Grupa Wagnera sterowana przez Jewgienija Prigożyna w zeszłą sobotę ruszyła w kierunku Moskwy. Najemnicy, którzy zbuntowali się przeciwko Władimirowi Putinowi i próbowali dokonać zamachu stanu w Rosji, przeszli między innymi przez Woroneż.
Około dwie godziny dzieliły żołnierzy od wkroczenia do Moskwy. Po konsultacjach z prezydentem Białorusi Alaksandrem Łukaszenką, Prigożyn ogłosił, że jego grupa nie zamierza przelewać krwi i udała się w drogę powrotną.
Niepokojącym wydarzeniom ze szczególną uwagą przyglądała się Daria Kasatkina. Tenisistka opowiedziała o swoich odczuciach w rozmowie z "Daily Express".
- Woroneż był jednym z miast, do których weszli. Moja rodzina, moi rodzice nadal tam są. Wszyscy widzieli, że panował tam wielki bałagan. Oczywiście, że się martwię. Nie mogłam nic zrobić poza zaproponowaniem moim bliskim wyjazdu do innego miasta - stwierdziła zawodniczka.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Ależ cudne uderzenie. Ręce same składają się do braw
Co ważne, Kasatkina wielokrotnie podkreślała, że jest zmartwiona sytuacją za naszą wschodnią granicą. 26-latka ponownie pokazała swoją solidarność z mieszkańcami Ukrainy.
- Ukraińcy przeżywają znacznie gorszą sytuację. Niestety, teraz musimy żyć w takim scenariuszu. To był ciężki rok i nie wiemy, jak długo jeszcze to potrwa. Szczerze mówiąc, na razie nie widzę końca - dodała Rosjanka zajmująca 11. miejsce w rankingu WTA.
Czytaj więcej:
Po tym, co zrobiła Sabalenka, mama nie odzywała się do niej przez tydzień
Stało się. FIVB podjęła decyzję wobec reprezentacji Rosji