Roger Federer, 29 lat, wygrał 16 turniejów Wielkiego Szlema (foto PAP/EPA)
Kandydaci do tytułu w hali Kungliga grali ze sobą dwukrotnie, ale dawno, i zawsze lepszy był Federer, który nawet nie stracił seta: w 2005 roku na trawie w niemieckim Halle, a w kolejnym sezonie w I rundzie Australian Open. Roger wygrał potem oba turnieje i tak też będzie ewentualnie w niedzielę.
Dla Federera wielką przeszkodą nie okazał się w półfinale Ivan Ljubičić (ATP 17), którego pokonał (7:6, 6:2 w 1h17') po raz dziesiąty z rzędu, a po raz piąty z kolei bez straty seta. Szwajcar, wicelider rankingu ATP, nie zadowala się okrągłymi liczbami statystycznymi z ostatnich dni: za nim 902. mecz w karierze i 51. zwycięstwo w bieżącym sezonie.
Występującemu w szwedzkiej stolicy ponownie po dekadzie Federerowi w meczu półfinałowym bardzo pomagał serwis (68% pierwszego, 80% punktów po nim, 10 asów). W otwierającej partii odrobił wczesną stratę podania, w drugim secie nie musiał już bronić żadnego break pointa i sam dwukrotnie przełamał Ljubičicia (5 asów chorwackiego weterana).
Potrzeba było tie breaka w trzecim secie, by wyłonić pierwszego finalistę: Mayer (ATP 47) w 2h13' pokonał 4:6, 6:4, 7:6 Jarkko Nieminena (ATP 45). Pierwsze z sześciu poprzednich starć rozegrali w Sopocie w 2005 roku, kiedy Mayer wygrał jeszcze jeden mecz i osiągnął pierwszy w karierze finał w premierowym cyklu. Wyczyn powtórzył rok później, ale znów bez powodzenia. Aż do teraz więcej szans gry o tytuł nie miał.
Solidny, 27-letni Mayer jest dziś drugą rakietą Niemiec, po Philippie Kohlschreiberze. W piątek odprawił ze sztokholmskiego turnieju wielkiego faworyta gospodarzy, Robina Söderlinga (szóste w karierze zwycięstwo nad rywalem z Top 10). Popularny "Flo" od początku tego roku utrzymuje się w okolicach 50. miejsca w rankingu, a najwyżej w życiu był na pozycji 33. (dwa tygodnie we wrześniu/październiku 2004). Wyraźny renesans formy człowieka z Górnej Frankonii, który pokochał Sopot.