- Otrzymaliśmy informacje od firmy zajmującej się monitorowaniem zakładów bukmacherskich dotyczących tenisa, że kilka tygodni temu podczas jednego z turniejów w Chile zawarto zaskakująco wiele zakładów na mecze Juana Carlosa Saeza i Ricardo Urzuy - wyjawił prezydent Chilijskiej Federacji Tenisa Ulises Cerda.
Pod lupą śledczych znalazły się spotkania Juana Carlosa Saeza i Ricardo Urzuy w II rundzie turnieju ITF Futures w mieście Talca. Obaj byli zdecydowanymi faworytami swoich pojedynków, ale ponieśli zaskakujące porażki, a na ich przegrane wpłynęły duże sumy pieniędzy w internetowych zakładach bukmacherskich. Saez uległ 2:6, 3:6 Alejandro Tabilo, natomiast Urzua poległ 0:6, 2:6 z Manuelem Peną.
- Będę bronił się przed tymi oskarżeniami, bo szargają moje dobre imię. Jestem spokojny, ponieważ nie zrobiłem nic złego. W tamtym turnieju wystąpiłem zaraz po wyleczeniu kontuzji pachwiny. Nie trenowałem, nie byłem w pełnej dyspozycji i mogłem przegrać z każdym - mówił Saez, aktualnie 614. gracz rankingu ATP.
25-latek wyznał, że w trakcie kariery otrzymał wiele korupcyjnych propozycji, ale z żadnej nie skorzystał. - Nie chcę ryzykować całej swojej kariery, by zarobić trochę brudnych pieniędzy. Ale zdaję sobie sprawę, że są tacy, którzy dają się namówić ludziom czerpiącym zyski z zakładów bukmacherskich, lecz sądzę, że w większości przypadków robią to ze strachu przed tymi osobami - dodał.
Z kolei Cerda przyznał, że w Ameryce Południowej, również w samym Chile, istnieją grupy osób, które namawiają tenisistów na ustawianie spotkań, często stosując groźby. - Są takie osoby i wiem, że niektórzy chilijscy tenisiści mieli z nimi kontakt. Dlatego bez względu na okoliczności będziemy karać wszystkie próby wpływania na wyniki meczów tenisowych - zapowiedział prezydent Chilijskiej Federacji Tenisa.
ZOBACZ WIDEO Ewa Brodnicka: z Ewą Piątkowską już nigdy się nie pogodzimy