Finały ATP World Tour: 70. wygrana Bryanów, Amerykanie zagrają o czwarte trofeum

Bob i Mike Bryanowie piąty raz w swojej karierze zagrają w decydującym pojedynku Finałów ATP World Tour. W niedzielę Amerykanie potrzebowali mistrzowskiego tie breaka, by zwyciężyć drugą parę sezonu.

Utytułowane amerykańskie bliźniaki bez wątpienia notują jeden z najlepszych sezonów w swojej zawodowej karierze. W niedzielę Bryanowie wygrali 70. mecz w bieżącym roku (bilans gier 70-12), dzięki czemu zakwalifikowali się do 14. finału w tegorocznym głównym cyklu. 35-letni reprezentanci USA zagrają w poniedziałek o 12. trofeum w sezonie, a tylu tytułów w ciągu jednego roku jeszcze nigdy nie zdobyli. W całej karierze będzie to ich 141. wspólny finał i szansa na zdobycie 94. mistrzostwa. Najlepsi aktualnie debliści świata zwyciężali w Finałach ATP World Tour w latach 2003-2004 oraz 2009. O krok od wygrania kończącego sezon turnieju Masters byli również w 2008 roku.

Bryanowie w Londynie nie spisują się jak na razie zbyt rewelacyjnie, ale faktem jest, że w decydujących momentach potrafili się wznieść na wyżyny swojego tenisa i do tego w pełni wykorzystać chwilę słabości ze strony rywali. Tak było w fazie grupowej, w pojedynkach z Qureshim i Rojer oraz Fyrstenbergiem i Matkowskim, i podobnie było w niedzielę, kiedy na ich drodze stanęli Alexander Peya i Bruno Soares, druga para kończącego się sezonu.

Rozstawieni z numerem pierwszym Amerykanie okazje na przełamanie mieli już w gemie otwarcia, ale austriacko-brazylijska para pewnie przetrwała napór ze strony rywali. W czwartym gemie swoje dwie szanse mieli Peya i Soares, lecz w tak ważnym momencie zadziałał serwis i Bryanowie wygrali podanie. Liderzy rankingu nie wykorzystali jeszcze break pointa przy stanie po 4, a po chwili do ataku ruszyli oznaczeni "dwójką" debliści, którzy przy serwisie bliźniaków wykorzystali drugiego setbola (przy stanie 40-40).

Tenis na SportoweFakty.pl - polub i komentuj nasz profil na Facebooku. Jesteś fanem białego sportu? Kliknij i obserwuj nas także na Twitterze!

Porażka w premierowej partii, podobnie jak w poprzednim starciu z Polakami, szybko postawiła Bryanów na nogi. Już w trzecim gemie Amerykanie pewnie odebrali serwis Peyi i od tego momentu niezagrożenie kontrolowali przebieg wydarzeń na korcie. Przy własnym podaniu w całym secie reprezentanci USA stracili zaledwie trzy piłki. W 10. gemie pewnie wykorzystali pierwszego setbola i o losach meczu musiał decydować mistrzowski tie break.

Końcowa rozgrywka nie układała się początkowo po myśli Bryanów, bowiem ich rywale wywalczyli mini breaka i szybko wyszli na 4-1. Austriak i Brazylijczyk starali się za wszelką cenę utrzymać serwis, lecz przy stanie 5-3 nie byli w stanie skończyć piłki i Amerykanie po niezwykle heroicznej walce odrobili stratę. Wyraźnie uskrzydleni liderzy rankingu podawali od tego momentu znakomicie, a proste błędy zaczęli popełniać ich przeciwnicy. Przy 8-8 fatalnie przy siatce zachował się Soares, a po chwili Mike Bryan pewnie zwieńczył cały mecz i bliźniaki w swoim charakterystycznym stylu mogli celebrować cenne zwycięstwo.

Spotkanie trwało 84 minuty i zakończyło się triumfem Boba i Mike'a Bryanów 4:6, 6:4, 10-8. Amerykanie zapisali na swoje konto dwa asy, trzy podwójne błędy oraz 70 ze 129 rozegranych punktów. Peya i Soares mieli natomiast jednego asa, pięć podwójnych błędów i podobnie jak ich bardziej utytułowani rywale wykorzystali jedną z czterech okazji na przełamanie.

W poniedziałkowym finale, od godz. 19:00 czasu polskiego, Bryanowie zmierzą się z parą David Marrero i Fernando Verdasco. Rozstawieni z numerem szóstym Hiszpanie debiutują w kończącej tenisowy sezon imprezie i staną przed szansą wywalczenia największego w karierze deblowego mistrzostwa.

Finały ATP World Tour, Londyn (Wielka Brytania)
ATP World Tour, kort twardy w hali, pula nagród 6 mln dolarów
niedziela, 10 listopada

półfinał gry podwójnej:

Bob Bryan (USA, 1) / Mike Bryan (USA, 1) - Alexander Peya (Austria, 2) / Bruno Soares (Brazylia, 2) 4:6, 6:4, 10-8

Finały ATP World Tour: Tabele i wyniki
Przewodnik na Finały ATP World Tour 2013

Komentarze (0)