Największe wyzwanie Rafaela Nadala

Robert Pałuba
Robert Pałuba
Wymuszona hibernacja

Krótko po szokującej klęsce w Londynie, pojawiły się pierwsze informacje, że sensacyjna porażka mogła mieć także drugie dno w postaci ponownych kłopotów Hiszpana z kolanami. Wprawne oko mogło dostrzec na krążących po Internecie zdjęciach z turnieju ślady nakłuć na lewym kolanie Majorkanina (choć trzeba zawczasu wiedzieć, czego szukać), sugerujących, że ewentualny uraz może być poważny.

Nieśmiałym potwierdzeniem tej tezy było wycofanie się z występu w londyńskich Igrzyskach, podczas których Nadal miał bronić wywalczonego przed czterema laty złotego medalu, a także pełnić zaszczytną rolę chorążego hiszpańskiej reprezentacji. - To jeden z najsmutniejszych dni w mojej karierze - wyznał Rafa, ogłaszając swoją rezygnację. Patrząc na ochotę, z jaką na przestrzeni lat występował w rozgrywkach o Puchar Davisa, można się tylko domyślać, jak ciężkie chwile Hiszpan przeżywał. Sztab tenisisty wciąż zapewniał, że powrót na korty nastąpi prawdopodobnie w Toronto, a najpóźniej w Cincinnati.

Gdy już w połowie sierpnia, na dwa tygodnie przed rozpoczęciem wielkoszlemowego US Open, Hiszpan zapowiedział, że w Nowym Jorku nie wystąpi, stało się w zasadzie jasne, że sezon się dla niego zakończył, a kontuzja wymusi najdłuższą przerwę w karierze.

Odrobinę światła na tajemniczą sprawę rzucił prywatny lekarz Hiszpana, z którym tenisista współpracuje od ponad dekady: - Uraz jest irytujący i bolesny, ale nie jest to znacząca kontuzja - uspokajał Ángel Ruiz-Cotorro, gdy na jaw wyszło, że Hiszpan cierpi na syndrom Hoffy. Gdyby opracowana terapia zawiodła, w obwodzie zawsze pozostawała interwencja chirurgiczna, pozwalająca na pełne wyleczenie dolegliwości (oczywiście kosztem dodatkowych miesięcy pauzy).

Optymizm zachowywał także sam zawodnik, powtarzający jak mantrę, że przez taki uraz nikt jeszcze nie zakończył kariery, a na kort wróci, dopiero gdy będzie w stu procentach gotów. Czy uzasadniony, pokażą najbliższe miesiące.

Uraz... zbawienny?

Na pierwszy rzut oka brzmi to jak szaleństwo, ale tak poważna kontuzja i półroczna przerwa w startach może mieć doskonały wpływ na tenisową przyszłość Hiszpana. Eksploatowany do granic możliwości organizm otrzymał wreszcie ubłaganą przerwę na regenerację, której efekty w perspektywie lat mogą okazać się dla tenisisty zbawienne.

Nadal i jego sztab mówią o kontynuowaniu kariery przynajmniej do Igrzysk w Rio de Janeiro i podczas tak długiej wędrówki trzeba się czasami zatrzymać i zapytać "Gdzie dalej?". Znak na wyboistej drodze pojawił się już trzy lata temu, kiedy uraz kolana po raz pierwszy był naprawdę poważny, ale został zignorowany. Tym razem nie było wyjścia.

Decyzja o odpuszczeniu tegorocznego US Open paradoksalnie mogła być najlepszą, jaką Hiszpan podjął w całej swojej karierze. Powstrzymanie się przed pokusą walki o kolejny wielkoszlemowy laur było kluczem w drodze do powrotu na kort. - Przygotowania szły dobrze, ale wciąż odczuwalny był pewien dyskomfort - mówił "El País" Toni Nadal, przyznając, że jego podopieczny nie poddał się bez walki. - Poprawa była zauważalna, ale nawet, jeśli ból nie dokuczałby Rafie w pierwszym meczu, to pojawiłby się później, lepiej było przestać. Teoretycznie, jak tę kontuzję wyleczy się do końca, to nie ma powodu, by się odnowiła - mówił trener zawodnika.

Bazując na wypowiedziach hiszpańskiego obozu, przed oczami maluje się obraz urazu typowo przeciążeniowego, wynikającego z braku rozsądku i umiaru w startach, po którym Nadal powinien być w stanie odzyskać pełną sprawność i grać bez lęku. To inny przypadek niż casus Gustavo Kuertena, który operowane wcześniej biodro oszczędzał już do końca kariery, bojąc się zaryzykować w kluczowych momentach, czy Juana Martína del Potro, który potrzebował ponad roku, by w pełni zaufać operowanemu nadgarstkowi i dopiero to pozwoliło mu rozpocząć powrót na należne miejsce w stawce.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×