Kolejna ofiara byłego już prezesa Polskiego Związku Tenisowego Mirosława Skrzypczyńskiego zdecydowała się opowiedzieć o tym, co spotkało ją ze strony byłego działacza. Wcześniej o molestowaniu seksualnym opowiedziały jego była podopieczna, a obecnie posłanka Lewicy Katarzyna Kotula, a także Ewa Ciszek, która była zatrudniona przy obsłudze Memoriału Pary Prezydenckiej Marii i Lecha Kaczyńskich.
Wcześniej w serii tekstów Onetu ujawniono, że Skrzypczyński znęcał się także nad swoją rodziną.
Ciszę zdecydowała się przerwać Katarzyna Teodorowicz - była wielokrotna mistrzyni Polski w tenisie, uczestniczka igrzysk w Barcelonie. Była ona klubową koleżanką partnerki, a późniejszej żony działacza, Renaty Skrzypczyńskiej. Cała trójka nocowała w jednym pokoju podczas mistrzostw Polski w Warszawie w 1990 roku.
- W deblu zdobyłyśmy z Renatą złoto. Miałam wtedy siedemnaście lat, ona była o sześć lat starsza. W zawodach singlowych spotkałyśmy się w półfinale. Okazała się lepsza, zresztą wynik pamiętam do tej pory: wygrała w dwóch setach 6:4, 6:4. Podczas gry czułam się dziwnie. Coś dziwnego zaczęło się ze mną dziać - rozpoczyna swoją opowieść Teodorowicz w rozmowie z Januszem Schwertnerem oraz Jackiem Harłukowiczem.
- Początkowo uznałam to za rezultat zmęczenia, które mogło narosnąć w poprzednich dniach. Po meczu wsiadłam z kolegą do auta i całą podróż na Śląsk przespałam. To także tłumaczyłam sobie wysiłkiem. Poważnie zaczęłam się martwić dopiero po powrocie do domu. Położyłam się wtedy do łóżka, a później nie wybudziłam się przez kolejnych kilkadziesiąt godzin. Spałam całą noc, potem cały dzień i znów całą noc. Nie na żarty wystraszyła się moja matka. Zastanawiałyśmy się, o co tu może chodzić? - dodaje była mistrzyni Polski.
Okazało się, że w krwi 17-letniej wtedy kobiety znaleziono środki nasenne.
- Wyniki badań wykazały obecność substancji, której sama sobie nie podałam. Tyle wtedy wiedziałyśmy. Moja mama uznała, że musiał stać za tym ktoś z mojego najbliższego otoczenia - wyjawia.
Okazało się, że podał je jej Skrzypczyński. Sam były prezes PZT miał się do tego przyznać na jednej z imprez. Co jeszcze bardziej przerażające, tę samą metodę stosował później na swojej żonie.
- Chwalił się, że może spokojnie się bawić, bo jego żona śpi i na pewno się nie obudzi. Mówiąc "bawić", miał na myśli możliwość spoufalania się z inną kobietą, zresztą tenisistką innego śląskiego klubu. Moi klubowi koledzy spytali, czy nie obawia się, że Renata nagle się przebudzi i go nakryje. Wtedy wytłumaczył, że wsypał jej środki nasenne do drinka i dzięki temu nie musi się martwić. Trochę się wtedy wystraszyli i zaczęli dopytywać, czy on na pewno wie, ile tego dosypać, by nie stała się jej jakaś krzywda. Odpowiedział: "Kiedyś Kasi Teodorowicz też dosypałem i widzicie, jak dobrze się ma" - opisuje.
Czytaj więcej:
Michniewicz o swoim kontrakcie z PZPN-em. "Nie wiem, co tam jest zapisane"