"Miałam wtedy 17 lat". Kolejna tenisistka oskarża Skrzypczyńskiego

PAP / Radek Pietruszka oraz WP SportoweFakty Tomasz Fijałkowski / Na zdjęciu: Katarzyna Teodorowicz oraz Mirosław Skrzypczyński
PAP / Radek Pietruszka oraz WP SportoweFakty Tomasz Fijałkowski / Na zdjęciu: Katarzyna Teodorowicz oraz Mirosław Skrzypczyński

- Wyniki badań wykazały obecność substancji, której sama sobie nie podałam - mówi dla Onetu była olimpijka Katarzyna Teodorowicz. Według jej relacji zrobił to były prezes PZT Mirosław Skrzypczyński, aby ułatwić wygraną swojej partnerce.

Kolejna ofiara byłego już prezesa Polskiego Związku Tenisowego Mirosława Skrzypczyńskiego zdecydowała się opowiedzieć o tym, co spotkało ją ze strony byłego działacza. Wcześniej o molestowaniu seksualnym opowiedziały jego była podopieczna, a obecnie posłanka Lewicy Katarzyna Kotula, a także Ewa Ciszek, która była zatrudniona przy obsłudze Memoriału Pary Prezydenckiej Marii i Lecha Kaczyńskich.

Wcześniej w serii tekstów Onetu ujawniono, że Skrzypczyński znęcał się także nad swoją rodziną.

Ciszę zdecydowała się przerwać Katarzyna Teodorowicz - była wielokrotna mistrzyni Polski w tenisie, uczestniczka igrzysk w Barcelonie. Była ona klubową koleżanką partnerki, a późniejszej żony działacza, Renaty Skrzypczyńskiej. Cała trójka nocowała w jednym pokoju podczas mistrzostw Polski w Warszawie w 1990 roku.

- W deblu zdobyłyśmy z Renatą złoto. Miałam wtedy siedemnaście lat, ona była o sześć lat starsza. W zawodach singlowych spotkałyśmy się w półfinale. Okazała się lepsza, zresztą wynik pamiętam do tej pory: wygrała w dwóch setach 6:4, 6:4. Podczas gry czułam się dziwnie. Coś dziwnego zaczęło się ze mną dziać - rozpoczyna swoją opowieść Teodorowicz w rozmowie z Januszem Schwertnerem oraz Jackiem Harłukowiczem.

- Początkowo uznałam to za rezultat zmęczenia, które mogło narosnąć w poprzednich dniach. Po meczu wsiadłam z kolegą do auta i całą podróż na Śląsk przespałam. To także tłumaczyłam sobie wysiłkiem. Poważnie zaczęłam się martwić dopiero po powrocie do domu. Położyłam się wtedy do łóżka, a później nie wybudziłam się przez kolejnych kilkadziesiąt godzin. Spałam całą noc, potem cały dzień i znów całą noc. Nie na żarty wystraszyła się moja matka. Zastanawiałyśmy się, o co tu może chodzić? - dodaje była mistrzyni Polski.

Okazało się, że w krwi 17-letniej wtedy kobiety znaleziono środki nasenne.

- Wyniki badań wykazały obecność substancji, której sama sobie nie podałam. Tyle wtedy wiedziałyśmy. Moja mama uznała, że musiał stać za tym ktoś z mojego najbliższego otoczenia - wyjawia.

Okazało się, że podał je jej Skrzypczyński. Sam były prezes PZT miał się do tego przyznać na jednej z imprez. Co jeszcze bardziej przerażające, tę samą metodę stosował później na swojej żonie.

- Chwalił się, że może spokojnie się bawić, bo jego żona śpi i na pewno się nie obudzi. Mówiąc "bawić", miał na myśli możliwość spoufalania się z inną kobietą, zresztą tenisistką innego śląskiego klubu. Moi klubowi koledzy spytali, czy nie obawia się, że Renata nagle się przebudzi i go nakryje. Wtedy wytłumaczył, że wsypał jej środki nasenne do drinka i dzięki temu nie musi się martwić. Trochę się wtedy wystraszyli i zaczęli dopytywać, czy on na pewno wie, ile tego dosypać, by nie stała się jej jakaś krzywda. Odpowiedział: "Kiedyś Kasi Teodorowicz też dosypałem i widzicie, jak dobrze się ma" - opisuje.

Czytaj więcej:
Michniewicz o swoim kontrakcie z PZPN-em. "Nie wiem, co tam jest zapisane"