ATP Paryż: Rozbicie muru Ferrera ostatnim krokiem do cudu Janowicza

Zawodnik, który wygrał w tym sezonie w premierowym cyklu najwięcej meczów ze wszystkich tenisistów, gra w Bercy o największy sukces w karierze. To daje pojęcie o ogromie dokonania Jerzego Janowicza.

Gdy szybko wykruszyli się Djoković i Murray, a Berdych zatrzymał się w ćwierćfinale, honoru czołówki na placu boju w turnieju ATP World Tour serii Masters 1000 w Paryżu-Bercy broni David Ferrer, co najmniej od ubiegłego roku jeden z najpoważniejszych kandydatów do miana "tego piątego".

"Ten piąty" to znaczy ten, który prowadzi w rankingu, jeśli nie brać pod uwagę (w kolejności alfabetycznej:) Djokovicia, Federera, Nadala i Murraya - oni zmonopolizowali walkę o najwyższe cele.

"Ten piąty", Hiszpan, 30 lat życia i ponad cztery lata w gronie dziesięciu (był już czwarty) najlepszych tenisistów świata, walczy w niedzielę (finał o godz. 15; transmisja Polsat Sport) o to samo, co Janowicz, mający 21 lat i cztery mecze w Wielkim Szlemie.

"Gra Janowicza na poziomie najlepszych"

Mówi się, że Ferrer jest najlepszym tenisistą z tych, którzy nigdy nie wygrali turnieju serii Masters 1000, obejmującej dziewięć imprez rocznie. Bardzo obruszył się, gdy w Madrycie rodzima prasa przeinaczyła jego słowa, rzekomo o tym, że jest tak dobry, że w końcu wygra jakiś Masters 1000.

Ferrer, współwłaściciel turnieju w Walencji, człowiek ułożony, na konferencjach prasowych przypominający stylem wypowiedzi bardziej działacza niż tenisistę, nie powiedziałby nigdy publicznie czegoś takiego.

W piątek, po zwycięstwie nad Llodrą i awansie do czwartego w karierze finału imprezy Masters 1000, mówił za to o Janowiczu: - Jego gra jest w tym tygodniu na poziomie najlepszych tenisistów świata.

O swojej grze przeciw Llodrze, zawodnikowi charakteryzowanemu w dzisiejszym tenisie jako ultraofensywy, nie bał się powiedzieć, że było to trochę catenaccio: - Wywarł na mnie wiele presji, postawił w ciężkiej sytuacji. Jeśli idzie o atak i wolej, to jest wśród najlepszych specjalistów na świecie. Ale potrafiłem to znieść.

"Lew z Łodzi"

Bo Ferru jest jak mur, jak kamień. "Gdy poradzi sobie ze strzałami Janowicza, spotka się z Przeznaczeniem" - pisze w niedzielę dziennik "AS", który Janowicza nazywa "Lwem z Łodzi". Tenisista spod Alicante nie tylko wygrał najwięcej meczów w sezonie (71), ale najwięcej ich w ogóle zagrał (85). Zdobył sześć tytułów, tyle co współprowadzący z nim na liście Federer.

Tytuł w Bercy, najcenniejszy w karierze, byłby dla Ferrera znakomitą przystawką do dwóch ostatnich tygodni sezonu: najpierw powalczy w Mastersie w Londynie (jest w grupie z Federerem, Del Potro i Tipsareviciem), potem najpewniej wesprze broniącą Pucharu Davisa kadrę narodową w finale w Pradze.

"Gdzie ukrywał się ten chłopak?"

Pierwsza strona niedzielnego wydania "L'Équipe" ozdobiona jest między innymi fotografią klęczącego na korcie centralnym Janowicza. Głównemu artykułowi działu tenisowego towarzyszy fotografia kryjącego twarz w dłoni polskiego tenisisty, stojącego po meczu przy siatce, gdzie z uśmiechem zwraca się do niego Simon. "Mimo swoich kolejnych zwycięstw nad Kohlschreiberem, Čiliciem, Murrayem i Tipsareviciem, Janowicz nie przyzwyczaił się do wygranej - pisze gazeta - Wczoraj nie mógł uwierzyć, że pokonał Simona i otworzył sobie wrota do finału".

Dla paryskiego dziennika historia Janowicza, "brutala i artysty", jest "historią inna niż inne": prezentowana jest droga łodzianina na szczyt, od problemów finansowych do dziesięciu wozów transmisyjnych, które przed domem blokują dziś ponoć całą jego ulicę. Starcie z Ferrerem będzie "kolizją stylów".

Nazwisko Janowicza trafia w niedzielę na pierwszą stronę "Marki", przesadnie nazywającej Ferrera "najlepszym tenisistą roku". Joan Solson prezentuje profil Janowicza, porównując jego przypadek - tenisisty mającego w karierze tylko jeden znakomity tydzień - do Marcosa Baghdatisa, finalisty Australian Open 2006. Gazeta pisze, że Janowicz przyjechał do Paryża z tym samym sprzętem Nike'a, z którym grał finały juniorskich US Open 2007 i Rolanda Garrosa 2008, i że nie wystąpił w tym roku w eliminacjach Australian Open, bo nie miał pieniędzy na podróż do Melbourne.

Juan José Mateo pisze w "El País": "Janowicz to nieznany 21-latek, który odprawił Simona, swoją piątą w turnieju ofiarę z Top 20, swoimi imponującymi wyjściami, spektakularnym serwisem i uderzeniami jak grzmoty znów prowokując pytanie: gdzie ukrywał się wcześniej ten chłopak, numer 69 rankingu?

Komentarze (63)
caleb
4.11.2012
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
wkońcu mamy prawdziwego bohatera tenisowego a nie fochową isię , której przestałem kibicować po olimpiadzie.do boju jj!!! 
avatar
pablo80
4.11.2012
Zgłoś do moderacji
0
1
Odpowiedz
Pamiętajcie, że księcia Paryża już mamy. Aktualnie jego nazwisko prokuratura skróciła do Andrzeja W., ale książe został. 
Jankus1110
4.11.2012
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Po meczu Simon miał całkiem długą konferencję prasową, w której mówił o wielu rzeczach, ale jedno zwróciło moją uwagę, à propos Janowicza: Czytaj całość
Armandoł
4.11.2012
Zgłoś do moderacji
0
2
Odpowiedz
przecież on musi zniszczyć tego cieniasa, ja nie widzę innej opcji, Jerzyk po tytuł! 
avatar
memphis
4.11.2012
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
do znawców z tego forum tenisowego: czy ten profil Jerzego,na którym pisze na tej stronie jest jego osobistym, czy tylko ktoś wyczuł sukces i teraz próbuje to wykorzystać, bo jakoś nie chce mi Czytaj całość