Ukraińska tenisistka zajmuje obecnie 63. lokatę w rankingu WTA. Najwyżej w karierze była na 23. miejscu. Ostatnio jednak to nie o jej wyczynach sportowych pisały światowe media. Łesia Curenko twierdzi, że podczas Indian Wells Steve Simon szef WTA, stwierdził, że choć sam nie popiera wojny w Ukrainie, to przeciwne zdania w tej sprawie nie powinny denerwować tenisistki. Po tym spotkaniu Ukraina nie wyszła na pojedynek z Białorusinką Aryną Sabalenką. Jako powód podawała atak paniki i szok po tym, co usłyszała od władz WTA.
Polscy kibice pamiętają też słowa Curenki po meczu z Igą Świątek. Ukrainka podziękowała światowej jedynce za to, co robi na rzecz jej ojczyzny.
Dawid Góra, WP SportoweFakty: Do niedawna miała pani wielu znajomych w Rosji i Białorusi. Nadal utrzymuje pani z nimi kontakt?
Łesia Curenko, ukraińska tenisistka: Nie. Dla mnie te relacje są skończone. W Rosji nie mam już nikogo. Nie rozumiem zachowania Rosjan, którzy nie są w stanie skrytykować wojny w moim kraju. Wszystkie kontakty urwałam.
ZOBACZ WIDEO:Lewandowski mistrzem Hiszpanii, powrót Messiego do Barcy, Polska U17 zachwyca - Z Pierwszej Piłki #39 [CAŁY ODCINEK]
Czy ktokolwiek z pani znajomych z tych krajów wypowiedział się krytycznie o wojnie? Choćby prywatnie.
Jedna osoba z Białorusi. To było pierwszego dnia wojny. Mówiła, że rozumie, co muszą teraz czuć ludzie w Ukrainie. Ale potem już o tym nie rozmawialiśmy. Zastanawiałam się wtedy, co ja właściwie robię w tenisowym tourze. Trudno było mi kontynuować grę - uczestniczyłam w nim wiele lat, a wtedy nagle zauważyłam, że ludzi, którzy mnie otaczają, zupełnie nie interesuje sytuacja w mojej ojczyźnie. Nie myślą o nas, nie troszczą się. A co może być gorszego od wojny? Nic!
Jak to możliwe, że Rosjanie i Białorusini nadal reprezentują swój kraj w międzynarodowych zawodach?
Tenis to nie tylko indywidualny, ale też prywatny sport. Władze ATP i WTA twierdzą, że wykluczenie Rosjan i Białorusinów byłoby dyskryminacją dla samych zawodników. Przy tym jednak kompletnie zapominają o Ukraińcach i interesach sportowców z innych krajów. To niezrozumiałe, jak bardzo można nie brać pod uwagę opinii i uczuć moich rodaków. Ze strony decydentów to nieposzanowanie praw człowieka i zawodnika.
WTA i ATP nie mogą zagwarantować, że wśród uczestników tenisowych turniejów nie ma osób popierających wojnę. A wręcz na sto procent są takie osoby. Kiedy Rosja zaatakowała Ukrainę, Marta Kostiuk podczas wideokonferencji chciała pokazać tenisowemu światu, co się dzieje w Ukrainie, jak straszna jest ta wojna. Szybko jednak zablokowano tę inicjatywę. Mniej więcej w tym samym czasie zapewniano nas, że ci, którzy oficjalnie poprą wojnę, będą wyrzuceni z międzynarodowych turniejów tenisowych. Tymczasem w Indian Wells usłyszałam prosto w twarz, że wspieranie wojny jest w porządku.
Jeśli odmówienie gry reprezentantom kraju-agresora byłoby dyskryminacją, czym w takim razie jest sama wojna? Powoli wchodzimy w świat absurdu.
Władze tenisowego świata nie chcą rozmawiać o wojnie. Gdyby zaczęli, nie udałoby im się ukryć, że w turniejach biorą udział zawodnicy popierający agresję Rosji na Ukrainę. Dla mnie izolacja Rosji byłaby pokazaniem całemu światu, że nie można dokonać, tak o!, inwazji na inny kraj. W Ukrainie nie rozumiemy postawy władz tenisa. Tymczasem Rosjan przywraca się nawet do udziału w igrzyskach olimpijskich. To krok wstecz!
Świat nie idzie w dobrym kierunku. Trzeba zacząć zadawać poważne pytanie o kondycję ludzkości, humanitaryzm.
Polski rząd i związki sportowe wielokrotnie interweniowały w sprawie pomysłów przywracania Rosjan do międzynarodowych zawodów sportowych.
To, co Polska robi dla Ukrainy jest nie do opisania. Jak tylko zaczynam o tym mówić, chce mi się płakać ze wzruszenia. Kiedyś miałam w Rosji mnóstwo przyjaciół - przecież ten kraj był nam w jakiś sposób bliski, przynajmniej geograficznie. A oni nagle brutalnie nas napadli, wszystko się skończyło. Tymczasem mnóstwo dobra płynie do nas z Polski, z zachodniej Europy. Dla mnie to klarowna informacja o tym, kto jest naszym prawdziwym wrogiem, a kto prawdziwym przyjacielem.
To widać też w relacjach indywidualnych?
Oczywiście. Nie mogę nie wspomnieć o Idze Świątek. W tym momencie z całego światowego topu zawodniczek i zawodników, to Iga działa najskuteczniej. Ona nie tylko gra w tenisa, ale robi wspaniałe rzeczy także poza kortem. Korzysta ze swojej popularności w taki sposób, aby cały świat pamiętał, co się dzieje w Ukrainie. Wielkie, wielkie dzięki dla Polski!
Światowy top w większości nie chce nawet rozmawiać o wojnie, a co dopiero przekazywać prawdę o niej. Rzadko słychać o sprzeciwie podczas wywiadów czy pomeczowych konferencji. Tym bardziej nawet małe wyrazy wsparcia są dla mnie i dla wszystkich Ukraińców bardzo ważne. Wiele razy mówiłam Idze, jak bardzo doceniam to, co dla nas robi. Czasem bowiem mam wrażenie, że walczę z jakąś niewidzialną potężną siłą i jestem w tej walce bardzo samotna. W takich chwilach świetnie mieć świadomość, że jest ktoś taki jak Iga.
Iga wielokrotnie powtarzała, że społeczna świadomość o wojnie przygasła.
To prawda, natomiast warto zwrócić uwagę na fakt, że tenis to bardzo indywidualny sport. Zawodnicy często skupiają się po prostu na własnych karierach. Nie jesteśmy zjednoczeni. Przez ten fakt nie ma porozumienia i dlatego trudno jest cokolwiek zmienić. Również w kontekście mówienia o wojnie.
W Polsce doskonale pamiętamy, co mówiła pani o słowach szefa WTA Steve’a Simona. Potem odmówiła pani gry z Białorusinką Aryną Sabalenką. Czy to wydarzenie miało ciąg dalszy? Rozmowy, wyjaśnienia?
Szefostwo WTA nie chce ciągu dalszego. Po tym wydarzeniu mieliśmy zaledwie jedną rozmowę online. Z naszej strony byłam ja, Elina Switolina i Marta Kostiuk. Po drugiej stronie całe szefostwo WTA. Początkowo czekaliśmy na tę rozmowę kilka tygodni, co już było bardzo dziwne. Kiedy do niej doszło, zadałam kilka pytań ws. słów, jakie padły z ust Steve'a Simona. Zapytałam, czy jeśli wspieranie wojny jest OK, to czy wspieranie rasizmu również. Zadałam pytanie, co sądzą o tym, że łamie się prawa Ukraińców, a dba o prawa reprezentantów państw-agresorów. Byłam gotowa na dyskusję. Tymczasem nie otrzymałam żadnej konkretnej informacji. Mówię zupełnie serio: nie było odpowiedzi! Po moich słowach zapadła cisza na ten konkretny temat. Żaden z przedstawicieli WTA nie wytłumaczył tej sytuacji.
Czy przed pani pytaniami o czymś rozmawialiście?
Spotkanie zaczęło się od ogólnych stwierdzeń i okrągłych zdań ze strony władz WTA. Usłyszałam, że WTA kontynuuje wsparcie dla Ukrainy, akcje charytatywne itd. Wtedy powiedziałam: "Stop". Zadałam parę pytań, a wtedy znów dostałam jakieś ogólne odpowiedzi. Kiedy doszło do pytania ws. praw człowieka, dyskusji już nie było, poza jakimiś ogólnymi stwierdzeniami. Połączenie zakończono i stwierdzono, że korespondencja mailowa będą jego kontynuacją.
Mail przyszedł. Napisano w nim, że WTA szuka specjalistów w dziedzinie praw człowieka. I chyba szuka do dziś, bo to był nasz ostatni kontakt. Jeśli mają problemy ze znalezieniem właściwych osób, ja im chętnie pomogę, mam dobre relacje z jedną świetną specjalistką z Niemiec w tej dziedzinie.
Jak wyobraża pani sobie przyszłość w tenisie?
Kilka lat temu przeżywałam świetny okres w swojej karierze. Grałam choćby w ćwierćfinale US Open. Jednak przydarzyła mi się kontuzja łokcia. Leczyłam ją bardzo długo, bo przez trzy i pół roku. Dwa lata temu byłam gotowa podjąć decyzję o zakończeniu kariery. Ból odczuwałam każdego dnia. Urazy łokcia są bardzo trudne, w nieoczekiwanym momencie mogą się odnowić i znacząco wpłynąć na przebieg kariery. Obecnie jestem w stanie grać całkiem nieźle. Może nie wygram kilku meczów z rzędu, ale nie stawiam sobie już żadnych celów. Po prostu cieszę się tenisem. Gram i czerpię z tego przyjemność.
Muszę też wspomnieć, że ze względu na wojnę, korzystam z pomocy psychologów. Kiedy widzę na zdjęciach i filmach kolejne zniszczone budynki, mój kraj, który na wschodzie popada w ruinę, nie mogę powstrzymać łez. Niektóre dni są da mnie katorgą. Nie rozumiem, dlaczego białoruscy i rosyjscy sportowcy nie staną ramię w ramię i nie powiedzą, że sprzeciwiają się temu, co robią ich rządy. Dlaczego nie wykrzyczą, że wojna jest zła, straszna, najgorsza? To byłaby piękna i głośna wiadomość dla całego świata.
Gdzie pani teraz mieszka?
We Włoszech. Jestem w świetnym miejscu, mam gdzie trenować. Ludzie tutaj są niezwykle życzliwi, opiekują się mną, wśród nich świetnie się czuję. Jednak kiedy tylko będzie taka możliwość, chcę wrócić na Ukrainę.
Jaka atmosfera panuje we Włoszech w związku z wojną? Jaka jest na ten temat świadomość społeczna?
Czasami tłumaczę moim znajomym całą sytuację - nie tylko Włochom. Nie wszyscy w pełni rozumieją, co się dzieje. Nie zawsze docierają do nich prawdziwe informacje o Donbasie czy Krymie. Ludzie tutaj nie znają historii Rosji i Ukrainy. Zawsze chętnie rozmawiam na ten temat.
W naszej części Europy łatwiej to zrozumieć.
To prawda.
Choć nie we wszystkich krajach tak samo łatwo. Wystarczy spojrzeć na głosy płynące z Węgier.
To prawda, ale nie oceniam samych Węgrów. Moi znajomi z tego kraju byli zdziwieni poczynaniem swoich polityków w tej kwestii. Z drugiej strony muszę powiedzieć, że niedawno część węgierskich tenisistów pojechała na zawody do... Rosji! Jak można uczestniczyć w turnieju organizowanym w terrorystycznym państwie? Nie rozumiem tego i chyba już nigdy nie zrozumiem. Przecież pieniądze tam zarobione są splamione ludzką krwią! I to bez znaczenia, o jakiej ich ilości mówimy.
W sprawach poruszonych w rozmowie z Łesią Curenko, odezwaliśmy się także do WTA. Kiedy dostaniemy odpowiedź, opublikujemy ją na WP SportoweFakty
Świątek przed wielką szansą. Może dołączyć do elitarnego grona >>