- W pierwszym secie było trochę dramaturgii. Obie zaczęłyśmy ten mecz lekko spięte, ponieważ nie było nam łatwo grać ze sobą, gdyż znamy się od tylu lat i jesteśmy bardzo dobrymi przyjaciółkami. Od piątku towarzyszyło nam sporo emocji i trudno było z tym wszystkim sobie poradzić. Pierwszy set był zatem trudny, ale w drugim prezentowałam się już lepiej. Jestem bardzo dumna z tego wszystkiego, co wydarzyło się w tym tygodniu - powiedziała Flavia Pennetta.
33-latka z Brindisi pokonała w sobotnim finale Robertę Vinci 7:6(4), 6:2. Pennetta sporo uwagi poświęciła ich wielkiej przyjaźni. - Jak byłyśmy młode, to przez trzy lata mieszkałyśmy razem w pokoju w Rzymie należącym do Włoskiej Federacji Tenisowej. Znamy się więc bardzo dobrze i nasze ścieżki wielokrotnie się krzyżowały. W wieku dziewięciu lat rozegrałyśmy razem pierwszy mecz w klubie w moim rodzinnym Brindisi, dlatego sobotni finał był dla nas wielkim dniem.
We Włoszech euforia trwała już od piątku i fani z niecierpliwością wyczekiwali historycznego finału z udziałem dwóch reprezentantek ich kraju. - To wielki dzień dla Włoch. Nie musiałyśmy niczego udowadniać, ponieważ od początku roku pokazywałyśmy, jak dobre jesteśmy w to, co robimy, i ile serca w to wkładamy. To niesamowite zagrać w takim meczu z jedną z przyjaciółek. Wiedziałyśmy, że będzie to dla nas wielkie zwycięstwo. To coś niesamowitego, nawet nie myślałam o tym, że zajdę tak daleko. Ona również tak nie sądziła - stwierdziła mistrzyni.
Na pomeczowej konferencji nie mogło zabraknąć pytań związanych z zakończeniem przez Pennettę kariery. - Czasem czułam, że brakuje mi już sił, dlatego uznałam, iż jest to znakomity moment. To nie była łatwa decyzja, ale cieszę się, że ją podjęłam - wyznała Włoszka, po czym dodała: - Zamierzam grać do końca obecnego sezonu, ale do Nowego Jorku już nie wrócę. Czekają mnie teraz turnieje w Wuhan i Pekinie, a jeśli będzie taka możliwość, to wezmę również udział w Mistrzostwach WTA rozgrywanych w Singapurze.
Pennettę zapytano również co myśli o tym, że w finale imprezy wielkoszlemowej spotkały się 26. i 43. rakieta świata. - Kobiecy tenis nie wygląda teraz tak jak 10 lat temu, kiedy poziom w Top 10 był naprawdę wysoki. Nie brakuje oczywiście znakomitych zawodniczek, ale teraz wszystko może się zdarzyć. Serena jest najlepszą tenisistką świata, miała wygrać ten turniej, ale każdej z nas może się trafić słabszy dzień. Roberta zagrała wspaniale i zasłużyła na to, by być w finale. Wszystko się doskonale dla nas ułożyło - zakończyła Włoszka, która w poniedziałek awansuje na najwyższe w karierze ósme miejsce.
Zawodniczki z dychy nie są żadnymi wielkimi f Czytaj całość
Nie pierwszy i nie ostatni. Flavia podobnie jak Francesca zdobyła to co największe w tenisie- wygrała Szlema. I to w jakim wieku i z jakiego rozstawienia!
Można?- Czytaj całość