Łukasz Iwanek: Niezatapialny świat tenisa bez gwaru i zgiełku (felieton)

Początek sezonu jest owocny dla Włoszek. W lutym Roberta Vinci, Sara Errani i Francesca Schiavone wywalczyły po jednym tytule.

Włochy to jeden z największych producentów wina na świecie. Tenisistki z Półwyspu Apenińskiego od lat nie przestają zaskakiwać. Francesca Schiavone po triumf w Rolandzie Garrosie (2010) sięgnęła mając 29 lat. W romantycznym włoskim finale US Open 2015 Flavia Pennetta pokonała Robertę Vinci. Zawodniczki z tego kraju są jak wino, im starsze tym lepsze.

W lutym trzy Włoszki cieszyły się z triumfu w zawodach głównego cyklu. Sara Errani, finalistka Rolanda Garrosa 2012, w Dubaju sięgnęła po największy tytuł w karierze. Droga po niego była naznaczona cierniami. Już w I rundzie miała problemy, ale wróciła z 1:5 w pierwszym secie i pokonała 7:5, 6:3 Saisai Zheng. W ćwierćfinale z Madison Brengle przegrywała 1:4 w trzeciej partii ze stratą dwóch przełamań, ale wygrała 4:6, 6:1, 6:4. W półfinale i finale, odpowiednio z Eliną Switoliną i Barborą Strycovą, nie oddała seta. Czeszkę rozbiła 6:0, 6:2.

Jeszcze bardziej wyboista była droga Franceski Schiavone po tytuł w Rio de Janeiro. 35-latka z Mediolanu stoczyła trzysetowe batalie z Kolumbijką Marianą Duque, Holenderką Cindy Burger (obroniła piłkę meczową) oraz w finale z Amerykanką Shelby Rogers. Spontaniczna radość Włoszki po tym triumfie pokazała nam po raz kolejny, że tenis to jej prawdziwa pasja. Niektórzy się zastanawiają, po co ona jeszcze gra, tylko rozmienia swoją karierę na drobne. A tymczasem Francesca po prostu robi, to co kocha i niech gra jak najdłużej, skoro potrafi się cieszyć z takich małych rzeczy, jak wygranie turnieju rangi International. Pierwszy tytuł od 2013 roku dał Schiavone powrót do czołowej "100" rankingu i pewnie obudził w niej wiarę w zakwalifikowanie się do turnieju olimpijskiego, który odbędzie się w sierpniu w Rio de Janeiro.

Schiavone to tenisistka wyjątkowa pod każdym względem. Po pierwsze, jej mecze to gwarancja fascynujących doznań, nawet gdy jest w słabszej formie. Po drugie, jest jedną z ostatnich zawodniczek, która karierę rozpoczęła w latach 90. XX wieku i ciągle pozostaje aktywna. Mogę więc napisać, że jej karierę obserwuję praktycznie od zawsze. I po trzecie, wracam do 2006 roku i znakomitego widowiska, zwłaszcza w pierwszym secie, jakie stworzyły Schiavone i Agnieszka Radwańska w półfinale turnieju w Luksemburgu. Już wtedy w mojej głowie świtała myśl o wielkiej karierze krakowianki. Zastanawiałem się też, czy Włoszka zdobędzie upragniony wielkoszlemowy tytuł i kilka lat później na paryskiej mączce dopięła swego. - Zawsze marzę i w siebie wierzę - mówiła w 2010 roku po największym w karierze triumfie. Udowodniła, że w sporcie nie ma rzeczy niemożliwych i nigdy nie warto nikogo przedwcześnie skreślać.

We Włoszech tenis techniczny cieszy się szczególną estymą. Na kanale Super Tennis komentator rozpływał się w zachwytach nad grą Agnieszki Radwańskiej w meczu z Robertą Vinci w ćwierćfinale turnieju Qatar Total Open. "Miracolo" (cudownie), fenomenale (fenomenalnie), non ci credo (nie do wiary), irreale (nierealne) - m.in. takimi określeniami komplementowane były bajeczne zagrania krakowianki. Nie zabrakło oczywiście "mamma mia" i pięknie brzmiącego "Aga la maga" (Aga czarodziejka). W stolicy Kataru Vinci uległa Polce po magicznym spektaklu, ale w lutym finalistka US Open 2015 swoje trofeum wywalczyła, do tego największe w karierze. W Sankt Petersburgu w ćwierćfinale stoczyła batalię z Tímeą Babos, wracając w trzeciej partii z 3:5. Poza tym bez straty seta rozprawiła się z Yaniną Wickmayer, Aną Ivanović i Belindą Bencić. 22 lutego, w wieku 33 lat i czterech dni, Vinci została najstarszą debiutantką w czołowej "10" rankingu WTA.

Włosi szanują swoje techniczne brylanty, bo zdają sobie sprawę, że przyszłość kobiecego tenisa w ich kraju niekoniecznie jawi się w różowych barwach. W Top 200 rankingu WTA jest sześć reprezentantek kraju z Półwyspu Apenińskiego i potencjalnych następczyń póki co na horyzoncie nie widać. Aktualnie wszystkie klasyfikowane są w czołowej "100". Są to Roberta Vinci (rocznik 1983), Flavia Pennetta (1982), Sara Errani (1987), Camila Giorgi (1991), Karin Knapp (1987) i Francesca Schiavone (1980). Jak widać jest tam tylko jedna tenisistka urodzona w latach 90. XX wieku. Pennetta, choć zakończyła karierę, nadal jest klasyfikowana w rankingu, bo być może bierze pod uwagę opcję gry w turnieju olimpijskim. W innym przypadku już dawno poprosiłaby o wykreślenie z listy swojego nazwiska. Trudno za nadzieję Włoch uznać Giorgi, zwłaszcza że nie jest technicznym brylantem i nie robi żadnych postępów. W Top 500 są młode tenisistki, jak Alice Matteucci, Cristina Ferrando, Georgia Brescia czy Jessica Pieri. Włosi w największym tenisie ciągle mogą polegać na tych samych nazwiskach, ale mogą mieć nadzieję, że nie nadejdą dla nich długie chude lata.

Piękny jednoręczny bekhend i zakradanie się do siatki ze zwinnością kota (Schiavone), najgroźniejszy slajs w kobiecym tenisie (Vinci) i forhendowy topspin pozwalający bardzo długo utrzymywać piłkę w korcie (Errani). Każda z bajecznie wyszkolonych technicznie Włoszek ma broń, którą doprowadza rywalki do rozpaczy. Errani ma dodatkowo największy w WTA Tour procent trafionych pierwszych serwisów. Można się śmiać, że jest to tylko wprowadzenie piłki do gry, ale ile tenisistek potrafi zabijać returnem z dużą skutecznością te wirujące podania? Nawet Serena Williams ma z tym problemy.

- Kochamy was! Nasza radość jest pełna, jesteśmy z was dumni. Finał, jaki się odbędzie w Nowym Jorku, będzie jednym z najbardziej niezwykłych w historii całego włoskiego sportu. Cokolwiek się stanie, nasza tenisistka wygra US Open. Niewiarygodne, ale prawdziwe. Te dwie dziewczyny, obie po 30. roku życia, dały nam w półfinałach niepowtarzalną, ponad trzygodzinną symfonię tenisową - takie emocjonalne zdania można było przeczytać na portalu gazzetta.it podczas ubiegłorocznego US Open. Flavia Pennetta "rozbiła Halep z niezwykłą łatwością", a Roberta Vinci "zatopiła marzenie najmocniejszej tenisistki w historii" o Klasycznym Wielkim Szlemie. Dwie doświadczone Włoszki w finale stworzyły romantyczną ucztę, w której nie było brutalnych wrzasków i wojny na moc uderzeń, tylko wielowymiarowa potyczka dla koneserów tenisa.

Śmiało można napisać, że ta symfonia na zawodowych kortach trwa od wielu sezonów. Włoszki od lat tworzą oryginalne widowiska ze stopniowaniem tempa i emocji, z urozmaiconymi wymianami, wspólnie z różnymi tenisistkami, choćby z Agnieszką Radwańską. W tym roku w stolicy Kataru Polka i Vinci zafundowały kibicom ucztę, w której było 101 akcji przy siatce. Riccardo Crivelli z "La Gazzetta dello Sport" bił brawa obu tenisistkom "za pojedynek, który z pewnością wejdzie do ekskluzywnego grona najlepszych meczów sezonu. Za spotkanie, które przywraca tenisowi piękno pojedynku na białą broń, gdy liczy się dotyk, inteligencja, atak, a nie tylko to, kto uderzy mocniej". Cztery lata temu w Mistrzostwach WTA w Stambule krakowianka i Errani stworzyły spektakl z ogromną dawką wirtuozerii, pełnym przeglądem pola i optymalnym wykorzystaniem geometrii kortu. W meczu tym było 90 akcji przy siatce i 102 kończące uderzenia. I wspomniana piękna bitwa Radwańskiej ze Schiavone z 2006 roku, gdy Polka pukała do bram wielkiego tenisa, a Włoszka marzyła o sięgnięciu tenisowego nieba.

Bez pełnej pasji, nieskrępowanej żadnymi ograniczeniami gry, jaką preferują Schiavone, Vinci czy Errani zapomnielibyśmy, że istnieje coś więcej niż świat tenisa przesyconego gwarem i zgiełkiem. Włoszki przypominają nam, że nawet w dzisiejszych czasach, gdy liczy się szybkość i siła, na korcie wciąż można wygrywać, gdy dominującą warstwą w grze jest spryt, inteligencja i intuicja. Bez włoskich artystek biały sport byłby wybrakowany, jak bajka bez morału. Im więcej takich tenisistek o ludzkich twarzach będzie dochodzić do głosu, tym większa nadzieja, że świat tenisa bez gwaru i zgiełku pozostanie niezatapialny.

Łukasz Iwanek

Zobacz więcej tekstów Łukasza Iwanka ->

Zobacz wideo: Ta wiadomość "przygniotła" Michała Kołodziejczyka. Totalna głupota czy świetny pomysł?

Źródło: WP SportoweFakty

Komentarze (5)
avatar
RadwańskaKerber
12.03.2016
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Fajny felieton! 
avatar
Eleonor_
10.03.2016
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Włoszki obok magicznej Agnieszki,to artystki technicznego tenisa:) 
Seb Glamour
10.03.2016
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
No cóż,czasy się zmieniają,nawet włoski tenis kobiecy ma swoje pierwsze "tłuczki";) 
avatar
piotruspan661
10.03.2016
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
"Aga la maga" Hi, hi zapewne komentator nie wie, co znaczy i jak podobnie brzmi polskie "łamaga". 
margota
10.03.2016
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
I taki tenis lubię oglądać :))
Mamy taką tenisistkę, Agę i z tego się bardzo cieszę :))