Tomasz Świątek: Nie tęsknię za rolą szefa teamu Igi. Na początku nie było mi jednak łatwo

Getty Images / Robert Prange / Contributor / Na zdjęciu: Tomasz Świątek, Iga Świątek
Getty Images / Robert Prange / Contributor / Na zdjęciu: Tomasz Świątek, Iga Świątek

- Wciąż zdarzają się mecze, w których widać, że Iga od początku ma trudności i zmaga się z tym, żeby grać swój tenis. To boli mnie jako rodzica - mówi Tomasz Świątek, ojciec naszej wybitnej zawodniczki.

Mateusz Puka, WP SportoweFakty: Wiele zawodniczek z czołówki - jak choćby Aryna Sabalenka - zrezygnowało ze startu w igrzyskach, żeby lepiej przygotować się na drugą część sezonu. Nie obawia się pan, że zmęczenie może być niedługo widoczne także u Igi - może nawet już podczas US Open, które właśnie się rozpoczęło (Iga w pierwszym meczu turnieju pokonała 2:0 Rachimową, we środę gra z Japonką Shibaharą - przyp. red.)?

Tomasz Świątek, ojciec Igi Świątek, były wioślarz, olimpijczyk z Seulu: W teorii według kalendarza WTA tuż po igrzyskach Iga powinna pojechać do Toronto i bronić punktów rankingowych. To jednak oznaczałoby, że po igrzyskach nie dostałaby nawet kilku dni wolnego, a przecież dochodzi jeszcze konieczność przystosowania się do zupełnie innej strefy czasowej i nawierzchni. Decyzja o odpuszczeniu ostatniego turnieju była właściwa i choć start w igrzyskach był bardzo wymagający, to na pewno te kilka dni wolnego zwiększyły szanse na to, że intensywność tego sezonu nie odbije się bardzo na formie Igi. Trzeba jednak zdawać sobie sprawę, że sezon jest bogaty w wydarzenia i na tym etapie ma prawo pojawiać się zmęczenie.

Czy w waszej relacji to pan jest tym, który motywuje Igę do ciągłego przesuwania granic wytrzymałości, na przykład poprzez trenowanie w maseczce, co ma poprawić wydolność?

Iga jest na tyle inteligentna i samodzielna, że nawet o tym nie rozmawiamy. Nic nie sugeruję i nie podpowiadam. Ma od tego trenerów. Ja odsunąłem się na bok. Tomasz Wiktorowski odpowiada za kwestie tenisowe, Maciej Ryszczuk za ogólne przygotowanie, a Daria Abramowicz za sprawy psychologiczne. Team działa bardzo dobrze i oni sami pilnują, by obciążenia były na odpowiednim poziomie.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Lewandowski sprawdził się z kolegą. Tylko spójrz

Razem z Igą żyjecie sportem praktycznie cały rok. Czy potraficie porozmawiać o czymś innym niż tenis?

To jest niesamowite, ale nawet gdy przyjeżdżam do Igi na turnieje i spędzam z nią sporo czasu,  w ogóle nie rozmawiamy o tenisie. Już dawno uznaliśmy, że nie da się ciągle żyć sportem. Nawet podczas ważnych turniejów trzeba uciec myślami od tenisa, bo ciągłe rozmyślanie na ten temat nie przyniosłoby nic dobrego. Najlepsi tenisiści charakteryzują się tym, że dyscyplinie poświęcają się w stu procentach w określonym czasie - na treningach i podczas meczów, ewentualnie podczas analizy po meczach. Resztę czasu poświęcają innym zagadnieniom.

Nie tęskni pan za rolą szefa teamu córki?

Cieszę się, że już nim nie jestem. Nigdy nie byłem tenisistą, więc nigdy nie będę czuł tego wszystkiego aż tak dobrze, jak Iga i inne osoby. Teraz to ona zarządza teamem, podejmuje kluczowe decyzje. Radzi sobie doskonale.

Łatwo było tak się odciąć?

Nie odciąłem się, bo przecież wciąż jestem przy niej, jeżdżę na wiele turniejów. Staram się jednak mieć swoje życie i dać Idze żyć i pracować tak, jak chce. Przed przyjazdem na igrzyska też z nią o tym rozmawiałem. Zgodziła się, chciała, żebym był przy niej podczas turnieju. Cieszę się, że mogę być przy niej w roli rodzica. Naprawdę to korzystniejsze dla wszystkich, gdy jest podział ról i kompetencji. Efektem są dobre wyniki na korcie. My jesteśmy przede wszystkim rodziną, a rodzina to nie praca. Od tego Iga ma specjalistów.

Wielu rodziców nie potrafi odnaleźć się tylko w takiej roli…

... i należą do komitetu oszalałych rodziców. Oczywiście, na początku nie było mi łatwo, ale był taki moment, w którym wiele rzeczy przerobiłem i zrozumiałem, na czym polega moja rola. To jednak było całkiem wcześnie, jeszcze przed tym, zanim Iga zaczęła robić karierę w cyklu WTA. Cieszę się, że tak szybko to zrozumiałem.

Jeszcze niedawno tata Magdy Linette przyznał, że ma problem ze skupieniem się na innych obowiązkach. Pan też tak mocno przeżywa mecze córki?

Tego nie da się nauczyć. Kiedy Iga dobrze wchodzi w grę, to faktycznie zdarzają się łatwiejsze mecze. Przyznam, że wtedy faktycznie potrafię się rozluźnić. Z meczu robi się trochę taki samograj, a ja oglądam rywalizację zupełnie na spokojnie. Wciąż zdarzają się mecze, w których widać, że Iga od początku ma trudności i zmaga się z tym, żeby grać swój tenis. To boli mnie jako rodzica, ale nauczyliśmy się, że przegrane to część sportu. Nie da się ciągle wygrywać, szczególnie w tenisie.

Czy to nie jest tak, że z każdym kolejnym sukcesem coraz trudniej przychodzi pogodzenie się z przegranym meczem Igi?

Może faktycznie Iga przyzwyczaiła kibiców do tego, że większość meczów idzie jej dość łatwo. Trzeba jednak mieć do tego dystans. To nie jest tak, że ona musi każdy mecz wygrać. Sam tłumaczę jej, że zrobiła już tak wiele, że teraz nie musi już nikomu nic udowadniać i powinna skupić się na tym, by czerpać z tego przyjemność.

Czy może pan powiedzieć, że zna córkę tak dobrze, że już po samym jej wyjściu na kort jest w stanie powiedzieć, jaki to będzie dla niej mecz?

To tak nie działa, bo przecież każdy mecz ma swoje fazy. Tenis jest ciekawy dlatego, że praktycznie do końca jest możliwość odrobienia nawet największych strat. Widzę jednak, kiedy mecz jest pod jej kontrolą, a kiedy faktycznie zaczynają się większe problemy.

Wielu ekspertów twierdzi, że podczas igrzysk olimpijskich nie oglądaliśmy prawdziwej Igi, że była zbyt spięta, nerwowa. Co pan na to?

Turniej olimpijski jest wyjątkowy, bo jest niepowtarzalny i rozgrywany tylko co cztery lata. Dodatkowy stres było widać nie tylko po Idze, ale także po innych zawodniczkach. Nie zawsze faworytki wygrywały i czuć było, że to zupełnie inne obciążenie.

Wydawało się, że do tej pory takie kwestie jak zbyt duża presja z zewnątrz nie dotykały Igi. Dlaczego tym razem było inaczej?

Presja na zdobycie złotego medalu była bardzo duża, powstało mnóstwo artykułów, wszyscy już przed turniejem wieszali Idze ten medal na szyi, a to na pewno nie pomagało. Iga jest tylko człowiekiem. I to nie jest tak, że naciskamy guzik, maszyna wyjdzie na kort, wygra wszystkie mecze i wyjedzie z Paryża ze złotem. Widziałem z bliska, jak wiele kosztował ją ten turniej, jak bardzo się stresowała i jak mocno jej zależało.

Iga sama mówiła, że na czas turniejów odcina się od mediów, ale pan zapewne je czyta. Jak pan reaguje na niektóre opinie ekspertów, jak choćby tę o braku planu B na mecze?

Ludzie piszą różne rzeczy, ale od początku uznałem, że nie będę walczył z wiatrakami. Gdybym chciał prostować błędne założenia, to nic innego bym nie robił, a na to nie mam czasu. Ludzie oceniają różnie, ale ma to tę wspólną cechę, że kiedy idzie dobrze, to prawie wszyscy chwalą, a gdy pojawia się jedno potknięcie czy przegrana, od razu zaczyna się krytyka. Trudno powiedzieć, z czego to wynika.

Rozumiem, że pana jako ojca bolą krytyczne komentarze pod adresem córki, ale chyba musi pan przyznać, że nie jest to normą, że to incydentalne.

Nie chodzi mi o to, by wynosić ją na piedestał, ale by potraktować ją jak człowieka, który też potrzebuje wsparcia i nie jest maszyną nieczułą na wszystko. Chciałbym, by nawet w słabszych momentach mogła się czuć doceniona. Super, że jest wiele kibiców, którzy dają wsparcie i pozytywne komentarze czy wiadomości także w trudniejszych momentach.

Ma pan jakieś przykłady konkretnych zarzutów, które najbardziej pana oburzyły?

Nie będę mówił o konkretach, bo to nie ma sensu. Chodzi jednak o to, że wielu "ekspertów” zabiera głos, choć absolutnie nie mają pojęcia o czynnikach, które wpływają na wyniki i rozwój kariery czy tenisa. Wygłaszają tezy, które często nie mają poparcia w rzeczywistości. To do niczego nie prowadzi, a wprowadza chaos. Zdaję sobie jednak sprawę, że sam nie naprawię świata.

Zastanawia się pan, jak długo może jeszcze potrwać dominacja Igi? Obawia się pan prawdziwego kryzysu?

W ogóle się tego nie obawiam, bo wiadomo, że przyjdzie moment, w którym będzie gorzej trenowała lub grała. Albo po prostu motywacja będzie mniejsza. To jest część życia i sportu. W jej przypadku to wszystko jest kwestią wewnętrznej motywacji. Jeśli ona z różnych względów spadnie, to wiadomo, że pozycja w rankingu również się obniży. Nie uważam jednak, że to będzie dramat. To naturalna kolej rzeczy, bo przecież życie nie jest prostą wnoszącą się tylko do góry.

Myśli pan, że Iga jest gotowa na coś takiego? Przygotowujecie się na taki moment?

O tym się nie rozmawia. Kluczowe jest to, by Iga dalej chciała robić to, co lubi. By po jednym turnieju wciąż miała ochotę jechać na kolejny i rywalizować. Zakładam, że jest na tyle młoda i zmotywowana do osiągania kolejnych sukcesów, że karierę traktuje jak wielką przygodę. Cieszymy się tym wszystkim i robimy wszystko, by pomóc jej wykorzystać ten moment.

W przeszłości zdarzało się, że Iga dzwoniła do pana i miała chwile zwątpienia w sens tego, co robi?

Takich radykalnych przypadków nie było, ale Iga zwraca uwagę na kalendarz WTA, który wymusza na zawodniczkach ciągłe przemieszczanie się i granie z dużą częstotliwością. Przecież coraz więcej turniejów jest obowiązkowych, a takie turnieje jak igrzyska olimpijskie mają mało miejsca w kalendarzu, co pokazała ta edycja - wymagają niekorzystnej dwukrotnej zmiany nawierzchni. Taki system będzie prowadził do obniżania jakości i poziomu gry zawodniczek. Już teraz dużo jest kontuzji, urazów czy zwykłego znużenia. To wszystko powoduje, że ranga turniejów spada. Całe szczęście Iga jest dobrze przygotowana fizycznie i na razie potrafi odpowiednio zarządzać obciążeniami, ale to bardzo wymagający proces.

Rozmawiał Mateusz Puka, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj więcej:
Smutne sceny w Chorzowie. Tylko jednej osobie świat nie odjechał
Gdy tylko pokazali go na telebimie rozpoczęły się gwizdy

Źródło artykułu: WP SportoweFakty