To była absolutna deklasacja. Iga Świątek w meczu o tytuł w turnieju WTA Finals nie dała najmniejszych szans Jessice Peguli. W całym spotkaniu pozwoliła jej ugrać zaledwie jednego gema. Ostatecznie Polka wygrała 6:1, 6:0.
To Pegula powiedziała do siebie po zagraniu Świątek
Taki wynik to przede wszystkim zasługa kapitalnej gry 22-latki, która nie pozwoliła tenisistce ze Stanów Zjednoczonych rozwinąć skrzydeł. Ale trzeba przyznać, że sama Pegula nie prezentowała się najlepiej. Popełniała sporo niewymuszonych błędów i seryjnie traciła punkty.
- Widać było, że Amerykanka wyszła na mecz bardzo zdenerwowana, jakby to ona walczyła o numer jeden na świecie. Iga zagrała perfekcyjnie, miała swój plan, często wyrzucała z kortu Jessicę Pegulę. Znamienne były słowa, które powiedziała do siebie po dwóch mocnych zagraniach Igi z forehandu - "too fast" czyli "za szybko", co pokazywało jej bezradność - ujawnia Bartosz Ignacik, dziennikarz i komentator Canal+Sport, który był obecny na miejscu w Cancun.
ZOBACZ WIDEO: W trybie pilnym Polka zawiesza karierę. Jest w ciąży
Tak naprawdę wyrównany był sam początek i pierwsze kilka gemów w meczu. Później Świątek przejęła już całkowitą kontrolę nad spotkaniem.
- Po pięciu gemach powiedziałem do mojej koleżanki z redakcji Asi Sakowicz-Kosteckiej, że tu się nic nie wydarzy. To trochę przypominało mi finał tych zawodniczek w Dausze (Świątek wygrała wtedy 6:3, 6:0 - przyp. red.), a może jeszcze bardziej mecz Peguli z Samsonową w finale w Montrealu - dodaje nasz rozmówca.
Kibice zagrzewali rywalkę Świątek. "To normalne"
W pewnym momencie przewaga Światek była tak duża, że pojedyncze udane zagrania Peguli wywoływały aplauz wśród kibiców w Cancun. Było to wyraźnie słychać w transmisji telewizyjnej. I działo się to, mimo że na trybunach zasiadło wielu fanów z Polski.
- Kibice chcieli zagrzewać Pegulę do walki i to normalne w tenisie. Kiedy jednej dziewczynie nie idzie, to fani często chcą, by załapała się do gry. Ten mecz trwał tylko 59 minut, bez większych emocji dla postronnego fana. A ci przecież przyszli po to, by oglądać zaciętą rywalizację - objaśnia dziennikarz.
Gra Igi Świątek w Cancun zrobiła ogromne wrażenie na wszystkich, o czym świadczą, słowa Gustavo Santoscoy'a Arriagi - dyrektora turnieju w Cancun, który pogratulował Idze Świątek. Zaznaczył, że znakomicie reprezentuje ona światowy tenis.
- Organizatorzy tego turnieju wcześniej tak się skompromitowali, że musieli w końcu coś mądrego powiedzieć - kwituje jego słowa Ignacik.
Nawiązuje tym samym do ogromnych skandali, które miały miejsce przed turniejem w Cancun. Prace nad areną trwały jeszcze na dwa dni przed startem zawodów, tenisistki narzekały na nawierzchnię. A swoje robiła pogoda, która paraliżowała zawody. W ostatnich dwóch dniach sytuacja wyglądała jednak znacznie lepiej. Czy zamaże to negatywne wrażenia z Cancun?
- Ten turniej się pięknie dla nas Polaków kończy. Każdy widział jednak, że coś tu nie działa. Idealnie to ilustruje sytuacja z wywiadu pomeczowego, kiedy Iga powiedziała, że puchar jest bardzo dobrze zrobiony i nic nie odpadło. Ja odparłem, że to jedyna bardzo dobrze zrobiona rzecz podczas tego turnieju. Ona się tylko wymownie uśmiechnęła i potwierdziła. I to najlepszy komentarz w tej sprawie - opowiada Ignacik.
Dzięki wygranej w turnieju Iga Świątek wróciła na pierwsze miejsce w rankingu WTA. I może tam pozostać na długie miesiące, bo sytuacja w pierwszych miesiącach 2024 roku będzie jej sprzyjała (więcej TUTAJ). Czy Świątek znów zabetonuje pozycję numer 1 i na lata zostanie wizytówką światowego tenisa, o czym mówił Santoscoy Arriaga?
- Iga przy okazji realizacji serialu "Ośmiu wspaniałych" zdradziła nam, do kiedy zamierza grać w tenisa. Nie zdradzę dokładnego terminu, ale mogę powiedzieć, że nie ma szans, by do tego czasu wypadła z czołowej dziesiątki rankingu - kończy Bartosz Ignacik.
Arkadiusz Dudziak, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj więcej:
Dawid Góra: Iga odebrała to, co się jej należało [OPINIA]