Jerzy Janowicz zrezygnował z wyprawy do Azji na turnieje głównego cyklu, w których musiałby brać udział w kwalifikacjach. W zamian łodzianin zdecydował się na występy w europejskich imprezach rangi ATP Challenger Tour rozgrywanych pod dachem. W pierwszym starcie, w Orleanie, Polak awansował do finału, w sobotnim półfinale wygrywając 6:1, 2:6, 6:4 z Ilją Marczenką.
Janowicz już w gemie otwarcia półfinału musiał bronić się przed przełamaniem. W kolejnym sam uzyskał breaka po tym, jak Marczenko popełnił podwójny błąd serwisowy. Polak poczuł się pewny siebie. Na tyle, że w trzecim gemie zagrał trzy dropszoty, ale w każdym przypadku przegrywał punkt. Ukrainiec otrzymał więc szansę na odrobienie strat, lecz Janowicz oddalił zagrożenie, posyłając serwisową bombę (223 km/h) na ciało rywala.
W premierowej odsłonie najlepszy polski tenisista dzielił i rządził na korcie. W szóstym gemie po dwóch fantastycznych minięciach wywalczył kolejne szanse na przełamanie. Marczenko znów nie wytrzymał napięcia i oddał serwis, wyrzucając bekhend w aut. Łodzianin objął prowadzenie 5:1 i po chwili zakończył partię otwarcia.
Drugi set miał zupełnie inny przebieg - ton grze nadawał Marczenko. Rozstawiony z numerem ósmym Ukrainiec, w dużej mierze korzystając na błędach Janowicza, w czwartym gemie wywalczył przełamanie. Zaczął również o wiele lepiej returnować, ale Polak ułatwiał mu zadanie, ponieważ miał problemy ze swoim podaniem. O dwóch ostatnich punktach drugiej partii tenisista z Łodzi będzie chciał jak najszybciej zapomnieć - najpierw zagrał skrót, który wylądował na jego stronie kortu, a przy setbolu dla przeciwnika popełnił podwójny błąd serwisowy.
O losach awansu do finału musiał więc decydować trzeci set. Janowicz mógł rozpocząć od przełamania, jednak przy dwóch break pointach posłał dwa returny w siatkę. Polak, turniejowa "dwójka", w końcu przełamał, w gemie trzecim, ale natychmiast roztrwonił przewagę, bo znów nieroztropnie zagrywał dropszoty.
Jednak im bliżej było do końca meczu, tym Janowicz podkręcał tempo. Dziewiąty gem był popisem 24-latka z Łodzi. Po świetnych akcjach wywalczył szanse na przełamanie, a Marczenko ponownie nie wytrzymał presji i posłał bekhend poza kort. Tym samym Polak wyszedł na prowadzenie 5:4, a następnie zakończył mecz przy własnym serwisie.
Janowicz w ciągu godziny i 50 minut gry posłał dziewięć asów, popełnił sześć podwójnych błędów serwisowych, po trafionym pierwszym podaniu zdobył 40 z 50 rozegranych punktów, trzy razy został przełamany oraz wykorzystał cztery z siedmiu break pointów.
W tym meczu Janowicz pokazał swoje dwa oblicza. Lepsze - z pierwszego seta i z rozstrzygających fragmentów spotkania oraz to gorsze, gdy popełniał błąd za błędem, słabo serwował i nie miał pewności w grze z linii końcowej. Najważniejsze jednak, że łodzianin zwyciężył i powalczy o piąty w karierze, w tym pierwszy od lipca 2012 roku, gdy triumfował w Poznaniu, tytuł rangi ATP Challenger Tour.
W niedzielnym finale, który rozpocznie się nie wcześniej niż o godz. 15:30, Janowicz zmierzy się z Janem-Lennardem Struffem. Niemiec, 136. tenisista świata, w 1/2 finału wygrał 6:2, 3:6, 6:3 z Kennym de Schepperem.
Open D'Orleans, Orlean (Francja)
ATP Challenger Tour, kort twardy w hali, pula nagród 106,5 tys. euro
sobota, 3 października
półfinał gry pojedynczej:
Jerzy Janowicz (Polska, 2) - Ilja Marczenko (Ukraina, 8) 6:1, 2:6, 6:4