Polski tenisista w poszukiwaniu punktów poleciał do Ameryki Południowej, gdzie w trzech pierwszych turniejach jego partnerem został Jakub Paul. Duet polsko-szwajcarski w Campinas dotarł do ćwierćfinału, przegrywając po grze na przewagi w decydującym super tie-breaku z późniejszymi zwycięzcami, Borisem Ariasem i Federico Zeballosem.
W challengerze w Rio de Janeiro zmagania rozpoczęli w środę, początkowo mieli grać przy świetle dziennym, ale ich rywale wycofali się. Trafili więc na takich z listy rezerwowych, którzy rywalizowali też w singlu. Karol Drzewiecki i Jakub Paul zaprezentowali się więc w sesji nocnej - zwycięsko. Następnego wyznaczono ich mecz na późne popołudnie. Na kilkadziesiąt minut przed startem ćwierćfinału okazało się, że rywale poddali mecz walkowerem.
Oznaczało to awans do półfinału, bowiem Gabriel Roveri Sidney zgłosił ból biodra. Po wygraniu swojego meczu w ćwierćfinale z Rio de Janeiro wycofali się też Mariano Navone i Gonzalo Villanueva, ten pierwszy skarżył się na kontuzję prawego biodra. Tym sposobem Polak i jego partner awansowali bezpośrednio do finału.
- Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek wcześniej przytrafiła mi się taka sytuacja. Bywało, że jakaś para faktycznie oddawała mecz walkowerem, ale nigdy nie zdarzyło mi się to dwa razy z rzędu - mówił polski tenisista.
Tym sposobem Drzewiecki i Paul zyskali dwa dni na treningi, co dla nowej pary jest cenną sprawą. W piątek na żywo śledzili pojedynek finałowych rywali, okazali się nimi rozstawieni z numerem 1. Guido Andreozzi i Guillermo Duran. W tym sezonie wygrali już wspólnie trzy challengery, a grywają ze sobą regularnie od kilku lat. Pierwsze trofeum zdobyli razem w 2014 roku.
Nic więc dziwnego, że byli faworytami sobotniego finału. Popis siły dali Paulowi jeszcze w Buenos Aires, kiedy Szwajcar grał w duecie z Alexandrem Merino, Argentyńczycy oddali wówczas sześć gemów.
Tym razem sytuacja była podobna. Po zaciętym początku i nawet jednej szansie na przełamanie, rozstawieni z "jedynką" zawodnicy zagrali niemal bezbłędnie. Wystarczyło im jedno przełamanie, by pewnie doprowadzić do wygrania seta do trzech. W drugiej partii docisnęli jeszcze bardziej. Nie wybiły ich nawet dwa asy serwisowe Drzewieckiego na początku seta.
Duran i Andreozzi grali równiej i pewniej, wykorzystując wszystkie okazje, jakie im się przydarzyły, wygrali więc 6:3, 6:2, zdobywając czwarty tytuł w tym sezonie. - Gratulacje dla przeciwników, pokazali nam, jak należy grać decydujące piłki. Mecz na pewno był bardziej wyrównany niż wskazuje na to wynik. Szkoda trochę niewykorzystanych szans, ale wyciągniemy z tego lekcję - mówił polskie tenisista.
Dla Drzewieckiego to czwarty finał w tym sezonie. Dwa z nich zanotował z Patrikiem Niklasem-Salminenem, jeden z Kacprem Żukiem i teraz jeden z Jakubem Paulem. - To drugi z trzech występów na jakie się umówiliśmy. Jedziemy do Chile, gdzie obaj zagramy w eliminacjach singla. Na lotnisko ruszamy praktycznie od razu po ceremonii - wyjaśnił Polak.
W Ameryce Południowej zostanie jeszcze przez trzy tygodnie. Dzięki finałowi w Rio de Janeiro zbliży się do "życiówki" w postaci 144. miejsca w rankingu ATP. Za ten występ dopisane zostanie mu 50 punktów w nowym notowaniu, które pojawi się w poniedziałek.
Challenger Dove Men+Care Rio de Janeiro, Rio de Janeiro (Brazylia)
ATP Challenger Tour, kort ziemny, pula nagród 53,1 tys. dolarów
sobota, 15 października
finał gry podwójnej:
Guido Andreozzi (Argentyna, 1) / Guillermo Duran (Argentyna, 1) - Karol Drzewiecki (Polska, 2) / Jakub Paul (Szwajcaria, 2) 6:3, 6:2
Czytaj także:
Felix Auger-Aliassime pokazał lepsze oblicze. Będzie wyczekiwany półfinał we Florencji
34-punktowy tie break w Gijon. Andy Murray przegrał mecz pokoleń
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: hit sieci z udziałem Sereny Williams. Zobacz, co robi na emeryturze