Tegoroczny sezon dla Magdy Linette od samego początku nie układa się najlepiej. Po nieudanych zmaganiach na kortach twardych udało jej się jednak rozpocząć rywalizację na mączce od dwóch zwycięstw w Charleston. Natomiast w turnieju rangi WTA 250 we francuskim Rouen dotarła aż do finału.
Po czterech zwycięstwach z rzędu nasza tenisistka stanęła przed szansą na końcowy triumf w Rouen. Musiała pokonać jednak rozstawioną z "szóstką" Sloane Stephens. Niestety ta sztuka jej się nie udała, po trzysetowej rywalizacji górą była Amerykanka 6:1, 2:6, 6:2.
Premierowa odsłona tego pojedynku była jednostronna i to nie w pozytywnym znaczeniu dla Polki, ponieważ została ona rozbita. Już w trzecim gemie konsekwencją błędów z jej strony było stracone podanie, które tak naprawdę rozpędziło przeciwniczkę.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Rośnie następca Gortata? Błachowicz pokazał talent syna
Ta bowiem przy swoich serwisach była nieuchwytna i znakomicie radziła sobie przy podaniach poznanianki. Kolejny gem serwisowy w wykonaniu Linette ponownie niósł za sobą koncert błędów, przez co w efekcie przegrywała już 1:4.
Nic nie zmieniło się również w momencie, gdy nasza tenisistka stanęła przed szansą utrzymania serwisu po raz drugi w tym secie. Tym razem nie podarowała wszystkich punktów rywalce, ponieważ Stephens wygrywającym bekhendem zakończyła partię w 33 minuty.
W II odsłonie finałowej rywalizacji w Rouen przekonaliśmy się, że nieudany start nie podciął skrzydeł Polce. Ta bowiem zaczęła lepiej grać zarówno przy swoim podaniu, jak i przy rywalki. Efekt? Przełamanie już w trzecim gemie, mimo że Amerykanka prowadziła 40:0. Mimo że przy pierwszym break poincie ryzyko ze strony poznanianki nie przyniosło efektu, to przy drugim opłaciło się jej pójść do siatki.
Koncertowy gem Linette rozegrała w momencie, kiedy to Stephens serwowała po raz trzeci w tym secie. Wówczas znakomity return sprawił, że wyszła na 4:1. Chwilę później obroniła break point i zdołała utrzymać podanie. Co prawda przy serwisie przeciwniczki nie zakończyła partii, ale przy swoim już tak. Co prawda Amerykanka ze stanu 0:40 doprowadziła do równowagi, ale mimo to skapitulowała po świetnym forhendzie ze strony 32-latki.
O końcowym wyniku zadecydowała zatem decydująca partia. I biorąc pod uwagę poprzednie wyniki można było spodziewać się, że ta zostanie zdominowana przez jedną z tenisistek. I tak też właśnie było.
Od stanu 1:1 cztery gemy z rzędu wygrała tenisistka rozstawiona z "szóstką". Linette w trzecim gemie postraszyła rywalkę, ale mimo czterokrotnej równowagi ani razu nie wypracowała sobie break pointa. Natomiast chwilę później trzykrotnie dokonała tego Stephens. Ostatecznie Polka straciła serwis, gdy zepsuła bekhend po krosie. Wówczas doszło jeszcze do interwencji sędzi, ale błąd został potwierdzony.
Przy stanie 4:1 dla Amerykanki doszło do długiego gema, w którym ta wypracowała łącznie cztery break pointy. Mimo że poznanianka zaciekle się broniła i miała swoje okazje do utrzymania podania, to ostatecznie musiała uznać wyższość przeciwniczki.
Gdy Stephens serwowała na zwycięstwo, udało jej się wypracować trzy piłki meczowe. Od tego momentu na całość poszła Linette i wraz z błędami rywalki najpierw doprowadziła do równowagi, a ostatecznie zdobyła pięć punktów z rzędu i zdołała się obronić, niwelując jednak tylko część strat (2:5).
W przypadku, gdyby nasza tenisistka utrzymała podanie po raz drugi w secie, miałaby szansę na całkowite odrobienie strat. Tymczasem popełniła trzy błędy i ponownie musiała bronić się przy stanie 0:40. Dwukrotnie ta sztuka jej się udała, ale gdy miała szansę na doprowadzenie do równowagi to wyrzuciła bekhend. W efekcie spotkanie dobiegło końca i to Stephens mogła świętować tytuł we Francji.
Open Capfinances Rouen Metropole, Rouen (Francja)
WTA 250, kort ziemny w hali, pula nagród 267 tys. dolarów
niedziela, 21 kwietnia
finał gry pojedynczej:
Sloane Stephens (USA, 6) - Magda Linette (Polska) 6:1, 2:6, 6:2