassie Działdowo, który reprezentuje Dyjas, rozpoczął Michał Dziubański. Mam nadzieję, że to przyczyni się do polepszenia jakości pracy treningowej naszego najwyżej sklasyfikowanego w rankingu światowym reprezentanta. Superliga jest nieco słabsza niż parę lat temu, ale ciągle na tyle dobra żeby można było mówić o korzyściach szkoleniowych wynikających z występów na tym szczeblu rozgrywek.

Czytaj także:
Wygrywał z gwiazdami. Chce zdobyć medal olimpijski
Bliźniaczki podzieliły się trofeami. Za nimi wspaniały sezon

Komentarze (1)
avatar
yes
18.06.2022
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Jest w artykule mowa o Samuelu Kulczyckim. Przypomniałem sobie w tym momencie pingpongistę z lat 60-tych - Zbigniewa Kulczyckiego. W wolnym czasie może jego "sprawdzę"...