Mimo że mecz Keia Nishikoriego z Gaelem Monfilems bardziej niż pojedynek tenisowy przypominał walkę na wyniszczenie, dramaturgia, jaką zapewnili obaj, powodowała, iż było to spotkanie z gatunku tych, które mogłoby trwać w nieskończoność. Po takich pojedynkach podziw w równym stopniu należy się i wygranemu, i przegranemu. Ale tenis jest brutalny. W tym sporcie nie ma remisów i w każdym starciu musi zostać wyłoniony zwycięzca. W czwartek po niewiarygodnej walce został nim Japończyk.
Początek meczu należał do Monfilsa, który szybko wywalczył przełamanie i objął prowadzenie 2:0. Wprawdzie Nishikori wyrównał na 2:2, ale miał problem ze znalezieniem właściwego rytmu, popełniał wiele błędów i w gemie numer pięć znów oddał podanie. Dzięki temu Francuz po raz drugi uzyskał przewagę breaka i już jej nie roztrwonił, wygrywając inauguracyjną odsłonę 6:4.
W drugiej partii Monfils wyraźnie obniżył poziom, co bezlitośnie wykorzystał jego przeciwnik. Nishikori zaczął grać bardziej aktywnie, ograniczył błędy własne, częściej wprowadzał piłkę w kort returnem i dzięki temu łatwo wyszedł na prowadzenie 4:1, by ostatecznie zwyciężyć 6:3, w dużej mierze dzięki znakomicie funkcjonującemu forhendowi, którym spychał rywala do głębokiej defensywy.
W decydującej odsłonie Nishikori kontynuował dobrą grę z poprzedniego seta. Japończyk wywalczył przełamanie i wydawało się, że zmierza po pewny triumf, zwłaszcza że zachowanie Monfilsa wskazywało, iż paryżanin jest mocno zmęczony. Ale Francuz zdołał poderwać się do walki i odrobił stratę, wyrównał na 4:4, a następnie wyszedł na 5:4.
Zachęcany dopingiem publiczności tenisista z Paryża dostał nowe życie, a Nishikori znów przypominał tenisistę z pierwszej partii - nieregularnego i niepewnego swoich uderzeń. W dziesiątym gemie Monfils uzyskał trzy z rzędu piłki meczowe. Jednak żadnej nie wykorzystał. Po chwili wypracował czwartą szansę, lecz Japończyk obronił się cudownym zagraniem wygrywającym z forhendu, a następnie zdobył dwa kolejne punkty i utrzymał podanie.
Monfils słaniał się na nogach. W przerwach opróżniał kolejne butelki z wodą. Lecz walczył z wszystkich sił, bo wiedział, że szansa na awans do półfinału jego ogromna. I w 12. gemie znów wywalczył meczbola, ale ponownie go nie wykorzystał - tym razem bowiem Nishikori okazał się sprytniejszy przy siatce.
Obaj byli już krańcowo zmęczeni, a tymczasem czekała ich rozstrzygająca rozgrywka - tie break trzeciego seta. W nim od początku inicjatywa należała do Nishikoriego. Na zmianę stron reprezentant Kraju Kwitnącej Wiśni schodził przy prowadzeniu 4:2, ale następny punkt padł łupem Monfilsa.
To było jednak ostatnie słowo Francuza w tym niesamowitym pojedynku. Trzy ostatnie punkty zdobył Nishikori, przy meczbolu popisując się winnerem z forhendu, i tym sposobem po 2,5-godzinnej batalii opuszczał kort centralny jako zwycięzca.
How it all ended, from a numbers standpoint. pic.twitter.com/fRrNwWgumn
— TennisTV (@TennisTV) March 31, 2016
Dla Nishikoriego to drugie zwycięstwo z Monfilsem w drugiej konfrontacji. Tym samym Japończyk siódmy raz w karierze awansował do półfinału turnieju rangi ATP World Tour Masters 1000. Po raz ostatni w tej fazie zmagań zawodów "1000" był w sierpniu zeszłego roku w Montrealu, gdzie przegrał z Andym Murrayem.
Półfinałowym przeciwnikiem Nishikoriego, który drugi raz w karierze znalazł się w 1/2 finału Miami Open (poprzednio w 2014 roku, ale wówczas mecz o finał oddał walkowerem Novakowi Djokoviciowi), będzie Australijczyk Nick Kyrgios, który pokonał Kanadyjczyka Milosa Raonicia 6:4, 7:6(4).
Miami Open, Miami (USA)
ATP World Tour Masters 1000, kort twardy (Laykold), pula nagród 6,134 mln dolarów
czwartek, 31 marca
ćwierćfinał gry pojedynczej:
Kei Nishikori (Japonia, 6) - Gael Monfils (Francja, 16) 4:6, 6:3, 7:6(3)
Nishi jednak lepszy, Gael dał ile miał, może żałować piłek meczowych,ale też nie ma przypadkowości że rz Czytaj całość