Historia jak z Hollywood. Wziął urlop, aby zagrać w turnieju

Getty Images / Aaron Gilbert/Icon Sportswire / Na zdjęciu: Matija Pecotić
Getty Images / Aaron Gilbert/Icon Sportswire / Na zdjęciu: Matija Pecotić

Ta historia mogłaby posłużyć jako scenariusz filmowy. Matija Pecotić udowodnił, że na spełnianie marzeń nigdy nie jest zbyt późno. Pracownik firmy inwestującej w nieruchomości zadebiutował w głównej drabince turnieju rangi ATP i sprawił tam sensację.

W tym artykule dowiesz się o:

Matija Pecotić obecnie w tenisa gra jedynie hobbystycznie. Na co dzień pracuje jako dyrektor ds. rynków kapitałowych w firmie inwestującej w nieruchomości.

W przeszłości był już 206. w światowym rankingu, ale liczne kontuzje sprawiły, że zaczął łączyć pracę z grą. Już od najmłodszych lat mierzył się z problemami.

Dzieciństwo na Malcie

Gdy miał cztery lata, przebywał wraz z rodziną w ogarniętym wojną Belgradzie. Jego ojciec, który z zawodu był ortopedą, odebrał telefon od przyjaciela, który wyjechał na Maltę. Na miejscu poszukiwano właśnie lekarza o specjalizacji posiadanej przez Pecoticia.

ZOBACZ WIDEO: Wyjątkowy gest. Pojawiły się łzy wzruszenia

- Poleciał tam sam i wynajął dom - powiedział Matija Pecotić w rozmowie z atptour.com. - To nie było łatwe. Ludzie mówią, że w meczu jest duża presja. Ale jeśli pomyślisz o tym, co zrobił... Miał 40 lat, dwójkę dzieci, w kraju panowała hiperinflacja. Cały dobytek stał się bezwartościowy i musiałeś przeprowadzić się do kraju, w którym nie znasz języka - tłumaczył dalej.

- Mówisz o presji? To jest prawdziwa presja - przyznał tenisista. W końcu rodzina dotarła na Maltę. Tam zajął się m.in. grą w piłkę ręczną czy łowiectwem podwodnym.

Wyjazd do Stanów

Grał również w tenisa. Nie wyróżniał się jako junior, ale postanowił wysłać nagranie ze swoją grą do jednego z trenerów w college'u w Stanach Zjednoczonych. Odpowiedział mu Glenn Michibat, szkoleniowiec z Uniwersytetu Princeton.

- Zamiast wyrzucić płytę do kosza, powiedział: "ten dzieciak jest inny, nie wiem dlaczego, ale zamierzam z nim porozmawiać" - wspominał Pecotić.

To właśnie dzięki niemu trafił za ocean. Tam stał się gwiazdą uczelni - trzykrotnie został zawodnikiem roku w Ivy League i wspiął się na drugie miejsce w studenckich rankingach.

Osiem miesięcy w łóżku

W 2014 roku przeszedł na zawodowstwo, a już w kolejnym sezonie wspiął się na 206. miejsce w rankingu ATP. Przed Australian Open 2016 przeszedł operację żołądka i nabawił się wtedy gronkowca. To przykuło go do łóżka na osiem miesięcy.

Uczęszczał do Harvard Business School. Między egzaminami końcowymi a ukończeniem studiów w maju 2019 roku, zdołał jeszcze zwyciężyć w turnieju ITF Futures w Cancun.

Wrócił do TOP-400, ale pandemia koronawirusa sprawiła, że ponownie jego kariera została wstrzymana. Miał zagrać w kwalifikacjach turnieju w Bułgarii z Gillesem Simonem, ale z powodu choroby wycofał się z gry tuż przed meczem.

Wtedy zaczął skupiać się na świecie biznesu. Obecnie pracuje w firmie należącej do spółki o wartości czterech miliardów dolarów.

Praca i tenis

W rozmowie z atptour.com przyznał, że na co dzień pracuje od 9 do 18. Stara się grać w tenisa tak często, jak tylko to możliwe. Często mierzy się ze swoim... 70-letnim szefem.

Siedziba jego firmy znajduje się zaledwie 20 minut jazdy od Delray Beach Tennis Centrum. Przypadkiem spotkał tam Marka Eina, prezesa Citi Open. Ten namówił go do udziału w zawodach. Chorwat zgłosił się do kwalifikacji turnieju jako rezerwowy. Otrzymał swoją szansę, a następnie pokonał niespodziewanie Stefana Kozlova i Tennysa Sandgrena.

Po raz pierwszy w karierze awansował do drabinki głównej turnieju ATP. - Musiałem wyjść wcześniej z pracy i wysłać e-maila do całego mojego zespołu. Szef dał mi wolne - żartował. Później okazało się, że potrzebuje kolejnego dnia wolnego, bo... pokonał Jacka Socka, zawodnika, który w przeszłości znajdował się w TOP-10 rankingu.

- Jego historia jest fantastyczna. To jak historia o Kopciuszku. Inna niż wszystkie pozostałe - skomentował Mark Ein.

- Gdyby nie mój pierwszy sponsor z Princeton, nie byłbym w stanie grać zawodowo. Gdyby nie ci niesamowici ludzie, których spotkałem w Bostonie w szkole biznesu, którzy przekonali mnie, że powinienem marzyć i dać tenisowi jeszcze jedną szansę, nie byłoby mnie tutaj - mówił po meczu z Sockiem Pecotić.

W drugiej rundzie przegrał z Marcosem Gironem, ale i tak o Pecoticiu mówi się na całym świecie. Chorwat zanotuje awans w rankingu o... ponad dwieście miejsc. Choć ma już 33 lata i na co dzień zajmuje się czymś innym, z pewnością nie powiedział jeszcze ostatniego słowa na korcie.

Czytaj także:
"To tylko kwestia czasu". Kibice Świątek i Linette tylko na to czekają
Iga Świątek poznała drabinkę w Dubaju. Powrót mistrzyni Australian Open

Komentarze (0)