Anna Niemiec: Srebrna zima
Od mojego ostatniego turnieju tenisowego minęło już sporo czasu. Nie planowałam udziału w kolejnych, ale tuż przed rozpoczęciem halowych mistrzostw Polski zadzwoniła do mnie koleżanka - Natalka Kołat.
Powiedziała, że zdecydowała się na start w ostatniej chwili i zapytała czy nie zagram z nią debla. Na ferie nigdzie nie wyjeżdżałam, a Sopot zimą ma swój urok. Pomyślałam, dlaczego nie. Wsiadłam w pociąg, na miejscu kupiłam jednorazową licencję i po raz kolejny wystartowałam w barwach UKT Radość 90. Oczywiście tylko w grze podwójnej. Singiel po takiej przerwie to nie jest to, co tygrysy lubią najbardziej.
Gospodarzem HMP był w tym roku Sopocki Klub Tenisowy. Turniej rozegrano na tzw. "starej" hali. Pierwsze zaskoczenie - zmieniona nawierzchnia. Wymieniono dywan na nowy, wolniejszy, z niskim kozłem. Położony bezpośrednio na parkiecie, więc twardy, dosyć specyficzny. Miejscowi zawodnicy, przynajmniej na początku, mieli sporą przewagę nad resztą. Na miejscu spotkałam kilkoro starych znajomych, ale odniosłam wrażenie, że "świeżej krwi" było jednak więcej. Zresztą dla tych nowych twarzy to ja musiałam być "pieśnią z zamierzchłej przeszłości". Zdecydowanymi faworytkami do wygranej u kobiet były Sylwia Zagórska (AZS Poznań), Katarzyna Kawa (AZS Poznań) oraz Natalia Kołat (SKT Szczecin). U mężczyzn stawka także była wyrównana, ale wśród kandydatów do końcowego zwycięstwa najczęściej byli wymieniani Grzegorz Panfil (KS Górnik Bytom), Andriej Kapaś (AZS Poznań) i Piotr Gadomski (AZS Poznań).
W półfinałach zameldowały się pierwsza i druga rozstawiona oraz dwie reprezentantki gospodarzy. O tym, że miejscowe były niezwykle groźne, przekonałam się na własnej skórze w ćwierćfinale gry podwójnej. W pierwszym secie Marta Lewandowska i Magda Stencel wręcz nas zdemolowały - udało nam się ugrać jednego gema. Z czasem przyzwyczaiłyśmy się do specyficznego odbicia piłki i doprowadziłyśmy do trzeciego seta. Z kortu zeszłyśmy zwycięskie tylko dzięki lepszemu opanowaniu w końcówce super tie breaka.
W pierwszym półfinale gry pojedynczej Zagórska pewnie pokonała Lewandowską. Przed drugim półfinałem zastanawiałam się, która z tenisistek ma większe zdolności do regeneracji, bo zarówno Kawa jak i Stencel solidnie musiały się napracować w swoich poprzednich meczach. Odrobinę mniej zmęczona okazała się Kawa i to ona dołączyła do "Zagóry" w finale.
U mężczyzn faworyci dosyć łatwo wygrywali swoje mecze i wszyscy znaleźli się w ćwierćfinałach. Najwięcej emocji w tej fazie turnieju wzbudzał mecz pomiędzy Markiem Pokrywką (KKT Wrocław) a Wojciechem Lutkowskim (KT Legia). Był to rewanż za zeszłoroczny półfinał HMP w Łodzi. Tamten pojedynek odbił się głośnym echem w polskim środowisku tenisowym. Trwał ponad cztery godzinny, a wymiany, po których zawodnicy padali wyczerpani na kort, nadal krążą w internecie. Tym razem obyło się bez takich dramatów. Rok temu wygrał Pokrywka, teraz górą był Lutkowski w dwóch setach. W półfinałach bez większych emocji. Grzesiek Panfil pokonał swojego deblowego partnera Andrieja Kapasia 6:4, 6:4. "Kapa" prowadził w drugim secie już 4:1, ale od tego momentu nie był w stanie już wygrać ani jednego gema. W drugim półfinale Gadomski ograł Lutkowskiego 6:2, 6:3.Ostatniego dnia mistrzostw do rozegrania pozostały decydujące mecze w grze pojedynczej. U kobiet Kasia Kawa pokonała Sylwię Zagórską 6:2, 6:3. Z pojedynku finałowego, jak i całego turnieju, była bardzo zadowolona: - Finał od początku miałam raczej pod kontrolą. Na początku drugiego seta straciłam trochę koncentrację i przegrywałam już 0:3. Na szczęście udało mi się wrócić do meczu i wygrałam sześć gemów z rzędu. Myślę, że kluczem do sukcesu było to, że od początku wywierałam dużą presję na Sylwię, a ona nie mogła tego dnia skutecznie się przeciwstawić. Turniej był naprawdę ciężki, szczególnie ćwierćfinałowy mecz przeciwko Natalce. Osiem meczy w sześć dni naprawdę weszło mi w nogi. W ten sposób Kasia Kawa obroniła tytuł halowej mistrzyni Polski.
U mężczyzn walki było trochę więcej, ale mecz również zakończył się w dwóch setach. Panfil pokonał Gadomskiego 6:4, 6:4. Grzesiek przyjechał do Sopotu przede wszystkim po to, żeby zagrać kilka spotkań w warunkach turniejowych. Udało mu się wygrać i z tego był bardzo zadowolony. Przyznał również, że w finale rozegrał najlepszy mecz w całej imprezie. Świetnie serwował i wspaniale returnował, co było kluczem do końcowego zwycięstwa.
Kolejne halowe mistrzostwa Polski się zakończyły. Miło było znowu poczuć turniejową atmosferę. Spotkać znajomych, porozmawiać, pójść całą paczką na kolację. Nawet długie siedzenie w hali i czekanie na własny mecz nie było tak nużące jak kiedyś. Zawsze można było pokibicować koleżankom, nawet jeśli wcześniej sprzątnęły ci one złoty medal sprzed nosa. Zwycięzcy na pewno zadowoleni z wygranej, ale czy zmieni ona jakoś ich życie i kariery? Raczej wątpię. Mistrzostwo nie przyniesie im przełomu ani pod względem sportowym, ani finansowym czy medialnym. Na pewno dla niektórych medal mistrzostw Polski jednak coś znaczy. Ja w każdym razie wracam do domu szczęśliwa, bo ze srebrnego medalu jestem dumna.
Polub i komentuj profil działu tenis na Facebooku, czytaj nas także na Twitterze!
Oglądaj mecze WTA Tour z udziałem Igi Świątek, Magdy Linette i innych topowych zawodniczek w serwisie CANAL+ online (link sponsorowany)
-
salvo Zgłoś komentarz
ciekawe jak wygląda taki meczyk mistrzostw Polski? Wygrywa ta, co zrobiła o pare outów mniej? xd -
lisica61 Zgłoś komentarz
Ja też gratuluję :) -
RvR Zgłoś komentarz
Gratulacje dla pani Ani! Życzę kolejnych znakomitych tekstów! :)