Jessica Pegula od lat należy do światowej czołówki kobiecego tenisa. Udowodniła to podczas turnieju WTA 1000 w Toronto, podczas którego obroniła tytuł (w poprzednim roku w Montrealu, oba turnieje odbywają się na przemian dla kobiet i mężczyzn - red.). Ambitna postawa i waleczność Amerykanki mogą imponować. Szczególnie że wywalczone tam ponad 520 tys. dolarów to nic w porównaniu do tego, co odziedziczy w przyszłości.
30-latka jest bowiem córką jednego z amerykańskich miliarderów. Terry Pegula wzbogacił się na gazie łupkowym, a zaczynał od małej firmy, którą otworzył za pożyczone 7,5 tys. dolarów. Obecnie jego majątek jest wyceniany przez magazyn "Forbes" na niewiarygodne 6,8 biliona dolarów.
Jessica długo walczyła o to, aby uniknąć łatki spełniającej marzenie córki miliardera. Ciężko pracowała na swoje osiągnięcia i miejsce, w którym obecnie się znajduje. Ojciec od początku wspierał ją w spełnianiu marzenie o zostaniu profesjonalną tenisistką. Sam również funkcjonuje w świecie sportu. Jest między innymi właścicielem klubu NHL Buffalo Sabres.
ZOBACZ WIDEO: Tłumy na Okęciu. Tak przywitano srebrnych medalistów olimpijskich
Pegula obecnie znajduje się w najlepszej "dziesiątce" rankingu WTA. Zapracowała na to sukcesami, których nadal jest głodna. Jej celem jest między innymi zwycięstwo w turnieju wielkoszlemowym. Aby go osiągnąć, 30-latka musi jednak po raz pierwszy przebrnąć ćwierćfinał, na którym zatrzymywała się już 6-krotnie.
Marzeniem amerykańskiej tenisistki jest też wywalczenie złotego medalu na igrzyskach olimpijskich. W Paryżu była od tego daleka, bowiem odpadła już w drugiej rundzie gry pojedynczej i podwójnej. Kolejna edycja odbędzie się jednak w Los Angeles i doping miejscowych kibiców może jej pomóc w osiągnięciu lepszego wyniku.
Zobacz także:
Kolejna niespodzianka z udziałem Polaka
Ta decyzja nie spodoba się Świątek. Znów rozpęta burzę?