Poniedziałkowe zwycięstwo Michała Przysiężnego z Rhynem Williamsem było pierwszym triumfem Polaka w głównej drabince Rolanda Garrosa. Polski tenisista przyznał po meczu, że z Williamsem grało mu się znacznie trudniej niż w meczu eliminacyjnym: - Dzisiejszy mecz był trudniejszy, warunki były znacznie szybsze niż trzy dni temu. Wtedy padał deszcz, było strasznie wolno, ale bardziej mi to pasowało. Dziś Williams dużo bronił się serwisem, grało się ciężej. Trudno mi było go przełamać, piłki wyżej skakały i zagrywał wysokie topspiny na mój bekhend, ale jakoś się udało wygrać - mówił na pomeczowej konferencji Przysiężny.
Taki obrót spraw był dla Polaka niespodzianką. Głogowianin spodziewał się, że szybsze warunki będą sprzyjać jego ofensywnej grze, a tymczasem to Williams bardziej na nich skorzystał: - Myślałem przed meczem, że będzie szybciej i będzie mi to sprzyjać, a wyszło na to, że pomagało rywalowi. Liczyłem, że uda się wygrać trochę gładziej - przyznał Polak. - Żałuję drugiego seta, bo powinienem był wygrać tego tie breaka. Prowadziłem 4-2, potem 5-3, ale się nie udało i przez to trzeba było grać cztery partie. Gdybym wygrał drugiego seta, to myślę, że zamknął bym pojedynek w trzech - ocenił.
Przysiężny skomentował także niezwykłe zrządzenie losu, którym był drugi mecz z Williamsem w przeciągu trzech dni. Co więcej, w swoim poprzednim turnieju, w Bordeaux, Polak był w dokładnie takiej samej sytuacji (dwukrotnie przegrał z Facundo Bagnisem): - To jest niewiarygodne. Takie sytuacje zdarzają się niezwykle rzadko, a mi przytrafiła się po raz drugi z rzędu. Przeciwnicy są wtedy bardziej wyczuleni na swoje dobre i złe strony. Gra się dziwnie, nawet trochę śmiesznie.
W kolejnym pojedynku Przysiężny zmierzy się z faworytem gospodarzy, Richardem Gasquetem. Jak będzie wyglądało taktyczne podejście Polaka do meczu? - Na pewno trzeba grać przez jego forhend, bekhend ma dużo mocniejszy. Wczoraj nawet oglądałem sobie mecz Jerzego [Janowicza] na YouTube z Rzymu, jak z nim grał - wyznał tenisista. - Grali trochę w innych warunkach, w nocy, było ciężko i kort był śliski, Jurek grał dużo dropszotów. Ale grał też właśnie przez jego forhend. Trzeba będzie też bardzo dobrze serwować - analizował Przysiężny, który spotkanie z Francuzem rozegra zapewne na jednym z dwóch największych paryskich kortów.
- Grałem parę takich meczów, na bardzo dużych kortach i nie wpływało to na mnie negatywnie. Wydaje mi się, że publiczność we Francji nie jest przesadnie zła. Wiadomo, że Gasquet będzie faworytem, więc będą też trochę dopingować przeciwnika - optymistycznie zauważył Polak.
Na korty ziemne polski tenisista wkroczył niedawno. Po przetarciu w Bordeaux Przysiężny przyjechał bezpośrednio do Paryża, co dało znakomite efekty: - Przed turniejem w Bordeaux cztery dni trenowałem we Wrocławiu na kortach ziemnych, potem zagrałem we Francji mecze w eliminacjach i jeden w turnieju głównym. Już w czwartek pojechałem do Paryża i trenowałem tu przez cztery dni. Nie wracałem do Polski, powiedzieliśmy sobie z Alkiem [Charpanditisem], że nie wracamy, tylko od razu jedziemy trenować.
W ostatnich miesiącach głogowianin skupia się przede wszystkim na poprawie swojej gry, a pomóc ma wznowiona współpraca z Aleksandrem Charpanditisem: - Staram się grać dokładniej. Dzisiaj parę piłek mi nie wychodziło, uciekały mi przez środek. Usiłuję także grać bardziej kątowo z forhendu i pracowałem nad returnem.
Mimo sporych zdobyczy punktowych w bieżącym sezonie (Przysiężny jest na chwilę obecną 60. w rankingu Race), Polak nie wybiega myślami w przyszłość, wierząc, że awans będzie naturalną konsekwencją udoskonaleń w grze: - Nie stawiam sobie na razie celów, skupiam się na dobrych występach, skoncentrować się na poprawieniu mojej gry, a nie rankingu. Jak się gra lepiej, to ranking sam się poprawi - zakończył Przysiężny.
Robert Pałuba
z Paryża
robert.paluba@sportowefakty.pl
[b]Polub i komentuj profil działu tenis na Facebooku, czytaj nas także na Twitterze!
[/b]