Gilles Simon na pewno nie jest tenisistą, który porywa tłumy stylem gry czy osobowością, lecz w przeciwieństwie do swoich rywali z kortu, w wypowiedziach daleko wykracza poza przyjęte w tenisie wysublimowane ramy politycznej poprawności. Niegdyś, po ogłoszeniu decyzji o zrównaniu puli nagród w turniejach wielkoszlemowych u kobiet i mężczyzn, mówił o niesprawiedliwości i zaproponował, by kobiety również grały pojedynki do trzech wygranych setów. Francuza skontrowała Maria Szarapowa - Na moje mecze przychodzi więcej osób, niż na jego - powiedziała Rosjanka, ale Simon i tak trwał przy swojej racji.
Kilka dni temu 29-latek z Nicei znów przypomniał o sobie. W wywiadzie dla styczniowej edycji francuskiego magazynu tenisowego Simon odważnie opowiada o dopingu w tenisie, tworzeniu wizerunków tenisistów przez media, a na konferencji prasowej podczas turnieju pokazowego w Kooyongu zapowiada rychły koniec dominacji tzw. Wielkiej Czwórki męskiego tenisa (Nadala, Djokovicia, Murraya i Federera).
- Nikt nie twierdzi, że w tenisie temat dopingu nie istnieje - mówi Simon. - Popieram walkę z dopingiem, choćby przez wprowadzenie paszportów biologicznych, ale nie podoba mi się rozdmuchiwanie tematu przez dziennikarzy. Media ogrywają w tym wielką rolę, a ja czasami widzę artykuły skandaliczne. Kiedyś czytałem L'Equipe, a tam w nagłówku było napisane, że w curlingu jest więcej kontroli niż w tenisie. To skandal.
- Widząc takie rzeczy, chciałbym zapytać dziennikarza, jaki jest sens, by coś takiego pisać - kontynuuje Francuz. - Niegdyś w Liberation na pierwszej stronie był artykuł pt.: "Wszyscy biorą". Zastanawiałem się nad pozwaniem tego dziennikarza do sądu, bo choć nie wymieniono żadnego tenisisty z nazwiska, jednak zasugerowano, że biorą wszyscy, w tym również ja. Ludzie są wręcz zawiedzeni, że gwiazdy tenisa nie wpadają na dopingu. Coś takiego niszczy prestiż naszego sportu. Temu nie można zapobiec, bo to strata czasu. Odpowiadamy, tłumaczymy co robimy, ale to nic nie daje. Ludzie tak naprawdę nie znają naszego sportu. Dopóki dziennikarz nie spędzi miesiąca w łóżku Rogera (Federera - przyp. red.), to nie dowie się niczego.
Simon, mimo że od wielu lat znajduje się w czołówce światowego rankingu i jest jednym z najlepszych francuskich tenisistów, w swojej ojczyźnie znajduje się w głębokim cieniu. - Mówią, że nie mam żadnych zalet, wyłącznie słabości, a także, iż nie jestem w stanie awansować wyżej. Przecież to się wyklucza. Skoro jestem niby mniej utalentowany i wydolny fizycznie od pana A, to dlaczego nie pisze się o tym, że jestem bardziej utalentowany i wydolny fizycznie od pana B, który w rankingu jest za mną? - pyta. - Nie mogę być taki zły, skoro zajmuję 19. miejsce. - dodaje.
- Zawsze, gdy prasa o mnie pisze, porównuje mnie do innych Francuzów - stwierdza nicejczyk. - Bardzo dobrze sprzedaje się bekhend Gasqueta, przygotowanie fizyczne Monfilsa. Dzięki Bogu, ponieważ to rzadkie i niespotykane rzeczy, ale niech mnie nie stawiają do nich w opozycji. Zresztą nie ma sensu bym mówił o sobie. Spójrzcie na Djokovicia, który co by nie robił, to i tak nie zastąpi Rogera czy Rafy w ludzkich sercach. Novak gra uniwersalnie, ma krystaliczną technikę, gra bardzo fair, ale nie jest takim geniuszem jak Roger i nie ma takiego forhendu i siły jak Nadal.
Zdaniem Simona, media krzywdząco kreują wizerunki wielu tenisistów. - Ludzie potrzebują takich historii. Federer utrzymuje się w czołówce przez 15 lat, ale aspekt jego fizyczności jest pomijany. Sprzedawaną jest za to opowieść o rywalizacji Rogera Federera, geniusza rakiety, który nigdy się nie poci, z wojownikiem Rafaelem Nadalem. Podobnie jest w przypadku francuskich tenisistów. Kiedy Richard Gasquet miał 9 lat, nazwano go Mozartem tenisa. Więc skoro Mozart przegrywa mecze, trzeba to jakoś wyjaśnić. Piszą więc, że Gasquet jest słaby fizycznie i mentalnie. Można napisać, że Gasquet to wielki talent, który utrzymuje się w czołowej dziesiątce i to jest wielkie osiągnięcie, ale to jest przecież Mozart. A Mozart musi być najlepszy.
- Media to wszystko stworzyły - bez problemu wskazuje winowajce takiego stanu rzeczy tenisista zwany Gillou. - Gdy Rafa (Nadal - przyp.red) mówi, że obawia się meczu I rundy z przeciwnikiem z dziką kartą, to wiesz, że robi z ciebie durnia, ale nie możesz tego napisać, tylko musisz pisać o pokorze dla rywala i wartościach, które on prezentuje. Uważam, że Rafa powinien mówić wprost, że zniszczy takiego rywala. Moim zdaniem byłoby to lepsze, niż bajki o szczególnej ostrożności przed takim meczem.
W tym tygodniu tenisista z Nicei bierze udział w pokazowym turnieju na kortach Kooyongu, gdzie niegdyś rozgrywany był wielkoszlemowy Australian Open i na konferencji prasowej znów nie odmówił sobie kilku mocnych zdań. - W ostatnich latach było ciężko wygrać turniej wielkoszlemowy, bo zawsze wygrywał go ktoś z czwórki: Federer, Nadal, Djoković, Murray, a inni nie mieli na to realnej szansy - przyznał.
Simon jest jednak przekonany, że nadchodzi rychły kres dominacji czterech najlepszych tenisistów ostatnich sezonów, a co za tym idzie, w męskim tenisie nastanie nowa era - Myślę, że w ciągu najbliższych dwóch lat w tenisie nadejdą wielkie zmiany. Tenis zawsze był bardzo otwarty. Nawet, gdy Sampras wygrywał 14 Wielkich Szlemów, w Roland Garros co roku triumfował ktoś inny. Każdy ma nadzieję, że wrócimy do takiego okresu.
Co ciekawe, w glorii jednego z przyszłych wielkoszlemowych mistrzów Francuz widzi samego siebie. - Mój cel jest zawsze taki sam, staram się zdobyć duży tytuł. Byłem w Top 10 czy Top 15 przez wiele lat, ale ciągle brakuje mi triumfu w Masters 1000 czy w Wielkim Szlemie - analizuje. Czy Simona stać na zwycięstwo wielkoszlemowe? - Każdy to może zrobić, nawet ja. Wierzę w siebie - kończy.
Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas! Na Twitterze też nas znajdziesz!