O egzaminie z życia, który przeszła Timea Bacsinszky pisał mój redakcyjny kolega, Kacper Kowalczyk. Skupię się tylko na 2015 roku, w którym wydarzyło się tak wiele wspaniałych rzeczy dla Szwajcarki. A mogło być jeszcze lepiej, gdyby WTA w ostatniej chwili nie podjęła kuriozalnej decyzji o braku możliwości zdobywania w Luksemburgu punktów w walce o Mistrzostwa WTA. Ale to już temat na inny tekst.
W 2009 roku w Luksemburgu Bacsinszky zdobyła swój pierwszy singlowy tytuł w głównym cyklu. Na kolejne czekała sześć lat. W minionym sezonie triumfowała w Acapulco i Monterrey. - Dwa zwycięstwa w Meksyku to oczywiście część najważniejszych wydarzeń 2015 roku - mówiła Szwajcarka w rozmowie dla portalu illustre.ch. Poza tym zaliczyła finały w Shenzhen i Pekinie. Szwajcarka świetnie wypadła również w wielkoszlemowych turniejach. W Rolandzie Garrosie doszła do półfinału, a w Wimbledonie do ćwierćfinału. W czerwcu zadebiutowała w czołowej "20" rankingu, a w październiku po raz pierwszy znalazła się w Top 10. W Paryżu w walce o finał uległa Serenie Williams. - To zawsze był mój ulubiony wielkoszlemowy turniej. W 2014 roku musiałam przejść kwalifikacje, by wystąpić w głównej drabince. Rok później zostałam rozstawiona i doszłam do półfinału. To wydaje się niewiarygodne - stwierdziła 26-latka z Lozanny.
- Szwajcarska Federacja bardzo dużo mi dała. Gdy zdecydowałam się spróbować ponownie bez wahania udzielono mi pomocy w każdy możliwy sposób. Często płakałam. Nigdy nie zapomnę tego, co przyjaciele dla mnie zrobili. Nie spodziewałam się, że wrócę w takim stylu i będę w taki sposób grała, jestem bardzo dumna - mówiła Bacsinszky dla portalu blick.ch. Już w 2008 roku zadebiutowała w Top 50 rankingu. W 2012 i 2013 roku miała mnóstwo zdrowotnych problemów. Przeszła operację stopy, zmagała się z kontuzją kostki, a z powodu urazu mięśni brzucha nie mogła wystąpić w igrzyskach olimpijskich w Londynie. Na zakończenie sezonu 2013 była notowana na 285. miejscu w rankingu, a 2015 rok zakończyła jako 12. rakieta globu.
Pod koniec października Bacsinszky naderwała więzadła w lewym kolanie, więc w ramach przygotowań do sezonu 2016 na początku pracowała głównie nad kondycją. - Jestem bardzo ostrożna i muszę wykonywać wszystko powoli - powiedziała. W 2016 roku bardzo ważny będzie dla niej Puchar Federacji. Poza występem w igrzyskach olimpijskich, chce wspólnie z Belindą Bencić poprowadzić Szwajcarię do zwycięstwa w meczu z Niemcami, który odbędzie się w lutym w Lipsku. Zamierza się odwdzięczyć za zaufanie, jakim obdarzyła ją rodzima federacja. Tak naprawdę już zrobiła bardzo dużo, bo w 2015 roku zdobyła pięć punktów, z czego trzy w meczu z Polską. Rozbiła obie siostry Radwańskie, a w dramatycznym deblu (9:7 w trzecim secie) wspólnie z Viktoriją Golubić dały Szwajcarii awans do Grupy Światowej.
Olimpijski sezon Bacsinszky rozpoczęła w Brisbane, choć mogła skrócić australijskie lato. - Wszystkie opcje są otwarte. Jeśli uznam, że nie jestem gotowa, odpuszczę sobie turniej w Brisbane. Będę słuchać mojego ciała. Szczerze mówiąc, nie spodziewam się cudów na początku roku - mówiła w Bienne, w siedzibie Szwajcarskiej Federacji Tenisowej (cytat z portalu lematin.ch). Ostatecznie w Brisbane zagrała i faktycznie nic wielkiego nie pokazała. Anastazji Pawluczenkowej urwała trzy gemy. Nie powiodło się jej również w Sydney, gdzie w I rundzie przegrała z Anną Schmiedlovą. - Doświadczenie nauczyło mnie, że nie ma podobnych do siebie lat. Muszę uzbroić się w cierpliwość. Jestem zdyscyplinowana. Nie spodziewam się robić nadzwyczajnych rzeczy od razu, nawet jeśli czuję, że jestem w stanie je wykonać. Mam 26 lat i wciąż mogę patrzeć w dłuższej perspektywie. Muszę się jeszcze wiele nauczyć - oceniła ubiegły sezon Bacsinszky, która w plebiscycie WTA została nagrodzona za największy postęp.
Szwajcarka już na początku 2015 roku osiągnęła finał w Shenzhen, po drodze pokonując Petrę Kvitovą. Następnie dotarła do III rundy Australian Open, eliminując m.in. Jelenę Janković. Później miała serię 15 z rzędu wygranych meczów, przerwaną dopiero przez Serenę Williams w ćwierćfinale w Indian Wells. To pozwoliło jej zbudować pewność siebie, co później zaprocentowała znakomitymi wynikami w Rolandzie Garrosie i Wimbledonie. - Po tak pomyślnej serii pomyślałam, dlaczego nie pójść dalej w wielkoszlemowych turniejach - stwierdziła i kilka miesięcy później robiła furorę na paryskiej mączce i londyńskiej trawie.
Rysą na ubiegłym sezonie w wykonaniu Szwajcarki okazało się amerykańskie lato. W Toronto, Cincinnati, New Haven i US Open nie wygrała nawet jednego meczu. - Wróciłam do Szwajcarii i przeprowadziłam badania krwi. Wykryto u mnie anemię, więc byłam ostrożna. Opuściłam turnieje w Seulu i Wuhanie, wróciłam dopiero w Pekinie - mówiła Bacsinszky. Był to wielki powrót. W stolicy Chin wygrała cztery trzysetowe mecze: z Camilą Giorgi, Carlą Suarez, Sarą Errani i Aną Ivanović. Dopiero w finale uległa Garbine Muguruzie, która była jej zmorą w 2015 roku. Wcześniej przegrała z Hiszpanką również w Australian Open i Wimbledonie. - Mogę jej tylko podziękować. Nie pozostawiła mi wyboru, muszę coś poprawić w swojej grze, by ją kiedyś pokonać - oceniła ambitna Szwajcarka.
Bacsinszky ma bardzo dobry serwis oraz znakomity oburęczny bekhend. To te dwa zagrania pomogły jej zadebiutować w czołowej 10, ale nie tylko. Szwajcarka osiągnęła niesamowity poziom regularności przy agresywnym stylu gry z głębi kortu, ale potrafi też pokazać się ze świetnej strony przy siatce. Można to było zobaczyć w pamiętnym deblu w Pucharze Federacji w Zielonej Górze, ale również w singlu nie boi się wykorzystywać swojego woleja. Jest to dosyć atrakcyjny tenis, w którym jest dużo siły, ale nie brakuje też techniki, choć między skutecznością uderzeń z bekhendu i forhendu są bardzo duże dysproporcje. Jeśli tylko będą ją oszczędzać kontuzje i poprawi forhend może zdziałać naprawdę wiele. Chociaż w głównym cyklu zadebiutowała już w 2004 roku jest ciągle bardzo młodą tenisistką. Ma wprawdzie 26 lat, ale przez problemy zdrowotne nie była w stanie rozwinąć skrzydeł. Dopiero w minionym sezonie pokazała na co ją stać. Pytanie czy to była już pełnia jej możliwości czy będzie w stanie zdziałać jeszcze więcej?
Boję się trochę, by ze Szwajcarką nie było jak z Kirsten Flipkens. Belgijkę również nękały kontuzje i choroby. Miała jeden sezon, w którym pokazała świetny tenis na miarę jej dużego potencjału. W sezonie 2013 doszła do półfinału Wimbledonu oraz awansowała na 13. miejsce w rankingu, a teraz jest na 85. pozycji, bo ciągle prześladują ją problemy zdrowotne. Bacsinszky ma lepsze warunki fizyczne, ale skoro na każdym kroku podkreśla, że musi być ostrożna to znaczy, że zdaje sobie sprawę, że sezon olimpijski może być dla niej bardzo trudny. Atakować jest łatwiej, zdecydowanie trudniej bronić się, gdy do większości meczów przystępuje się w roli faworytki. Wiele tenisistek, szczególnie młodych, po jednym znakomitym sezonie w kolejnym było cieniem samych siebie. Bacsinszky nie powinna podzielić ich losu. W sporcie jak w życiu, każdy zasługuje na drugą szansę, ale nie każdy potrafi z niej skorzystać. Szwajcarka jest kobietą po przejściach, niezwykle ambitną, ale twardo stąpającą po ziemi. Nie grozi jej zachłyśnięcie się wynikami z 2015 roku. Byle tylko kontuzje się od niej odczepiły.
Łukasz Iwanek