Polska reprezentacja wykonała zadanie. "Zakładając dres z orzełkiem i słysząc hymn mam ciarki"

Materiały prasowe / PZT/Michał Jędrzejewski / Na zdjęciu: reprezentacja Polski
Materiały prasowe / PZT/Michał Jędrzejewski / Na zdjęciu: reprezentacja Polski

Tenisowa reprezentacja Polski zgodnie z planem awansowała do baraży o Grupę Światową I Pucharu Davisa. Biało-Czerwoni nie dali w Inowrocławiu żadnych szans ekipie Indonezji.

Po pierwszym dniu Polska prowadziła 2-0 i w sobotę potrzebowała tylko punktu, aby wygrać całe spotkanie. Zadanie wykonali Łukasz Kubot i Jan Zieliński. Nasi debliści pokonali parę Nathan Anthony Barki i Christopher Rungkat 6:3, 6:4, wyprowadzając drużynę na 3-0.

- Patrząc na to, co wczoraj działo się na korcie, wiedzieliśmy, że tenisiści z Azji grają dobrze. Specjalizuje ich szybki styl gry. Mieliśmy swoją strategię i udało nam się ją zrealizować. Siła Janka, który pokazuje bardzo dużo pewności siebie po kapitalnym sezonie. Ja starałem się po prostu mu nie przeszkadzać. W grach deblowych często o wyniku decyduje jedna piłka. W pierwszym secie bardzo szybko zdobyliśmy breaka i trzymaliśmy tę przewagę. Konsekwentnie realizowaliśmy strategię. W drugim secie, przy 4:4 kapitalny gem Janka, który fantastycznie returnował, dzięki czemu złapaliśmy ten moment, przełamaliśmy i dociągnęliśmy wszystko przy serwisie Janka. Bardzo się cieszę, że udało nam się wygrać w dwóch setach, a kluczem była koncentracja. Dziękujemy drużynie i licznie zgromadzonej publiczności, która nas wspierała - powiedział Kubot (cytat za PZT).

40-latek wystąpił w 36. spotkaniu w ramach Pucharu Davisa i wywalczył 35. punkt (bilans gier 35-12, z czego 16-2 w deblu). - Obojętnie czy grasz singla, czy debla, to reprezentujesz swój kraj, a to jest dodatkowe przeżycie. Zakładając dres z orzełkiem i słysząc hymn mam ciarki i do dzisiaj kreci się łza w oku. Jestem typem tenisisty, który lubi grać przy publiczności. Wprowadza mnie to na wyższy poziom. W tym wieku nie gram już tak jak za najlepszych lat, ale przyjeżdżając na kadrę cieszę się i wracam wspomnieniami do czasów, kiedy byłem w wieku moich kolegów z drużyny. Nie czuję się w drużynie mentorem, ale bardzo chętnie dzielę się doświadczaniem z młodszymi zawodnikami, bo wiem, jak było u mnie. Pamiętam jak guru Wojtek Fibak dawał mi wskazówki, które były bezcenne. Jeżeli chodzi o taktykę i etykę pracy, bo tenis to nie jest tylko forhend, bekhend i smecz, tylko też ta cała otoczka. Jeżeli chodzi o mnie to mam jeszcze parę turniejów w tym roku i wierzę, że będę mógł jeszcze dalej grać w tenisa - dodał były lider rankingu ATP, który na jesieni planuje starty w imprezach ATP w Astanie, Sztokholmie, Wiedniu i imprezie ATP Masters 1000 w paryskiej hali Bercy.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: partnerka Milika błyszczała w Paryżu

Zieliński przyleciał do Inowrocławia opromieniony ćwierćfinałem, uzyskanym wspólnie z Hugo Nysem podczas US Open 2022. - Tyle komentarzy usłyszałem przed chwilą, że aż się zaczerwieniłem. Łukasz mówi, że starał się nie przeszkadzać, ale to, że ktoś miał lepszy lub gorszy moment, to nic nie zmienia, bo wspólnie wygraliśmy mecz. Wspólne treningi przez tydzień, jego rady i doświadczenie na pewno nam pomagają. Łukasz jest jednym z liderów naszej drużyny. W sumie nasz pierwszy raz z Łukaszem na korcie w Kaliszu był bardziej stresujący. Dalej wiem, że gram z legendą, ale już wtedy graliśmy ze sobą, więc dzisiaj wychodziłem na kort bez stresu. Mam nadzieję, że już niedługo będzie okazja, żebyśmy znowu razem zagrali w reprezentacji. Czekamy na spotkanie daviscupowe w marcu, które mam nadzieję, że także zakończy się naszym zwycięstwem - wyznał.

- W ostatnich dniach pewność siebie jest u mnie na wyższym, niż zanim pojechałem do Stanów Zjednoczonych. W każdym turnieju jednak porażka się pojawiła, ale trzeba wyciągać wnioski i zobaczyć, jaka była jej przyczyna. Po przegranym finale w Winston–Salem zauważyłem, jak zmienić grę przeciwko Jamiemu Murrayowi i zaowocowało to już na US Open. Jeszcze jest robota do wykonania w tym sezonie, no i jeszcze 37 miejsc dzieli mnie od celu w rankingu. Myślę, że są duże szanse na kolejne poprawianie rankingu. Do końca roku jesteśmy umówieni z Hugo na wspólną grę, poza jednym turniejem. Tylko w Astanie zagram z Hubertem Hurkaczem. Wstępnie jesteśmy umówieni z Hugo też na wspólne na przyszły sezon - dodał Zieliński.

Po zakończeniu meczu debla odbyły się jeszcze dwie gry singlowe. Kamil Majchrzak pokonał Tegara Abdiego Satrio Wibowo 6:0, 6:1. Tym samym niewiele zabrakło mu do "rowerka", na którym odprawił w piątek Barkiego. - Ubolewam, że straciłem gema i nie udało mi się dwóch rowerów osiągnąć tu w Inowrocławiu, bo to byłoby coś. Ale wszystko się ułożyło dobrze, wczoraj i dzisiaj. Rozpoczęliśmy drugi dzień od debla, który zawsze jest mocną stroną naszej reprezentacji. Łukasz i Janek od początku byli lepsi i to oni rozdawali karty na korcie, ale rywale też starali się dobrze grać, więc oglądaliśmy naprawdę fajny mecz deblowy. Nie zdziwiłem się, że na singla rywale zmienili skład, ale też uważam, że mój dzisiejszy rywal grał lepiej niż wczorajszy. Jestem na tyle lepszym tenisistą, że dałem sobie radę z jego zagraniami, ale nie był to spacerek, jakby wskazywał wynik końcowy. Musiałem "siedzieć" na nim cały czas i nie dać mu się rozegrać - stwierdził piotrkowianin.

Wynik meczu ustalił na 5-0 Olaf Pieczkowski. 18-letni olsztynianin wygrał z Luckym Candrą Kurniawanem 6:4, 6:2 i dzięki temu zdobył drugi w karierze punkt w narodowych barwach. - To był dla mnie niesamowity tydzień, wyjątkowy pod każdym względem, bo miałem okazję trenować z czołowymi polskimi tenisistami. To wspomnienie zastanie we mnie na zawsze i przede wszystkim postaram się jak najwięcej wynieść z tego zgrupowania i meczów, jakie mogłem zagrać z orzełkiem na piersi. To dopiero początek mojej kariery zawodowej i reprezentacyjnej, więc przede mną pewnie wiele takich meczów. Ale ten w Inowrocławiu zawsze będzie tym najważniejszym - powiedział Pieczkowski.

Polska wystąpi w przyszłorocznych barażach o Grupę Światową I Pucharu Davisa. Przeciwnika dla Biało-Czerwonych wyłoni losowanie.

Czytaj także:
Magdalena Fręch znalazła niespodziewaną pogromczynię. Polka bez tytułu w deblu
Paula Kania-Choduń rozegrała drugi mecz w Bukareszcie. Decydował super tie break

Źródło artykułu: