Tak jak każdy człowiek musi jeść i pić, aby żyć, tak kibic tenisowy żywi się wgniatającymi w fotel, rozpalającymi do czerwoności spektaklami. W ostatnich latach takich widowisk nie było zbyt wiele w kobiecych rozgrywkach. W stolicy Kataru trafiła się jednak prawdziwa gwiezdna wojna pomiędzy Agnieszką Radwańską a Robertą Vinci, która po latach będzie wspominana jako coś niezwykłego, tak jak z początków XXI wieku pamięta się fenomenalne bitwy Amelie Mauresmo z Justine Henin, batalię Martiny Hingis z Sereną Williams w ćwierćfinale Australian Open 2001 czy finał Rolanda Garrosa 2001 pomiędzy Jennifer Capriati i Kim Clijsters.
"Brawo. Za pojedynek, który z pewnością wejdzie do ekskluzywnego grona najlepszych meczów sezonu. Za spotkanie, które przywraca tenisowi piękno pojedynku na białą broń, gdy liczy się dotyk, inteligencja, atak, a nie tylko to, kto uderzy mocniej. Radwańska była czarodziejką kortów jeszcze bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Nasza Roberta również zasłużyła na to, by się przed nią ukłonić, bo potrafiła pokazać najwyższy poziom gry w starciu z przeciwniczką zdolną do odbicia wszystkiego, nawet piłek nadlatujących z księżyca. To w tej chwili najpiękniejszy mecz roku: woleje, minięcia, smecze, a wszystko to przyprawione elegancją, od której jaśnieją oczy". Tak to spotkanie ocenił Riccardo Crivelli z włoskiej "La Gazzetta dello Sport".
Potrzeba było dwóch artystek będących w świetnej formie, by kibice zobaczyli tenis, w którym chodzi o kreowanie gry, a nie o zabijanie piłki i zastanawianie się: wpadnie czy wyleci poza kort. Od pierwszej fazy było widać, że to musi być kapitalne widowisko okraszone nie szczyptą, ale toną nietuzinkowości. To był prawdziwy biały sport rodem z lat 90., gdy rakieta nie była trzepaczką, tylko narzędziem służącym do uprawiania sztuki tenisowej. Oczywiście siła i agresja były zawsze, ale tenis nigdy nie był przez nie zdominowany, tak jak to się dzieje od czasu, gdy prym zaczęły wieść siostry Williams.
W całym meczu było 101 akcji przy siatce (Radwańska zdobyła 33 z 49 punktów, a Vinci 29 z 52), co jest prawdopodobnie rekordem XXI wieku. Były w tym meczu wszelkie formy woleja i smecza, z ekstremalnie trudnym bekhendowym granym tyłem do siatki. Choć w dzisiejszym czasach często mamy przesadny nadmiar liczb podczas tenisowym transmisji, to akurat w tym meczu przydałyby się statystyki dropszotów i lobów, bo zobaczylibyśmy jak niecodzienne było to widowisko w czasach, gdy wiedzie prym rąbanie piłki. Nie obraziłbym się też na zestawienie obrazujące liczbę różnych zagrań w wymianach. Akurat w tym meczu obok akcji przy siatce to powiedziałoby najwięcej o jego przebiegu, bo duży plus uderzeń kończących do niewymuszonych błędów u obu tenisistek można było przyjąć za pewnik. Młodsi kibice zorientowali się, pewnie ze zdziwieniem, że tenis może być czymś więcej niż ściganiem się na moc uderzeń, a starsi, z nutką nostalgii, przypomnieli sobie czasy artystycznego białego sportu.
"W tenisie nie przyznaje się punktów za styl. Gdyby tak było, Agnieszka Radwańska miałaby już kilka wielkoszlemowych tytułów na koncie" - przytomnie zwróciła uwagę Joanna Sakowicz-Kostecka w trakcie transmisji z finału Qatar Total Open. I dobrze, że tak jest, bo tenis to nie skoki narciarskie, w których liczy się odległość i sposób lądowania. To jest konfrontacja różnych stylów, a najważniejsza zawsze jest skuteczność. Jednak ja już tak mam, że moje oczy jaśnieją, gdy oglądam mecz, w którym jest przegląd wszystkich możliwych zagrań, a nie tylko niszczycielska siła rażenia z głębi kortu i bomby w postaci drajw wolejów. Tenis zdominowany przez mechaniczną siłę jest dla mnie, jak monotonne trzepanie dywanu i nie daje mi radości, nawet jeśli pozwala zdobywać wielkoszlemowe tytuły.
Dzień po pełnym fajerwerków meczu z Vinci ogień zgasł i Radwańska została rozbita przez Carlę Suarez. "Wczoraj grała jak z nut, dzisiaj zgubiła partyturę" - takie podsumowanie usłyszałem w radiu. Jak widać nawet bolesną porażkę sportowca można nazwać z klasą. Nie musi to być wstyd, frajerstwo, kompromitacja czy czarny dzień. Mecz z Suarez pokazał słabość Polki, gdy dzień po zażartej batalii ponownie wychodzi na kort i nierzadko jest cieniem samej siebie. Oczywiście w tym przypadku nie sprzyjały jej okoliczności, bo mecz z Vinci zakończył się po północy miejscowego czasu, a poza tym Hiszpanka pokazała najwyższą jakość swojego tenisa. Gładka porażka z zawodniczką z Barcelony jest jednak tylko małą rysą na dobrym otwarciu roku przez krakowiankę. Bilans trzech startów Radwańskiej od stycznia to tytuł w Shenzhen oraz półfinały Australian Open i Qatar Total Open. Polka wygrała 16 z 18 ostatnich meczów (trzy dające triumf w Mistrzostwach WTA 2015 i 13 z 15 w tym roku). Już zdążyliśmy zapomnieć, że w ubiegłym sezonie na pierwszy półfinał czekała do kwietnia.
Trzy znaki rozpoznawcze współczesnego WTA Tour: kalejdoskop w rankingu, królowa Serena Williams i Agnieszka Radwańska - specjalistka od gorących piłek (z angielskiego hot shots). W starciu Polki z Włoszką mieliśmy takich zagrań bez liku, nie tylko w wykonaniu krakowianki. Te dwie wirtuozki rakiety zafundowały kibicom mecz tysiąca pereł i diamentów. Radwańska i Vinci były jak Mozart i Picasso. Stworzyły arcydzieło oddziałujące na wszystkie zmysły, zapewniające im wieczną pamięć.
Łukasz Iwanek
[b]Zobacz więcej tekstów Łukasza Iwanka ->
Zobacz wideo: Zbigniew Boniek: wybór Infantino to fajna decyzja dla Polski[u][color=#0066cc]
{"id":"","title":""}
Źródło: TVP S.A.
[/color][/u][/b]
ALE CO MA DO TEGO KOLEJNY SAMOOTWIERAJĄCY SIĘ FILMIK ZE ZBIGNIEWEM BOŃKIEM ????????????????????
Można oczywiście tęsknić za tenis Czytaj całość