(Około)Tenisowy przegląd tygodnia: Grucha do sombrero, cukierki lepsze od wódki

W przeglądzie jak zawsze przegląd sytuacji na światowych kortach, a do tego telewizyjne popisy Szarapowej i Woźniackiej.

Podsumowanie zaczynamy od sukcesu Marcina Matkowskiego i Mariusza Fyrstenberga, którzy osiągnęli w Dubaju pierwszy finał w sezonie. Nie musieliśmy zatem czekać aż do US Open i Polacy o tytuł zagrali już w marcu. Niestety, w decydującym o tytule meczu musieli uznać wyższość Rohana Bopanny, grającego w duecie z niezwykle doświadczonym i utytułowanym Maheshem Bhupathim. Dali jednak dobry prognostyk przed nadchodzącymi wielkimi imprezami w Stanach Zjednoczonych.

Zadziwiające jest, że nasz eksportowy debel jest w Polsce tak mało popularny. Chcąc, nie chcąc, są najbardziej utytułowanymi tenisistami w kraju, z finałem Wielkiego Szlema i kończącego sezon Mastersa na koncie, a uwagi nie poświęca im się w zasadzie żadnej. Ich spotkania można obejrzeć tylko w Internecie lub z okazji londyńskiego turnieju, bo poza tym debla się nie transmituje. Dla porównania, bracia Bryanowie mają w USA status absolutnych legend i są traktowani na równi z największymi gwiazdami singla.

Z dobrej strony pokazał się Łukasz Kubot, który ponownie wygrał mecz w silnie obsadzonym turnieju. Nie można tenisiście z Bolesławca nic zarzucić, a sześć ugranych gemów z Davidem Ferrerem w II rundzie to niezły wynik, biorąc pod uwagę, że Hiszpan jest ekspertem od gry na mączce absolutnie najwyższej światowej klasy.

Tenisiści rywalizowali w tym tygodniu w dwóch turniejach rangi ATP World Tour 500 Series: w Dubaju i Acapulco i "250" w Delray Beach, tenisistki zaś skrzyżowały rakiety w małych turniejach International: we wspominanym już Kuala Lumpur oraz razem z tenisistami w Acapulco.

W Dubaju karty na stół wyłożyła prawie cała czołówka, a tytuł wywalczył Roger Federer, który w finale pokonał Andy'ego Murraya. Szkot w zarodku stłamsił marzenia Novaka Đokovicia o powtórce z roku ubiegłego, dość gładko pokonując go w półfinale, a Serb sprawiał wrażenie, jakby wciąż nie doszedł do siebie po gigantycznym wysiłku w Australii. Ponownie na plus zaprezentował się także Juan Martín del Potro, który z Federerem doprowadził do dwóch tie breaków, a w drugim z nich miał cztery kolejne piłki setowe. Argentyńczyka chyba można już realnie nazywać "piątą rakietą świata", mimo że w rankingu brakuje jeszcze czterech miejsc. Pozostaje poczekać, aż pokona kogoś z "Wielkiej Czwórki" męskiego tenisa, co powinno nastąpić niebawem.

Sam Federer po półfinale wypowiadał się o Del Potro w samych superlatywach (nie pierwszy już raz): - To wspaniały zawodnik, zarówno na korcie, jak i poza nim, niezwykle wyrazista postać we współczesnym tenisie. Kibice zobaczyli dziś, jak doskonałym jest tenisistą. Dobrze widzieć go dochodzącego do siebie po tej strasznej kontuzji. Gdy pokonał mnie w finale US Open i półfinale Mastersa, naprawdę sądziłem, że ma szansę zostać liderem rozgrywek. Jestem pewien, że zakończy rok w dziesiątce, a pewnie i w czołowej piątce. Szwajcar chyba szczególnie polubił "wieżowca z Tandil", gdy ten przed finałem US Open w 2009 roku przyniósł Federerowi do hotelowego pokoju koszulkę Boca Juniors. Del Potro za to nie ukrywa, że tenisista z Bazylei jest jego tenisowym idolem.

Turniej w Dubaju to impreza charakterystyczna: średniej rangii z wysoką pulą nagród, choć szejkowie z chęcią widzieliby na Bliskim Wschodzie turniej ATP World Tour Masters 1000, a najlepiej piątego Szlema. Co ciekawe, do 1,7 mln dolarów przeznaczonego na nagrody, organizatorzy dokładają przynajmniej dwa razy tyle w postaci startowego. Już za start Đokovicia i Federera trzeba zapłacić dwa miliony dolarów, a honorarium w Emiratach otrzymuje każdy tenisista z czołowej dziesiątki.

Swój klimat ma także turniej w Acapulco. Impreza w Meksyku kończy tzw. Golden Swing, czyli cykl mniejszych turniejów rozgrywanych w czasie europejskiej zimy na ceglanych kortach w Ameryce Południowej i Środkowej. Meksykański kurort słynie także z... wysokiej przestępczości. Rok temu organizatorzy wręcz prosili zawodników i zawodniczki, by nie opuszczali pokojów hotelowych w innym celu wyprawa na korty! W turnieju górą był David Ferrer, który ustrzelił meksykańskiego hat-tricka, a w nagrodę po meczu pozował do zdjęć w gustownym sombrero ze srebrną gruchą w dłoni (tak od lat wygląda trofeum w Acapulco), u kobiet zaś po raz siódmy w karierze w finale zameldowała się Flavia Pennetta, która jednak musiała uznać wyższość swojej rodaczki, Sary Errani.

W Delray Beach do najciekawszej sytuacji doszło w... ćwierćfinale gry podwójnej. Bracia Bryanowie po raz kolejny padli z rąk duetu Ivo Karlović / Frank Moser (poprzednio przegrali z nimi w I rundzie US Open). Po meczu w Nowym Jorku doszło do słownych przepychanek, po których praworęczny Mike zapłacił 10 tysięcy dolarów kary. Tym razem przepychanki były nie tylko słowne i ochroniarze musieli oddzielać od rywali rozochoconych braci Bryanów, którzy już bez rakiet w dłoniach mieli ochotę pokazać przeciwnikom, co naprawdę o nich myślą.

Jak można było się spodziewać, występ Agnieszki Radwańskiej w Kuala Lumpur zakończył się przed czasem. Polka zrezygnowała ze startu w najlepszym momencie, bowiem ciągłe opady powiększały tylko opóźnienia i doszło do tego, że Petra Martić jednego dnia grała trzygodzinną batalię półfinałową, by chwilę później walczyć w trzech setach finału. Dziwne, że organizatorzy turnieju nie pomyśleli o zastępczych kortach w hali, kiedy wiadomo, że deszcz może pokrzyżować plany. Rokrocznie leje podczas jesiennych turniejów w Azji, gdzie w razie potrzeby gra się pod dachem.

Oprócz rozgrywek na kortach, dużo działo się poza nimi. Szczególnie udzielał się "intensywnie odpoczywający" Rafael Nadal, który rozpoczął od ponownego skrytykowania metod działania WADA. Hiszpan już w 2009 roku niepochlebnie wypowiadał się o nowym systemie kontroli i jak widać ponownie postanowił wtrącić swoje trzy grosze. Ciężko jednak się z nim zgodzić. Grając za tak kosmiczne pieniądze, powinien się cieszyć, że kontrolerzy nie wparowują do domu o trzeciej nad ranem. Tenisista z Majorki odebrał także klucze do luksusowej posiadłości na Dominikanie, z czego lokalne władze zrobiły wydarzenie roku, potem zaś wznowiono rozmowy o pokazówce na stadionie Santiago Bernabeu. Naturalnym kandydatem do takiego spotkania jest Roger Federer, który jednak za pierwszym razem odmówił, tłumacząc, że termin zakłóci jego przygotowania do igrzysk olimpijskich. Panowie mają się jednak spotkać w Indian Wells i spróbować coś zaradzić w tej kwestii. I powinni, bo byłoby to najpewniej podejście do rekordu świata, jeśli idzie o publiczność na spotkaniu tenisowym. Na deser, jeśli ktoś ma ochotę poodbijać z Rafą Nadalem, to powinien udać się na którąś z charytatywnych aukcji organizowanych przez sędziwe gwiazdy estrady. W ubiegłym tygodniu u Eltona Johna przedmiotem licytacji była lekcja tenisa z Hiszpanem. Cena: 200 tysięcy dolarów.

Dużo do powiedzenia miały także tenisistki. Po zaprezentowaniu się na ceremonii rozdania Oscarów, Maria Szarapowa pojawiła się w popularnym telewizyjnym show Chelsea Handler. Cała rozmowa była naprawdę zabawna (tak, Szarapowa czasami się śmieje!) i zachęcamy do obejrzenia jej w całości. Rosjanka przyznała między innymi, że "jest jędzą" (choć słowo, które padło w programie nie nadaje się do zacytowania), "z tenisistkami się nie zadaje" i "piątek pod prysznicem im nie przybija". Do tego obdarowała prowadzącą rozmaitymi gadżetami, w tym baletkami własnego projektu i oznajmiła, że postanowiła założyć firmę produkującą słodycze o nazwie "Sugarpova". Ponoć rozważała też inwestycję w rosyjską wódkę, ale ostatecznie padło na cukierki.

W nowojorskiej telewizji pokazała się też Karolina Woźniacka, choć dziennikarze nie wysilili się, pytając o standardowe banały: ile zna języków, co chce robić po zakończeniu kariery itp. Jedna sprawa przykuła jednak naszą uwagę. Karolina założyła się niedawno ze swoim chłopakiem, Rorym McIlroyem, który nota bene godnie pomścił niedawne niepowodzenia Dunki, obejmując prowadzenie w rankingu golfistów, o to, kto dłużej wytrzyma bez niezdrowego jedzenia. Jak się okazało, Rory uległ pierwszy (ach, ta kuchnia mamusi), a najciekawsze jest to, że Karolina bardzo nie chciała powiedzieć, co było przedmiotem zakładu...

Do ostrej wymiany zdań na łamach mediów doszło między Dunką, a Martiną Navrátilovą. Czeszko-amerykanka, jedna z najwybitniejszych tenisistek w historii, po zakończeniu zawodowej kariery zajmuje się głównie krytykowaniem wszystkiego, co z kobiecym tenisem związane (choć ostatnio od tego odstąpiła i zapowiedziała występ w amerykańskiej wersji Tańca z gwiazdami). Że tenisistki są źle traktowane, że nagrody za małe, że ranking zły i tak bez końca. W jednym z wywiadów podczas Australian Open powiedziała: - Przecież wszyscy wiedzą, że Woźniacka nie jest prawdziwą liderką. Jest na pierwszym miejscu, bo tak działa ranking w komputerze.

Dunka nie pozostała dłużna, odpowiadając na łamach "Sports Illustrated": - Nigdy bym nie powiedziała, że Martina została liderką w czasach, gdy prawie nie było rywalizacji. Albo że w była w najwyższej formie, gdy nikt poważny nie grał. Prawdę powiedziawszy, straciłam do niej trochę szacunku. Czemu tenisistki tak się ostatnio uwzięły na ten szacunek? I odnośnie narzekania na nagrody, w nadchodzącym turnieju w Indian Wells kobiety dostaną więcej niż mężczyźni, mimo że we wczesnej fazie turnieju pań trybuny będą puste, a na meczach Đokovicia, Nadala i Federera od początku do końca będą tłumy.

Zarówno Szarapowa, jak i Woźniacka w poniedziałek zaprezentują się w imprezie pokazowej rozgrywanej w nowojorskim Madison Square Garden. Oprócz pań, spotkanie rozegrają także Roger Federer oraz Andy Roddick.

Na koniec dobre wieści z tenisowego szpitala. Niedawno informowaliśmy, że na korty powraca Alisa Klejbanowa. Jak się okazało, Rosjanka zagra już podczas imprezy w Miami, gdzie organizatorzy przyznali jej dziką kartę. Dobrze przebiega też leczenie u Andrei Petković, która powinna wrócić do gry podczas najbliższego cyklu spotkań Pucharu Federacji, a w Delray Beach po raz pierwszy w tym sezonie zaprezentował się publiczności Marin Čilić.

*

Podczas turnieju w Dubaju, Federer przekroczył na Facebooku liczbę 10 milionów fanów. Zapytany w wywiadzie, co o tym sądzi, trzeźwo odpowiedział: - 10 milionów? Toż to więcej, niż mieszkańców Szwajcarii!
I jak go nie lubić?

Źródło artykułu: