WP SportoweFakty: Dwa lata temu urodziła pani córkę. Jak czuje się pani w rozgrywkach już jako matka?
Maria Jose Martinez Sanchez: Przez dwa lata nie grałam prawie wcale i przedtem nie myślałam zbytnio o powrocie na kort. Było to gdzieś z tyłu głowy, ale równie dobrze mogłam już odpuścić dalsze starty. Jakieś 10 miesięcy po porodzie zaczęłam tęsknić za tą nutą rywalizacji i czułam, że czegoś w moim życiu brakuje. Postanowiłam wznowić karierę. Zaczynałam dzięki zamrożonemu rankingowi i zakończyłam ten sezon w okolicach pierwszej "100". To przesądziło, że podjęłam dobrą decyzję.
Macierzyństwo zmieniło panią jako tenisistkę?
- Cóż, po narodzinach Andrei zaczęłam postrzegać wiele spraw z zupełnie innego punktu widzenia. Nie wiem, czy to przyszło z doświadczeniem lub wiekiem, ale porażki już tak mnie nie dołują, bo wiem, że w szatni czeka na mnie właśnie ona.
Czy było ciężko powrócić na kort i zostawić w tyle sprawy związane z córką, takie jak nawet zmiana pieluch czy pora jedzenia?
- Kiedy wyjeżdżam na turnieje, staramy się wyjeżdżać całą rodziną, więc trudno od tego uciec. W Katowicach nie było jej ze mną, bo byliśmy tylko na tydzień. Jeśli planujemy gdzieś spędzić więcej czasu, tak jak ostatnio w Stanach Zjednoczonych, Andrea jedzie z nami i zajmuje się nią mój mąż.
A czy ma już ulubione tenisistki w szatni, jakieś ulubione ciocie? Klaudia Jans-Ignacik wyznała, że jej córka najbardziej upodobała sobie Wiktorię Azarenkę.
- Nie wiedziałam o tym. Nie, z Andreą jest inaczej. Na razie lubi tylko kreskówki i nie zwraca większej uwagi na innych zawodników. Powoli zaczyna też odbijać piłki, bawić się z rakietą, jednak nie będę jej namawiać na to, by została zawodową tenisistką. Chcę po prostu, żeby umiała grać. Sama zadecyduje, czy zacznie swoją karierę.
Guapísima @mariajo_martine en la #playersparty. Y muy bien acompañada pic.twitter.com/7PpwGDUAMy
— Mutua Madrid Open (@MutuaMadridOpen) 1 maja 2016
Czy z uwagi na tak dużą liczbę grających mam, WTA powinno zatrudnić nianię, która będzie zajmować się waszymi dziećmi?
- Tak, to dobry pomysł. Na większości turniejów w strefie dla zawodniczek jest małe przedszkole, gdzie możemy zostawić dzieci, ale takie specjalne osoby na pewno by się przydały.
Czy w tourze wszystkie mamy trzymają się w grupie, wymieniają jakieś doświadczenia i dopytują o swoje pociechy?
- Coś w tym jest. Przed urodzeniem dziecka nie miałam specjalnych relacji z Kateryną Bondarenko czy Tatjaną Marią, ale po porodzie zbliżyłyśmy się do siebie i rozmawiamy ze sobą dużo częściej.[nextpage]
Hiszpania słynie ze świetnych deblistów. To efekt treningu na całym korcie, a nie skupianiu się tylko na grze z linii końcowej?
- Jak na tak mały kraj, jakim jest Hiszpania, mamy wielu wspaniałych sportowców, nie tylko tenisistów. Moim zdaniem wynika to z tego, że mamy świetnych trenerów. Sama nigdy nie skupiłam swoich przygotowań tylko na deblu. To bardziej poboczny efekt. Kiedy nie poradzisz sobie w singlu, możesz spróbować swoich sił w grze podwójnej, a każde doświadczenie procentuje.
Co z pani karierą singlową? Skupia się pani teraz głównie na deblu?
- Tuż po powrocie zagrałam kilka razy w singlu dzięki zamrożonemu rankingowi. Ciężko jest połączyć obie te rzeczy. Chciałabym tak robić, ale mój prawdziwy ranking jest bardzo niski i musiałabym powrócić do mniejszych turniejów. Wtedy ucierpiałby mój ranking deblowy.
Myśli pani jeszcze o występie na igrzyskach?
- Cóż, zrobię wszystko co w mojej mocy, ale będzie bardzo trudno. W Rio mogą zagrać tylko dwie pary z jednego kraju, a o te miejsca musiałabym rywalizować z Carlą Suarez i Garbine Muguruzą oraz Anabel Mediną i Arantxą Parrą.
ZOBACZ WIDEO Andżelika Kerber przywiozła puchar z Australian Open do Puszczykowa (źródło TVP)
{"id":"","title":""}
A ma już pani wybraną ewentualną partnerkę?
- Na razie gram z Gabrielą Dabrowski, ale jeśli chodzi o igrzyska pozostaje jeszcze Lara Arruabarrena, która jest w okolicach 30. miejsca, więc gdy mój ranking się poprawi, zaczniemy grać razem i spróbujemy zawalczyć o kwalifikację.
Tuż po powrocie do rozgrywek utworzyła pani parę z Wierą Duszewiną. Czy miało na to wpływ to, że ona też długo nie występowała na kortach?
- Tak, oczywiście. Przed którymś z turniejów obydwie szukałyśmy partnerki deblowej, a że znałyśmy się już wcześniej i byłyśmy w podobnej sytuacji, postanowiłyśmy zagrać razem.
Co uważa pani na temat on-court coachingu? Czy trener powinien przychodzić na kort w przerwach?
- Moim zdaniem zawodnicy powinni rozwiązywać swoje problemy samodzielnie. To może być pomocne, kiedy wysoko się przegrywa i nie widzi się pomysłu na dalszą grę, ale w innym wypadku jest to zbyteczne.
Rozmawiał Kacper Kowalczyk