[tag=48999]
Iga Świątek[/tag] jest stawiana w roli faworytki do wygrania 134. edycji prestiżowego londyńskiego turnieju. 21-latka nie przegrała spotkania od 16 lutego b.r. Wydawało się więc, że pojedynek z 254. rakietą świata będzie formalnością. Tak jednak nie było.
Pierwszy set rzeczywiście bez żadnych problemów padł łupem Polki po 33 minutach. W drugim pojawiły się komplikacje. Chorwatka Fett zaczęła grać bardziej agresywnie, Świątek nie wykorzystywała pierwszego serwisu, często wyrzucała piłkę na aut.
Przy stanie 3:1 dla 25-latki zaczęto się zastanawiać, czy spotkanie uda się zakończyć w dwóch setach. Polka musiała bronić trzech break pointów. Ze starcia wyszła zwycięsko - wygrała pięć gemów z rzędu, kończąc spotkanie po 74 minutach wynikiem 6:0, 6:3. Było to jej 36. zwycięstwo z rzędu.
- Był to pewnie wygrany mecz. Iga od razu weszła na optymalne obroty. Ważne, że rywalizacja skończyła się w dwóch setach – podkreśliła ekspertka i komentatorka Canal+ Joanna Sakowicz-Kostecka w rozmowie z WP SportoweFakty.
- Widać było pewne meczowe przyzwyczajenia z kortu ziemnego, co jest zupełnie naturalne. Myślę jednak, że losowanie jest na tyle sprzyjające, że to są rzeczy, które można jeszcze wypracować - dodała.
Była tenisistka przyznała również, że chwilowa gorsza dyspozycja 21-latki w drugim secie mogła wynikać z faktu, że liderka rankingu chciała postawić sobie poprzeczkę na jak najwyższym poziomie.
- Odnosiłam wrażenie, że Iga chce sobie pewne rzeczy udowodnić. Prowadzenie Chorwatki w drugim secie wynikało z tego, że Polka chciała przekonać samą siebie, że jest optymalnie przygotowana do rywalizacji na trawie, że już się zaprzyjaźniła z tą nawierzchnią. Chciała zagrywać bardzo trudne piłki z niewygodnych sytuacji - mówiła komentatorka, dodając, że zachowanie to dostrzegała również w przeszłości m.in. u wracającej do rywalizacji Sereny Williams.
- Pamiętam, że Serena Williams także lubiła bardzo pokazywać, kto rzeczywiście jest królową tenisa, a kto musi się jeszcze trochę podszkolić. Nie mówię tego absolutnie w negatywnym kontekście. To wynika z takiego perfekcjonizmu, chęci godnego reprezentowania liderki kobiecego tenisa - zauważyła Sakowicz-Kostecka.
Pierwszym serwisem Świątek trafiła 33 z 56 razy, co dawało niecałe 60 procent. Ekspertka zauważyła, że jest to element w grze Polki, który można jeszcze bardziej dopracować.
- Serwis jest chyba elementem, gdzie są jeszcze największe rezerwy u Igi. Tu jest też kwestia pewnej adaptacji do kortu centralnego. Możliwość trenowania na nim, która została dopiero w tym roku udostępniona, nigdy nie odda nam warunków meczowych. Chociażby z tego względu, że podczas treningu nie ma tylu kibiców. Kiedy oni wchodzą, trzeba wyostrzyć obraz, koncentrację na piłce, inaczej się słyszy jej dźwięk. To są niuanse, do których trzeba się przyzwyczaić - podkreśliła. - Dobrze, że w pierwszej rundzie była Jane Fett, a nie na przykład Karolina Muchova - dodała.
Przed Polką jeden dzień wolnego. W czwartek zmierzy się z Holenderką Pattinamą Kerkhove (138. numer), która pokonała grającą z "dziką kartą" Brytyjkę Sonay Kartal 6:4, 3:6, 6:1. Faworytką spotkania będzie Polka.
- Nigdy nie można być spokojnym w sporcie. Różne rzeczy się mogą wydarzyć, natomiast tutaj jest taki układ, że Iga mogłaby pozwolić sobie na chwilę niepewności, tak jak teraz. Dla tych zawodniczek ogromnym wyróżnieniem jest już sam start w Wimbledonie. Nie mają one jednak obecnie takich zasobów, żeby były w stanie nadążyć za tempem Igi i utrzymać go na dystansie na przykład trzech setów. Gdyby takie możliwości miały, byłyby wyżej w rankingu - zakończyła nasza rozmówczyni.
Mecz o awans do trzeciej rundy w czwartek. Na razie nie wiadomo jeszcze, o której godzinie panie wyjdą na kort.
Czytaj także:
Seria Igi Świątek trwa w najlepsze
Iga Świątek zadowolona z inauguracji Wimbledomu. "To mnie motywuje"