Na Li ambasadorką Australian Open 2015

Na Li, która 19 września ogłosiła zakończenie kariery, będzie ambasadorką przyszłorocznej edycji wielkoszlemowego Australian Open.

W czasie zawodowych występów Na Li dziewięciokrotnie grała w Australian Open. Chinka dochodziła do finału tego turnieju w sezonach 2011 (przegrała z Kim Clijsters) i 2013 (porażka z Wiktorią Azarenką), a w obecnym roku zdobyła tytuł, pokonując w finale Dominiką Cibulkovą.
[ad=rectangle]
Chinka nie będzie bronić trofeum w przyszłorocznej edycji australijskiego Szlema, ponieważ kilkanaście dni temu ogłosiła zakończenie kariery. Przypadnie jej za to inna ważna rola - będzie ambasadorką zmagań, które zostaną rozegrane w Melbourne w dniach 19 stycznia - 1 lutego 2015 roku.

- Jestem bardzo szczęśliwa, że zostałam nominowana do grona "Przyjaciół Australian Open". Uwielbiam przyjeżdżać do Melbourne, to zawsze był mój ulubiony turniej. W Chinach wszyscy czujemy, że jest to Wielki Szlem, który jest najbliżej nas i który jest najbardziej ekscytujący dla kibiców. Jestem bardzo szczęśliwa, że zdołałam wygrać Australian Open i moim triumfem mogły rozkoszować się całe Chiny. To dla mnie wielka sprawa, że będę mogła podzielić się innymi swoją wiedzą i doświadczeniem. Nie mogę się doczekać, gdy znów przyjadę do Melbourne i będę mogła cieszyć się Australian Open, oglądać tenis, zwiedzać miasto, robić zakupy i jeść w moich ulubionych chińskich restauracjach - mówiła Li.

Craig Tiley, dyrektor Australian Open, powiedział: - Na Li jest prawdziwym przyjacielem Australian Open i sprawia, że ten turniej jest naprawdę wyjątkowy. Jej kariera była inspiracją dla wielu ludzi nie tylko w Chinach, ale i na całym świecie. Ona spowodowała wzrost zainteresowania tenisem w swoim kraju, a urokiem, ciepłem i humorem zjednała sobie wielu fanów. Nie mogę się doczekać Na Li podczas Australian Open 2015.

32-latka z Wuhan po zakończeniu kariery nie może narzekać na brak zajęć. Prócz Australian Open, będzie również ambasadorką tegorocznych Mistrzostw WTA, które odbędą się w Singapurze.

Komentarze (0)